|12| Michael O'Connor

3.1K 139 169
                                    


    Michael przekroczył próg więzienia, czując na sobie wzrok przysadzistego policjanta. Kiedy poddał się kontroli, mężczyzna wydawał się podejrzliwy, jednak nie odezwał się ani słowem. Mike zdał do depozytu drobiazgi, które nosił w kieszeni a potem podpisał stosowne dokumenty. Po chwili pojawił się wysoki policjant, który zaprowadził do do wielkiej sali.

     — Tam, pod ścianę — mruknął, wskazując wolny stolik. 

    Blondyn podążył przez salę i usiadł w wyznaczonym miejscu. Powiódł wzrokiem po sali. Przy niektórych stolikach siedzieli skuci mężczyźni w pomarańczowych uniformach. Naprzeciwko nich najczęściej siedziały kobiety. Mike pociągnął nosem, zniecierpliwiony. 

    Dopiero po kilku minutach drzwi po przeciwnej stronie pomieszczenia się otworzyły. Nim mężczyzna o włosach przyprószonych siwizną, dotarł do stolika, minęły długie sekundy. Usiadł ciężko na krześle, pociągając przy tym rękoma. Był wyraźnie niezadowolony ze sposobu, w jaki przyszło mu odbyć tą wizytę.

    — Grzecznie, Hamilton — mruknął policjant, który go tu przyprowadził. — Inaczej wrócisz do celi.

    Stróż prawa odszedł kawałek i ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Mike wiedział, że nie zamierza zostawić ich całkiem samych.

     — Nie sądziłem, że kiedykolwiek odwiedzi mnie O'Connor — zaczął Friderick, niskim głosem.

     — Nigdy nie miałem tego w planach — potwierdził, zakładając przed siebie dłonie. Nachylił się delikatnie, jednak ten ruch nie przeszedł uwadze czujnego policjanta.

    — Nie wątpię. Chodzi o Blair?

    — Nie — zaprzeczył. — Ale jeśli cię to pocieszy, kazała cię pozdrowić.

     — Mogłaby odwiedzić staruszka. Czyżby zapomniała, że mój adres jest niezmienny?

    Wzruszył ramionami, nie chcąc wdawać się w zbędną dyskusję. Zwłaszcza, jeśli miałaby dotyczyć właśnie jej.

    — Z czym do mnie przychodzisz, dzieciaku?

    — Red Snakes wrócili.

     Friderick spojrzał na niego badawczo, nieznacznie poprawiając się na plastikowym krześle. 

    — Cóż, w takim razie interes Diego może być zagrożony — mruknął. — Jak sądzę i twój. To prawda, że mianował cię prawą ręką?

    — Może.

     — Ojciec nie byłby z ciebie dumny, Michaelu — kiwnął głową powoli, a na jego usta wpełzł uśmiech. — Ale ja jestem. Przez pewien czas, traktowałem cię jak syna.

    Mike prychnął, przypominając sobie, że był raczej zbędnym elementem życia Hamiltonów. Fakt, że przez jakiś czas Friderick pozwalał mu spać pod ich dachem i żywić się w ich domu, nie czynił go w żaden sposób jego synem

    — Byłeś twardy, Michaelu — kontynuował. — Gdyby Blair była chłopcem, chciałbym żeby wyrosła na kogoś takiego jak ty.

    — Może, gdybyś powstrzymywał się od takich komentarzy, bywałaby tutaj częściej?

    — Więc... utrzymujecie kontakt — spojrzał na niego spod przymrużonych powiek.

    Mike pomyślał, że to nawet zabawne. Zdecydowanie utrzymywali ze sobą ten rodzaj kontaktu, za który Hamilton, gdyby mógł, powiesiłby go za jaja tuż pod sufitem. 

Tam Gdzie Gwiazdy Świecą NajmocniejWhere stories live. Discover now