11) Dwie różne historie

5 0 0
                                    


Dwie różne historie – jak wydawało się z początku – nie miały ze sobą nic wspólnego, póki nie dotarły do pewnego punktu. Pewnie też mało kto mógłby przypuszczać, że w ogóle coś będzie je ze sobą łączyć, ale to mógł być dowód na to, jak niezbadane i niepewne są ścieżki losu.
Bohaterem pierwszej historii był mężczyzna – podchodził pod pięćdziesiątkę, nie miał już żadnych marzeń, bo to, co chciał zrealizować w życiu, dokonał i właściwie mógł spędzać dni identycznie, dopóki nie nastanie jego kres. Jako że nigdy nie marzył o własnej rodzinie, pomocą i czasem służył rodzeństwu i gronu bratanków i siostrzeńców. Kiedy była ku temu sposobność, spotykał się z kolegami także po pracy, pił piwo i przy smażonym kurczaku rozmawiał na bieżące tematy, jak sport, polityka czy kiedy najlepiej jechać na ryby, by brały. Czasami spędzał wieczory sam, grając na konsoli, ale nie czuł, że czegoś mu brakuje. Taka egzystencja w pełni go satysfakcjonowała, a jeżdżenie do pracy metrem od lat stanowiło rutynę w dni robocze, do której przywykł do tego stopnia, że nie zwracał uwagi na innych pasażerów, choć wśród nich byli tacy, z którymi podróżował bardzo, bardzo często.

O tym, że mógłby coś jeszcze przeżyć, pomyślał, gdy niespodziewanie kolega z boksu obok w biurze oznajmił – cały uśmiechnięty i bez wątpienia szczęśliwy – oznajmił, iż spotkał pewną kobietę, w której zakochał się z wzajemnością i którą zamierza niedługo poślubić, a współpracowników zaprasza chociażby na ślub. Miło byłoby pójść na niego w delegacji firmowej, ale też i jako dobry znajomy, tylko tak bez osoby towarzyszącej?

Właściwie to od dawna z nikim się nie spotykał, czasami jedynie łapał się na rozmyślaniu, czy ludzie mogą żyć bez miłości? Nie sądził, by kiedykolwiek miał się ożenić, ale musiało być przyjemnie zasiadać wieczorami na kanapie przy boku ukochanej osoby, przytulać się do niej i czuć taki rodzaj ciepła, którego nie daje żaden przedmiot. Ale już od dawna nie był na żadnej randce, nie był pewien, czy w ogóle jeszcze pamięta, jak to jest się z kimś umawiać.

Drugą historią była moja. Była, choć najchętniej usunęłabym ten rozdział ze swojego życia, bo przyniósł ze sobą wiele smutku – nie wynikał on z czyjegoś odejścia na wieczność – i pozbawił apetytu nie tylko na życie, ale na wszystko. Przez wymagania, jakie nagle jednego popołudnia spadły na moje plecy, musiałam szybko przeorganizować swój plan dnia, na nowo poukładać priorytety, a przy tym zapomnieć o swoich potrzebach, bo przymusowo coś innego było ważniejsze.

Dałam się tak wrobić tylko dlatego, że obiecano mi gruszki na wierzbie, o czym przekonałam się, kiedy ledwie potrafiłam dychać. Urabiałam się po łokcie, by klienci po wizycie nie składali żadnych skarg czy zażaleń, wszelkie wnioski tworzyłam i sprawdzałam tak skrupulatnie, że widziałam rubryki do wypełnienia, nawet kiedy chciałam wreszcie zasnąć. Ale spanie nie było już zwykłą potrzebą, a dobrem luksusowym, na które mogłam pozwolić sobie właściwie tylko w niedziele, w pozostałe dni walcząc z bezsennością i faszerując się tym, co ponoć miało mi pomóc. To nie były też odpowiednie warunki do tego, by jakikolwiek związek mógł kwitnąć. Mój czekał koniec, którego w całym tym wyścigu mnie zaskoczył, wręcz mną wstrząsnął.
I właśnie to zdarzenie stało się wspólnym punktem dla dwóch różnych historii.

*

– Hej, słuchasz w ogóle, co do ciebie mówię?

Powinnam zaprzeczyć, udawać, że całą uwagę poświęciłam przez ostatnie kilka minut ukochanemu, ale prawda była taka, że odpłynęłam myślami – lub też wróciłam, jak kto woli – do pracy i tego, co jeszcze powinnam zrobić, nim zastanie mnie świt. Meta tego całego zamieszania była już widoczna na horyzoncie, pozostało niewiele, by do niej obiec i na nowo żyć, a nie tylko starać się ze wszystkich sił przetrwać.

Kiedy pogoda jest ładnaWhere stories live. Discover now