|04| Michael O'Connor

4.1K 138 36
                                    




    Mike obracał w dłoni srebrną benzynową zapalniczkę. Co jakiś czas , otwierał górną jej część i odpalał, by zobaczyć pomarańczowy płomień. Wokół było cicho, a jedynym odgłosem jaki słyszał, był jego oddech. Przenosił raz po raz wzrok wzdłuż ciemnej uliczki, na którą padały złowrogie cienie budynków. Rozsiadł się w swoim Jeepie, oddychając wolno i spokojnie. Po kilku minutach drzwi otworzyły się, a na siedzenie opadł miękko Matthew Cross.

    – Załatwione – powiedział. – Wracamy?

    Mike niespiesznie schował zapalniczkę do kieszeni i leniwie odpalił silnik. Reflektory oświetliły asfalt, pokryty kałużami. Mike zawsze lubił deszcz. Żałował, że kilka minut wcześniej przestało padać. Miał wtedy wrażenie, że ciężkie krople zmywają nie tylko uliczne brudy całego miasta, ale także te jego, prywatne. Ignorował fakt, że w tym świecie, nawet deszcz był mocno zanieczyszczony, a jego funkcja czyszcząca to jedynie pozór.
    Pozorem, zresztą, było też całe jego życie.

    – Zmiana planów – odpowiedział w końcu i ruszył gładko. Przynajmniej samochód znów działał sprawnie. – Diego prosił, żebyśmy skoczyli jeszcze w jedno miejsce.

    – Poważnie? – Matt skrzywił się, kręcąc głową. – Izzy będzie się martwić.

    Mike z całych sił starał się nie przewrócić oczami. Byli w pracy, nie miał zamiaru rozmawiać o niczym, co nie byłoby z tym związane.

    – Szybka akcja, gwarantuję – odpowiedział. – Wchodzimy do baru i węszymy. Wood spotka się z nami na miejscu.

    – Świetnie – mruknął w odpowiedzi. – Z waszą dwójką, to na pewno będzie "szybka akcja" – ostatnie słowa zaakcentował z wyraźną ironią.

    – Nie podoba ci się coś, Matthew?

    Mike potrafił szybko stracić opanowanie a ta sytuacja, nie była wyjątkiem. Ostatnimi czasy Cross strasznie go irytował. Jedyne o czym myślał to Isabelle Whitemoore, a to nie podobało się Michaelowi. Czuł, że sprawy biznesu, stają się dla tego blondyna dalekie, a to stwarzało zagrożenie dla wszystkich Kingsów.

    – Luz – odpowiedział, zakładając ręce na piersi. Odwrócił głowę w kierunku szyby i zamilkł wymownie.

    – Przypomnij sobie dla kogo to robisz – polecił Mike.

    – Dlaczego ciągle się mnie czepiasz, co?! – warknął podirytowany Matt. – Przecież robię wszystko jak zawsze!

    – Zawsze byłeś taki rozkojarzony?! – uniósł się, nerwowo poprawiając się na siedzeniu. – Nie sądzę!

    – Mam dużo na głowie, tak!?

    – Wszyscy mamy coś na głowie – odwarknął Mike, tracąc opanowanie. – Ty zachowujesz się, jakbyś robił nam łaskę, że w ogóle wypełniasz swoje obowiązki!

    – Chyba ci się coś pomyliło, stary – zaoponował. – Zapierdalam dokładnie tak samo jak wy, ogarniam sprawy matki i do jasnej cholery, biorę ślub! Chyba mam prawo być czasem zmęczony!

    – Czasem – prychnął Mike. – W robocie nie odpowiadasz tylko za siebie, rozumiesz!?

    – Nie mam zamiaru słuchać, jak się do mnie wiecznie dopierdalasz, O'Connor – odwarknął Matt, gromiąc go wzrokiem.

    – Nie dopierdalam się. Stwierdzam tylko fakty.

    – Od czasu zaręczyn, wiecznie masz do mnie o coś problem – syknął.

    – Wydaje ci się.

    – O nie, nie, nie – zaoponował. – Wszyscy to widzą. Możesz nie wierzyć w miłość, ale odpierdol się od tego, jak chcę żyć!

Tam Gdzie Gwiazdy Świecą Najmocniejजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें