|03| Yvette Reynolds

3.9K 149 47
                                    


    Yvette upiła łyk gorącej kawy, przy okazji parząc sobie czubek języka parującym napojem. Przeklęła pod nosem, odstawiając kubek na blat. Znów nie spała za dobrze, chociaż musiała przyznać, że po trzech latach spędzonych z daleka od toksycznego domu, nie była to już tak częsta przypadłość. Jakiś czas temu koszmary powróciły, a wraz z nimi ten męczący stan czuwania. Dziewczyna budziła się w środku nocy z poczuciem utraty bezpieczeństwa. Przerażona patrzyła w kierunku drzwi od sypialni, jakby spodziewała się, że zaraz jeden z pijanych kolegów ojca, lub on sam, wkroczy do pomieszczenia. Wyobraźnia podsuwała jej obrazy z przeszłości tak wyraźne, że nie jeden raz zrywała się z łózka, by zapalić światło. Miała wrażenie, że cienie, które wędrowały po jej pokoju, ożywają i stają się prawdziwymi ludźmi. Miała wrażenie, że słyszy skrzypiące schody i ten ciężki, pijacki oddech na karku.

    Dziś nie mogła pozwolić sobie na słabość, więc postanowiła ratować się kawą. W przelocie wymieniła kilka zdań z ciotką Elizabeth, która wypytywała o szczegóły jej dnia. Yvette kochała troskę w jej głosie. Był tak inny od tego, co fundowała jej matka. Jeszcze przed południem pojechała do ośrodka, w którym przebywała Charlotte. Spędziła z nią godzinę, podczas której układały puzzle dla dzieci, a jej siostra wykrzywiała usta w czymś na pozór uśmiechu. Żal było jej odchodzić, jednak musiała śpieszyć się do pracy. Czuła wyrzuty sumienia, gdy żegnała się z tą uroczą, młodą kobietą, dla której była najważniejsza na świecie. Starała się nie pokazywać swojej słabości, bo chociaż Charlotte nie była w stanie komunikować się tak, jak ona, wcale nie oznaczało to, że nie wiedziała co się dzieje. Była inteligentna, chociaż los okrutnie ją doświadczył.

    — Muszę już iść — westchnęła, ściskając jej ciepłą dłoń. — Dziś moja szefowa organizuje wystawę, będę w pracy. Przyjadę do ciebie po weekendzie, dobrze? Poproszę doktor Janet, żeby pozwoliła nam wyjść na spacer. 

    Yvette ucałowała skroń siostry przy jej radosnym okrzyku. Następnie wyszła z sali i przemierzyła korytarz. Przy recepcji wpisała godzinę swojego wyjścia, ze względów formalnych.

    — Pani Reynolds — usłyszała obok siebie — dobrze, że Panią widzę.

    Blondynka podniosła wzrok widząc obok siebie wspomnianą wcześniej lekarkę. Kobieta w średnim wieku, o wyraźnie afrykańskich korzeniach spojrzała na nią łagodnie. Yvette w jej obecności czuła się zawsze tak, jakby sama była jej pacjentką.

    — Dzień dobry.

    — Chciałam porozmawiać o Charlotte — uśmiechnęła się formalnie. — Ostatnia infekcja, to na szczęście już przeszłość.

    — Cieszę się — odpowiedziała, czując ulgę. — Ostatnio było ich sporo.

    — Charlotte ma osłabioną odporność, dlatego bardzo szybko pojawiają się kolejne. Robimy co możemy, żeby to poprawić. 

    Dziewczyna kiwnęła głową, mocno zaciskając palce na czarnym długopisie.

    — W tym tygodniu przeprowadzimy kolejne badania. Jednak jest jeszcze jedna kwestia...

    Yvette znała ten ton głosu. Wiedziała, że cokolwiek za chwilę usłyszy, nie będzie to nic przyjemnego. Wstrzymała nieświadomie oddech, wpatrując się w twarz o łagodnych rysach. 

    — Od przyszłego miesiąca pakiet, którym objęta jest Pani siostra znacznie podrożeje. Sama Pani rozumie, koszty rosną — z kieszeni wyjęła małą broszurę, którą ręczyła zielonookiej. — Tutaj znajdzie Pani wszelkie informacje. Zawsze może Pani przejść na inny, tańszy pakiet, jednak w sytuacji Pani siostry, jest to mniej korzystne.

Tam Gdzie Gwiazdy Świecą NajmocniejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz