16) Po długiej zimie

7 0 0
                                    

Kiedy wreszcie po długiej zimie mogłem pójść z nią na spacer, trzymając jej dłoń w swojej, nie czekałem zbyt długo i porwałem ją spod biura, by ruszyć na przechadzkę.

– Przecież widzisz, że mam obcasy – próbowała marudzić, kiedy ją odebrałem, ale umiałem temu zaradzić.

Nie po to zabrałem ze sobą plecak, by nie wyjąć z niego adidasów, które kobieta zakładała na nogi zawsze, kiedy aktywniej spędzaliśmy czas, ale odbywało się bez biegów. Chyba że za odjeżdżającym autobusem. Kiedy dziewczyna zauważyła, co dla niej mam, szybko skapitulowała, bo doskonale wiedziała, że ze mną się nie walczy, bo raczej się przegrywa.

– To gdzie chcesz iść? – zapytała niezbyt zadowolona, kiedy chowałem jej obcasy, by po tym sięgnąć po jej dłoń i spleść nasze palce. – Tylko nie mów, że gdzieś daleko.

Nadal były dni robocze, nie mogłem pozwolić jej, by się za bardzo zmęczyła, bo później była marudna i jej zły humor bywał dostrzegany przez klientów, a przecież nie mogła być względem nich opryskliwa. Powinna robić wszystko, by chcieli wrócić, a ona mogła cieszyć się z niezłej premii pod koniec każdego miesiąca.

– Nie pójdziemy daleko, obiecuję – powiedziałem, ściskając jej dłoń i prowadząc wzdłuż lubianego przez turystów deptaka.

O tej porze roku, kiedy długa zima z częstymi opadami śniegu postanowiła odpuścić i pożegnać się słonecznie, nie było ich jeszcze zbyt wielu, dlatego zdecydowałem, że przyjrzymy się, jak natura zaczyna budzić się do życia. Chciałem, byśmy mogli popatrzeć na japoński klony, które wzdłuż niego posadzono, oddychać świeżym powietrzem i być ze sobą, jak zwykliśmy to czynić - bez niepotrzebnej gadaniny, blisko, szczęśliwi.

– Jak tu ładnie – powiedziała w którymś momencie i westchnęła lekko, a ja zapatrzyłem się na nią.

Była piękna pod każdym względem, co dotarło do mnie dopiero, kiedy na horyzoncie pojawił się ktoś nią zainteresowany. Miałem ją za najlepszą koleżankę, póki ktoś nie zaczął patrzeć na nią również jak na kobietę. Wtedy dotarło do mnie, że jest dla mnie kimś znacznie więcej. To ona sprawiała, że chciałem być lepszą wersją siebie, pokazywała, że istnieje jeszcze dobro, a jej wsparcie doprowadziło mnie do miejsca, o którym nawet nie marzyłem. Stawiając wówczas na szali naszą dotychczasową przyjaźń, wyznałem, co do niej czuję, i ku swojemu olbrzymiemu zaskoczeniu spotkałem się z wzajemnością.

Ta trwała już od ponad dwóch lat i wiedziałem, że niewiele potrzeba, bym mu stanąć u bram raju.

To dlatego zaproponowałem ten spacer, kiedy pogoda stała się na tyle ładna, że nie groziło to złapaniem jakiegoś przeziębienia. Widząc, jaką przyjemność  jej to sprawia, cieszyłem się, że wpadłem na ten pomysł.

Bo szło za nim coś znacznie więcej.

Ale ponownie ukochana pokazała, że mimo tylu lat znajomości, jak i bycia parą, może mnie jeszcze zaskoczyć.


