5) Szlachcianka z zachodu

3 0 0
                                    


Od dnia, w którym przyszła na świat, stała się tematem plotek. Pierwsza dotyczyła tego, że się urodziła – pierwsza dziewczynka w rodzinie od czterech pokoleń, pewnie nie jest więc biologiczną córką, a bękartem spoza małżeństwa. Nim ukończyła rok, była zbyt podobna do ojca i starszych braci, by plotka mogła żyć dalej. Wtedy pojawiła się wieść, że dziewczynka jest kaleką – jedna z jej nóg jest krótsza, przez co mocno kuleje, a niania musiała wyprowadzać ją na spacery w wózku. Ta pogłoska także spotkała się z prawdą i pożegnała z życiem – dziewczynka biegała po parku w majątku, w niczym nie ustępując swojemu rodzeństwu.

Plotki rodziły się i umierały, zawsze ktoś o niej mówił. Ja jednak od początku znałem ją jako szlachciankę z zachodu.

Po raz pierwszy spotkałem ją, kiedy sam byłem dzieckiem. Maszerowałem pieszo do wiejskiej szkółki, w której jak inni siedmiolatkowie przyswajałem podstawową wiedzę. Za nią szło większe zrozumienie tego, jak działa otaczający mnie świat. Do tego sprawiła, że miałem kolegów w swoim wieku, a nie tylko towarzystwo rodziców i dziadków. Kiedy ja szedłem z zaciętą miną, mała szlachcianka właśnie odbiegała od swojej niani i zjawiła się na ścieżce tuż przede mną.

Nigdy wcześniej nie widziałem kogoś o tak dużych oczach, kto patrzyłby równie uważnie co ona. Jak na kogoś dobrze wychowanego chciałem się przywitać, ale nie zdołałem wymówić słowa, kiedy rozległo się głośne:

– Panienko, tak nie wolno! Proszę tu wrócić!

Dziewczynka zdawała się jej nie słyszeć, zamiast tego uśmiechnęła się do mnie, po czym odbiegła w stronę, skąd przyszedłem. Patrzyłem za nią, a niańka próbowała dogonić dziewczynkę, ciągle krzycząc:

– Panienko! Panienko!

Ta sytuacja utkwiła mi w pamięci, bo nigdy wcześniej nic podobnego mi się nie zdarzyło, a dziewczynki nie widziałem później przez długi czas. Gdy opowiedziałam o tym spotkaniu bliskim, babcia z pewnością w głosie powiedziała:

– To musiała być ta mała szlachcianka z zachodu – po czym opowiedziała mi o najbogatszych ludziach mieszkających w naszej okolicy.

Słuchałem tego bez większego zainteresowania – dziecko z ludu nie do końca jeszcze rozumiało podział klasowy. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy zacząłem pomagać ojcu w jego pracy i dostarczać różne towary do jaśnie państwa.

Wtedy jej nie widywałem, drugie spotkanie nastąpiło przed balem, który urządzali rodzice szlachcianki. Zawoziliśmy wtedy beczki z winem, a dziewczyna zjawiła się na podwórzu, gdy rozładowywaliśmy wóz. Nie poznałem jej, bo bardzo wyrosła, ale umiałem stwierdzić, że jest bardzo ładna. Ale to było tyle – jedna poświęcona myśl, po czym wróciłem do obowiązków. Jednak od tego zdarzenia zaczęliśmy wpadać na siebie o wiele częściej. I to nie w pobliżu szlacheckiej posiadłości, ale też w centrum miasteczka – nabrałem wprawy i byłem w stanie załatwić wiele spraw w imieniu ojca, jak i sąsiadów, którzy mniej sobie radzili ze swoimi biznesami. Z tego względu bywałem w nim często, a szlachcianka albo spacerowała w stronę targu lub zachodziła do butików, bo mogła pozwolić sobie na zakup nowych materiałów i sukienek.

Natknąłem się i wpadłem na nią – dosłownie – kiedy potrzebowałem przedrzeć się przez tłum chętnych zakupić cokolwiek lub sprzedać, by mieć za co żyć. Nie uderzyłem w nią mocno, ale i tak zatoczyła się. W pierwszym odruchu chwyciłem ją za rękę powyżej nadgarstka, co jednak nie było takim dobrym pomysłem, bo przy tym wypuściłem paczkę z materiałem na płaszcz dla dziadka. Na moje nieszczęście wylądowała w pobliżu kałuży i się zgniotła. Wiedziałem, że matka mnie za to porządnie zgani.

