15) Do zobaczenia

5 0 0
                                    


Luke i Ben pojawili się wcześniej w 12) Wyznanie.

___________________________

Dzień szkolnych zajęć właśnie się skończył, licealiści z radością wypływali falami z budynku, by rozpocząć popołudnie i zająć się tym, co jest przyjemne, a nie narzucone przez system i dorosłych.

Zmierzający w stronę parkingu wybuchali śmiechem i dzielili się planami na najbliższe godziny, kiedy wśród rozmów wdarł się okrzyk:

– Luke! - Wiele głów odwróciło się w głowę chłopaka, który próbował wbiec między tłum, ale nie było to wcale takie łatwe. – Luke!

Ten, którego wołano, szedł przed siebie, zatopiony w czytaniu notatek, gdyż starał się odczytać, jaką to pracę domową musi popełnić w najbliższym czasie, by zachować twarz wśród nauczycieli i dobrą średnią. Nie zwrócił większej uwagi na okrzyki, niemal podskoczył w miejscu, kiedy ktoś dotknął jego ramienia.

– Jezu Chryste! – wyrzucił z siebie, po czym obejrzał się, by wiedzieć, kto właśnie przepuścił na niego atak.

Zdziwił się, widząc swojego przyjaciela, z którym ostatnio raczej nie było mu po drodze ze względu na wszelkie zobowiązania, jakie miał Ben. Przez kilkanaście sekund nie umiał wydusić z siebie słowa, jednak w końcu mu się to udało.

– Ben, co ty robisz?

– Przepraszam – oznajmił chłopak, opierając ręce na kolanach i starając się uspokoić oddech. – Tak bardzo cię przepraszam, Ben. Dopiero dzisiaj przeczytałem twojego maila. Przepraszam.

Przez moment także i te słowa nie docierały do umysłu Luke'a. Do tej pory uważał, że brak odpowiedzi od przyjaciela to było najlepsze, co mógł dostać, bo stawiało sprawę jasno, teraz te przeprosiny nieco niszczyły rzeczywistość, do jakiej chciał się przyzwyczaić.

– Nie masz za co, nic się nie stało – mruknął niby od niechcenia, choć prawda wyglądała inaczej – cierpiał, kiedy nikt nie czekał na niego przed wejściem do parku.

– Wręcz przeciwnie – odparł Ben i spojrzał rówieśnikowi prosto w oczy. – Stało się. Nie dałem ci w porę znać, co sądzę o propozycji czy o tym, co mi napisałeś. – Luke czuł, że na policzkach pojawia mu się lekki rumieniec. – Zachowałem się jak dupek, nie sprawdzając uważnie także drugiego adresu mailowego, jedynie rzuciłem okiem na ostatnie wiadomości. Przepraszam.

Luke chciał powtórzyć, że to przecież niż takiego, ale mina przyjaciela dała do zrozumienia, że ten jeszcze nie skończył. Ben podszedł do niego o krok, zmniejszając odległość, a serce jego przyjaciela zaczęło bić szybciej.

– Chciałem tłumaczyć sobie tym, że nikt nie jest bez skazy. Właśnie dlatego robimy rzeczy, za które musimy przepraszać i potem naprawić relacje. Na tym polega życie. Więc przepraszam cię, Luke. Wybacz, że nie zdążyłem odpowiedzieć ci na czas i że czekałeś na mnie w tamtą sobotę.

Luke nic nie powiedział, nie chciał przyznać, że faktycznie ósmego kwietnia poszedł do parku i czekał na przyjaciela. Kiedy ten się nie zjawił, choć z bolącym sercem, poczuł też ulgę. Ale skoro Ben teraz przepraszał... Czyżby nadzieja miała prawo powrócić i rozgościć się w jego piersi?

– Nie masz za co – powtórzył jednak i uśmiechnął się krzywo, próbując w ten sposób zakryć smutek, który zaczął go ogarniać podczas tej rozmowy.

Wtedy Ben położył mu dłoń na ramieniu – jak to czynił za każdym razem, kiedy chciał okazać swoje wsparcie.

Tak bardzo ci zazdroszczę – oznajmił, wprawiając przyjaciela w niemałe zdumienie.

Czemu? – Luke nie miał pojęcia, o co mogło chodzić. W swoim mniemaniu nie miał niczego, co sprawiało, że byłby lepszy w porównaniu do stojącego przed nim licealisty.