Jeżeli coś czegoś byłem pewien w tym wieku... Mogłem powiedzieć z ręką na sercu, że wiem, jaki wyraz mają oczy kogoś, kto od dawna mnie lubi. Ona przyjmowała go, już kiedy zderzaliśmy się na zbyt wąskich korytarzach budynku szkoły średniej, do której oboje chodziliśmy. Posyłała mi takie spojrzenie przez kampus, jak i na wszelkich imprezach i spotkaniach, na których przypadkowo lub nie oboje się znaleźliśmy. Choć przez kilka lat nie rozumiałem, co ono oznacza, teraz ani myślałem pozwolić, by patrzyła na mnie inaczej.

Sam chciałem patrzeć na nią tak, by wiedziała, co do niej czuję, póki świat nie postanowi się skończyć lub nie wyprzedzi go śmierć.

Są rzeczy, o których ludzie nigdy się nie dowiedzą, póki sami im nie powiemy – rzekła, kiedy przystanęliśmy na niewielkim pomoście, z którego rozpościerał się widok na niewielki zalew, do którego wcześniej doprowadził nas deptak. – Dlatego pozwól, że coś ci powiem, okej?

– O co chodzi? – zapytałem, czując niepokój. Zupełnie nie wiedziałem, co może mnie w tej chwili czekać.

Ty jeden zaległeś uparcie w moim sercu jak zimowy śnieg i nigdy mnie nie opuszczasz. Chcę, by tak pozostało już na zawsze – powiedziała, po czym uśmiechnęła się do mnie łagodnie, a jej twarz wydała mi się piękniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, choć przecież zawsze była piękna. – Ożenisz się ze mną?

Gdyby słowa mogły wywoływać trzęsienie ziemi, to właśnie jedno z nich miałoby miejsce, a grunt pod moimi nogami otworzyłby się niczym przepaść.

Zaskoczony patrzyłem na kobietę dłużej niż minutę, po czym podniosłem dłoń i dotknąłem czoła.

Zupełnie nie tak miało to wyglądać.

– Nie – wyrwało mi się chwilę przed westchnieniem, zobaczyłem, jak kobieta bladnie, a jej uśmiech gaśnie niczym płomień świecy, zbyt gwałtownie, by móc się temu przyjrzeć.

– Rozumiem...

– Nie, to nie tak! – dodałem szybko, byle tylko nie odebrała mnie w zły sposób, by uniknąć nieporozumienia, po czym sięgnąłem do kieszeni płaszcza, wyciągnąłem z niej pudełeczko i uklęknąłem przed nią.

Nie rozumiała, co się dzieje, co było dziwne, skoro sama zaczęła te oświadczyny.

– Chciałem zrobić to pierwszy – wyznałem. – Powiedzieć ci, że zawojowałaś moim sercem i codziennie dzielisz się swoim ciepłem i sprawiasz, że jestem lepszym Kocham cię bardziej, niż jestem w stanie to wyrazić, i wiem, że będę kochał jeszcze mocniej, więc proszę, pozwól, bym to ja zapytał... Wyjdziesz za mnie?

Taki miałem plan na to popołudnie – zaprowadzić ją w piękne miejsce, wyznać miłość i przyrzec, że będziemy już razem, czego dowodem miał być ten pierścionek. Za nim chciałem założyć jej kolejny, już na oczach naszych bliskich, by dzielić z nimi szczęście, które próbowało rozsadzić mnie od środka.

Kobieta skinęła głową i wyciągnęła przed siebie lewą dłoń.

– Tak... – wyszeptała, a po mojej policzkach spłynęły łzy.

Chwyciłem za tę dłoń, na serdeczny palec nałożyłem pierścionek i nie puściłem, kiedy wstałem, by nachylić się nad narzeczoną i pocałować ją, dziękując za wszystko, co dla mnie robiła.

– Kocham cię – powtórzyłem, oddalając się nieco od jej ust, na co ona na nowo do nich przywarła.

– Kocham cię – powtarzała mi do końca wieczoru i o poranku, każdego dnia, który mieliśmy dzielić razem.



Kiedy pogoda jest ładnaWhere stories live. Discover now