|13| Yvette Reynolds

3.6K 128 95
                                    


    Yvette nie sądziła, że po ostatnich wydarzeniach coś będzie w stanie ją zszokować. Jednak jak zwykle w takich sytuacjach bywa, życie zweryfikowało to w dość brutalny sposób. Zapewne dlatego w tamtym momencie, zamiast malować obraz dla Marcusa, opatrywała ranę Michaela, której była sprawczynią.

    Milczała, ale jej głęboki i głośny oddech zdradzał poirytowanie. Przede wszystkim dlatego, że mieli już się nie zobaczyć. Nie chciało jej się wierzyć, że nagle, ot tak Aaron musiał wracać. W dodatku Mike, który postanowił włamać się do jej pokoju, wystarczająco ją zdenerwował. 

    Nie żałowała, że potraktowała go patelnią, chociaż gdy zobaczyła strużkę krwi lecącą po jego skroni, przez chwilę zastanawiała się, czy zrobiła dobrze. W końcu pomyślała, że zasłużył. Nie był zbyt dobrym człowiekiem, więc mógł chwilę pocierpieć.

     — Chyba mam szczęście, że to właśnie ty przyjebałaś mi w głowę — zaśmiał się O'Connor, a Yvette znieruchomiała. — Inni by się tym nie przejęli.

    Obdarzyła go spojrzeniem pełnym irytacji, jednak wydawał się niewzruszony i wciąż głupkowato się uśmiechał.

    — Masz szczęście, że nie obudziłeś mojej cioci — zauważyła, szybko orientując się, ile rzeczy omijało ostatnio Elizabeth, mimo że działy się pod jej nosem. — Dobrze, że po lekach przeciwbólowych śpi jak niemowlę.

    — Zaraz, zaraz... to ty na mnie krzyczałaś.

    — Bo się tu włamałeś! — Fuknęła, wycierając resztki krwi z jego jasnych kosmyków.

    — Masz szczęście, że to ja wykorzystałem sytuację, a nie... — urwał.

     — No właśnie? — Zapytała z kpiną. — A nie kto? Ludzie, którzy chcą ci skopać zad, więc dobiorą się do mojego, tak?

     Michael stracił rezon, gdy świdrowała jego profil oskarżającym spojrzeniem. Sama nie wiedziała na co liczyła. Może na to, że nagle oświadczy, iż to wszystko było jedynie głupim żartem i wcale nie jest w niebezpieczeństwie. 
    Jednak im dłużej Mike zaciskał szczęki i milczał, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że niczego takiego nie usłyszy.

     Z westchnięciem przyłożyła do jego głowy opatrunek, zębami rozrywając opakowanie ze specjalnym bandażem. Michael zerknął na nią, kiedy próbowała nałożyć mu coś w rodzaju czepka z dziurami.

     — Co ty kurwa robisz? — mruknął, odtrącając jej ręce.

    — Próbuję...

     — Daj spokój, nie potrzebuję tego.

     — Ale...

     — Nie mam zamiaru paradować w tym gównie — wstał, patrząc na nią z góry.

     — Jak chcesz — wzruszyła ramionami, udając obojętność. Założyła ręce na piersi, odczekując kilka sekund. — Nie ma za co, wiesz?

     Zmarszczył brwi, przyglądając się jej intensywnie.

     — Liczyłam, że mi podziękujesz — mruknęła, orientując się, że albo Michael był kompletnym dupkiem, albo tak mocno dostał patelnią, że teraz miał zaniki pamięci i stracił ludzkie odruchy. 

     — Mam ci podziękować za to, że przez ciebie boli mnie głowa? — Zapytał nie kryjąc rozbawienia w głosie.

     Popatrzyła na niego wyzywająco, zastanawiając się, czy mogła trafić na większego palanta. Myślała o tym, jak idealizowała jego obraz w głowie, jakby nie dostrzegając tych wszystkich wad. Przypomniała sobie Chestera, który beztrosko zajadał frytki siedząc na dywanie, bez uszczypliwości. Chociaż ich znajomość zaczęła się kiepsko, przynajmniej się zreflektował. Michael był zbyt uparty na taki gest.

Tam Gdzie Gwiazdy Świecą NajmocniejOnde histórias criam vida. Descubra agora