– Przepraszam bardzo! Nic się panience nie stało?

Być może przesadziłem z troską kryjącą się w głosie, ale nie mogłem pozwolić sobie na żadne kłopoty – nie przywykłem do bycia w centrum uwagi czy podejrzanym o niecne występki. Nie mógłbym stać się dla rodziców powodem do wstydu, wolałem więc trzymać się z boku, poza wszelkimi zdarzeniami.

Dziewczyna patrzyła na mnie uważnie dużymi oczami, w których pozostał wyraz nagłego przerażenia, kiedy pomogłem jej stanąć pewnie na obu nogach, po czym sięgnąłem po paczkę.

– Nie, nic mi nie jest – odpowiedziała. – A panu?

– Również nie. Jeszcze raz przepraszam.

Chciałem ją wyminąć i wrócić do swoich zadań, ale dziewczyna zatrzymała mnie pytaniem.

– Czy my się już wcześniej nie spotkaliśmy?

Nie powiedziałbym, że tamte sytuacje były szczególnie warte zapamiętania, ale skoro mnie kojarzyła, nie było powodu, bym tego nie potwierdził.

– Tak, zgadza się, panienko – przytaknąłem i nawet wyjaśniłem, w jakich okolicznościach miało to miejsce.

Dziewczyna – szlachcianka z zachodu, jak zawsze o niej myślałem i mówiłem – aż uśmiechnęła się szeroko.

– Zgadza się! Beczki z winem. Nadal przywozicie je na przyjęcia? Tatko planuje niedługo jedno urządzić z okazji moich zaręczyn.

Przez myśl mi przeszło, że jej narzeczony nie byłby zbytnio zadowolony, gdyby wiedział, że dziewczyna chodzi na targ i do butików bez służącej czy przyzwoitki, czym prosi się o to, by ją zaczepić. Może nawet porwać. Ale to nie moje zmartwienie.

– Tak, przywozimy, możemy także dostarczyć świeży drób, jaja i warzywa, jeżeli będzie takie życzenie z państwa strony.

– Naprawdę? W takim razie przekażę tatce, że możemy skorzystać z dostaw... – Przerwała i przyjrzała mi się uważnie. – Przepraszam, ale nie znam pana godności.

Zrobiłem, co w mojej mocy, byle tylko nie dostrzegła, że zaskoczyła mnie zwróceniem się do mnie per "pan". Do tej pory nikt mnie tak nie nazwał, to było coś nowego, a przy tym nieco niekomfortowe. Nie chciałem jej urazić więc postawiłem na prostą odpowiedź.

– Shin. Mój ojciec to Rafael Shin, a ja mam na imię Thomas.

– Thomas – powtórzyła, po czym uśmiechnęła się i wyciągnęła ręką w moją stroną. – Miło mi poznać. Jestem Annalissa Lim.

– Wiem – odparłem i uścisnąłem jej dłoń. – Mnie również jest miło. Potrzebuje panienka pomocy z tymi zakupami?

Dlaczego dopiero teraz dostrzegłem pakunek za jej plecami? Chyba wbrew sobie bardziej skupiłem się na postaci szlachcianki niż na wszystko wokół.

– Oh, nie trzeba, niedługo będzie tu mój parobek. Ale dziękuję.

Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale właśnie w tej chwili – jakby wyczuł, że jest tu potrzebny – podszedł do nas młody chłopak, skłonił się szlachciance, mnie obciął spojrzeniem, po czym oznajmił, że muszą już iść, zarzucił pakunek na plecy i odszedł.

– W takim razie... – Szlachcianka spojrzała na mnie. – Powiem tatce o winie i całej reszcie, wyślemy do państwa kogoś z zamówieniem.

– Dobrze. – Skłoniłem jej się, czym dałem do zrozumienia, że spotkanie dobiega końca. – Dziękuję panience bardzo i życzę miłego dnia.

Uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

– Panu również. Do zobaczenia.

Zaszczyciła mnie ostatnim spojrzeniem i odeszła w ślad za parobkiem, a ja odprowadziłem ją wzrokiem. Kiedy zniknęła mi z oczu, odetchnąłem głęboko i aż położyłem dłoń na piersi, gdzie kryło się serce.

– Co mi jest? – mruknąłem, po czym nakazałem sobie wziąć się w garść i wracać do domu, gdzie pewnie mnie oczekiwano.

I tylko materiał na płaszcz zdołał ucierpieć w tym zdarzeniu.


Kiedy pogoda jest ładnaOnde histórias criam vida. Descubra agora