Rozdział 11

214 17 1
                                    

Nazajutrz Amelie wykręciła się z porannych obowiązków jako powód podając złe samopoczucie. Rzadko kiedy stosowała tę metodę, ale dziś nie mogła się powstrzymać. Prawda była taka, że jedynie pragnęła uniknąć Jamesa, który już od samego rana powinien czekać na nią gotowy do pracy, ale do tej pory nie dał o sobie znaku życia. Od czasu do czasu nasłuchiwała dźwięków świadczących o jego obecności pod drzwiami, ale niczego nie wychwyciła, a to wcale nie oznaczało, że nie czaił się gdzieś blisko. Cieszyła się jak nigdy, bo potrzebowała kilku godzin sam na sam, aby w pełni zresetować umysł.

Obawiała się także konsekwencji wczorajszego wypadu, na który dała się namówić swojej przyjaciółce, a którego teraz bardzo żałowała. Znając swoje szczęście James dokładnie w tej chwili spowiadał się jej ojcu i matce, a oni głowili się jakiej reprymendy jej udzielić.

Spotkała ich dopiero przy rodzinnej kolacji, którą nagle nie wiedzieć czemu zapragnęli zorganizować. Czuła w kościach, że coś się święci, ale wciąż chwytała się ostatnich zlepków nadziei jakby kara magicznie miała ją ominąć.

Na tę okazję założyła skromną sukienkę sięgającą za kolano, a włosy upięła w coś na kształt niskiego koka, dla odmiany zostawiając dwa luźne pasma opadające po obu stronach twarzy, aby złagodzić surowość jej wyglądu. Jedynymi dodatkami, jakie wybrała, była para wiszących złotych kolczyków z perłami, którą dostała w prezencie urodzinowym kilka lat temu.

Wyszła z pokoju i ku jej niezadowoleniu natrafiła na Jamesa. Ten skłonił się jej lekko na powitanie i ostentacyjnie zlustrował od stóp do głów. Nie pozostawała mu dłużna i zrobiła dokładnie to samo. Prezentował się nienagannie w swoim zwyczajowym trzyczęściowym garniturze, tak odmiennym od stroju, w którym widziała go poprzedniego wieczoru, ale była pewna, że nie był to ten sam komplet, który nosił w dniu, w którym się poznali.

Bez słowa ruszyła przed siebie zostawiając ochroniarza w tyle. Nie powinno odwracać się plecami do swojego wroga, ale mimo otwartej niechęci buzującej między nimi, nie sądziła, by James jej zagrażał. Swoim zachowaniem w barze przekonał ją, że jest wręcz odwrotnie.

Do jadalni dotarła jako pierwsza, co było dość nietypowe. Zgodnie z zasadami etykiety nie mogła zająć miejsca przy stole, dopóki nie zrobili tego jej rodzice, wobec czego tylko stanęła z boku i cierpliwie czekała na ich pojawienie się.

Między nią a jej ochroniarzem zapanowała niezręczna cisza, ale nie miała ochoty jej przerywać. Mogłaby spróbować zagaić mężczyznę rozmową, ale obawiała się, że nie podłapie jej pomysłu. Prawdę powiedziawszy w ogóle nie rozumiała jego obecności w tym miejscu, ale postanowiła tego nie skomentować, bo i tak nie miała siły przebicia przy tym człowieku. Może to jakieś nowe ustalenia, o których nie miała pojęcia?

Jej rodzice weszli do jadalni kilka minut później. Wpierw u szczytu stołu usiadł jej ojciec, matka zajęła miejsce u jego boku, a Amelie umościła się naprzeciwko niej. Gdy tylko cała trójka znalazła się przy stole, do pomieszczenia zaczęła napływać liczna służba niosąca przeróżne potrawy. Wraz z matką czekali aż Albert, jej ojciec, nałoży sobie jedzenie na talerz i zacznie jeść, ponieważ nie mogły zrobić tego przed nim. Była to stara i zarazem głupia zasada, którą w jej rodzinie podtrzymywano. Nie widziała w niej sensu i słyszała także, że wiele innych rodzin królewskich już jej nie praktykowało, ale jak widać jej rodzina była wyjątkowo staroświecka.

Amelie sięgnęła do jednej z potraw i zaczęła nakładać kolejne porcje, ale powstrzymała się, gdy spostrzegła karcące spojrzenie Eleanor. Zawstydzona odłożyła łyżkę do półmiska z apetycznie wyglądającymi pieczonymi ziemniakami z rozmarynem, po których będzie musiała jedynie obejść się smakiem. Zrezygnowana opuściła wzrok na swój talerz, na którym znajdowała się jedynie sałatka ze świeżych warzyw i kawałek mięsa. Nabiła plaster ogórka na widelec, włożyła go do ust i z wyuczoną manierą powoli zaczęła go przeżuwać, choć jedyne na co miała ochotę to pochłonięcie całego talerza jednym wielkim kęsem. Przed tym ruchem powstrzymywała ją jedynie wizja wieczornego buszowania po lodówce, którego wprost nie mogła się doczekać.

Królewski ochroniarzWhere stories live. Discover now