Rozdział 21 (7.6)

335 17 1
                                    

Amelie wraz z Jamesem podążyli za Kendricem w stronę wyjścia. Mężczyzna szedł tak żwawo, że trudno było dotrzymać mu kroku. Najwidoczniej bardzo się spieszył, aby wyjaśnić sprawę z brakami miejsca w magazynie, ale księżniczce ani trochę to nie przeszkadzało, bo chciała znaleźć się na zewnątrz równie szybko co on.

Od upragnionej wolności oddzielała ją jedynie para masywnych drewnianych drzwi. Mężczyzna nacisnął na klamkę i używając nieproporcjonalnie dużej siły pchnął skrzydło przed siebie. Była tak skupiona na celu, że nawet nie zauważyła, że Kendric nie poświęcił chwili, by je dla niej przytrzymać, wobec czego drzwi z niewyobrażalną prędkością pomknęły w jej stronę, niemal uderzając ją w twarz.

Przed katastrofą uchroniła ją silna męska dłoń, która wyrosła w ułamku sekundy ponad jej ramieniem.

– Powinienem to zanotować? – usłyszała lekko zachrypnięty głos tuż przy prawym uchu.

Odwróciła się w stronę jego źródła i posłała oceniające spojrzenie. Nawiązywał do rozmowy, którą odbyli kilka dni temu.

– Nie bądź z siebie taki zadowolony, James. Każdemu zdarzają się wpadki – usprawiedliwiła zachowanie Kendrica, ale jedynie ze względu na własne korzyści.

– Mnie również wybaczyłabyś to rażące zaniedbanie?

Nie odpowiedziała, jedynie cicho warknęła pod nosem.

Kendric bardzo dobrze wiedział, że idą tuż za nim. W dobrym geście byłoby więc przytrzymanie dla niej drzwi, które otwierały się na zewnątrz, ale jak widać wymagała od niego zbyt wiele. Nie powinna brać niczego za pewnik, a to, że przyzwyczaiła się do takiego traktowania w pałacu nie oznaczało wcale, że będzie je otrzymywała również poza nim.

Przed budynkiem powitało ją przyjemnie rześkie powietrze oraz blask ulicznych lamp, które swym żółtopomarańczowym światłem ogrzewały surowe otoczenie. Przystanęła na moment i przymykając powieki spróbowała nacieszyć się chwilą. Może i było nierozsądnym tak odcinać się od otoczenia, ale u swojego boku miała Jamesa, który urodził się z oczami dookoła głowy i czuwał nad jej bezpieczeństwem.

Nie chciała się do tego przyznać, ale z każdym dniem ufała mu coraz bardziej, choć mocno starała się do tego nie dopuścić. Może powinna dać mu szansę? Zastąpił Richarda, człowieka, którego znała od dzieciństwa, ale nie zrobił tego na własne życzenie. To nie on był winny jego odsunięcia od dotychczasowych obowiązków. Dlaczego więc była tak negatywnie do niego nastawiona? Nie licząc słownych docinków, którymi raczył ją od czasu do czasu, wypełniał swoje obowiązki wzorcowo.

Gdy tak rozmyślała, niespodziewanie na nosie poczuła pierwszą kroplę deszczu, w której ślad podążyło kilka kolejnych. Palcami przetarła jedną z nich, która zbłądziła w kąciku jej oka i w jednej chwili pomyślała o pełnym makijażu, który nosiła, a także o książkach, które przyciskała do piersi.

Szeroko otworzyła oczy w poszukiwaniu samochodu, którym przyjechali, bo mimo tego, że była wykształcona na wielu płaszczyznach, orientacja w terenie nie stanowiła jej mocnej strony. Dostrzegłszy czarnego mercedesa na skraju ulicy, biegiem ruszyła w jego stronę, by móc schronić się w jego wnętrzu przed niespodziewanym deszczem, który przybierał na sile. Samochód stał zaparkowany stosunkowo niedaleko, kilka dłuższych susów powinno wystarczyć.

Klamka znajdowała się na wyciągnięcie ręki. Wtem usłyszała głośny dźwięk klaksonu ze swojej lewej, ale nim udało jej się w pełni zarejestrować jego źródło, jej ciało zostało gwałtownie szarpnięte w tył i zderzyło się z muskularnym ciałem drugiego człowieka. Czyjaś ręka oplatała ją w talii i przyciągała do szerokiej klatki piersiowej, nie zostawiając zbyt wiele miejsca pomiędzy. Jedynym elementem, który ich rozdzielał, były dwa egzemplarze biografii w twardych oprawach, które teraz boleśnie wbijały jej się w żebra i które tworzyły dystans, którego nie wiedzieć czemu chciała się pozbyć.

Królewski ochroniarzWhere stories live. Discover now