Bo jesteś taki ciepły.

Wiesz, czym jest ciepło? – zapytał Luke, uśmiechając się przy tym naturalnie i lekko, nieco rozbawiony wyznaniem przyjaciela, po czym kontynuował odpowiedź: – Jak to gdzieś słyszałem, ciepło to uczucie, kiedy moja zimna dłoń dotyka twojej zimnej dłoni, po czym obie stają się ciepłe. Kiedy samotność spotyka samotność i staje się przytulnością. Kiedy smutek spotyka się ze smutkiem i staje się szczęściem. Kiedy zimny wiatr zderza się z innym zimnym podmuchem i staje się miękkim śniegiem. Tym jest ciepło. – Jego nieco się rozpogodziła, smutek gdzieś odszedł, a w oczach błyszczały iskry. – Mogę podzielić się z tobą tym ciepłem, byś już nigdy nie marzł. Co ty na to?

Chłopak spodziewał się, że usłyszy "tak" albo "nie", jednak Ben miał zupełnie inny pomysł. Zamiast użyć werbalnego sposobu, po prostu pokonał dzielącą ich, nie taką dużą odległość i przytulił przyjaciela, opierając głowę na jego ramieniu.

– Nie chcę tylko twojego ciepła, Luke – powiedział, po czym przycisnął chłopaka mocniej, a zapach jego włosów czy też szamponu stanowił przyjemny zapach, który połaskotał go w nos. – Chcę spędzać z tobą więcej czasu, chcę się z tobą umawiać. Ja też cię lubię, Luke. Chcę, byś o tym wiedział.

– Ben... Inni na nas patrzą i...

To nie była prawda. Parking zdołał już opustoszeć praktycznie całkowicie, został na nim jedynie samochód któregoś z nauczycieli, nie było więc świadków niesamowitego momentu między tymi licealistami

– Lubię cię, Luke – powtórzył Ben. – Naprawdę bardzo cię lubię.

Chłopak, słysząc to wyznanie nieco później, niż by tego chciał, nie mógł walczyć ze sobą. Pozwolił, by łza czy dwie spłynęły mu po policzkach, sam także uniósł ręce, by móc otoczyć przyjaciela w talii i się w niego wtulić.

Przy uchu usłyszał śmiech Bena, w tym momencie poczuł, czym jest prawdziwe ciepło i szczęście.

– Umówisz się ze mną? – powtórzył Ben, a Luke był pewien, że odpowiedź może być tylko jedna.

– Tak. Oczywiście, że tak! Choć wiśnie już przekwitły, więc jakie piękno zobaczymy?

– Mnie wystarczy twoja twarz, by obcować z pięknem.

Teraz obaj się śmiali, Luke z zażenowania, a Ben z powodu miny przyjaciela, którego nieco od siebie odsunął, by spojrzeć na niego z bliska.

– Możemy podejść do Wilsona i po prostu sobie pospacerować bez względu na to, czy coś kwitnie, a szczegóły obgadać nieco później, jeżeli teraz się gdzieś spieszysz.

– To raczej ty jesteś wiecznie zabieganym człowiekiem.

– Cóż, racja.

Objęcia opadły, jednak ręka Bena zatrzymała się ponad nadgarstkiem Luke'a, by ponownie zjechać w dół i chwycić jego dłoń. Obu przeszedł dreszcz, gdy wreszcie pozwolili sobie na dotyk, którego – jak się okazało – obaj pragnęli.

– Możemy obgadać to później – przytaknął Luke, a jego ciało rozpierało takie szczęście, iż myślał, że lada moment wybuchnie z tego powodu.

– Jasne. To... Do zobaczenia? Przynajmniej jutro w szkole, skoro czeka nas dzień mordęgi?

Choć takie pożegnanie padło między nimi tysiące razy, po raz pierwszy szło za nim coś znacznie więcej niż kolejna okazja do spotkania. Tym razem mieli zobaczyć się już na innej stopie, ich relacja weszła na stopień, który znaczył naprawdę wiele.

Czując w sobie nagłą odwagę, Luke pochylił się nieco w stronę przyjaciela i delikatnie musnął ustami jego policzek.

– Tak. Do zobaczenia.

W ten sposób rozpoczęło się coś niesamowitego, co mogło trwać i trwać, i trwać...

Kiedy pogoda jest ładnaWhere stories live. Discover now