Epilog

86 7 4
                                    


– Właśnie zaczynają. Jesteś pewna, że chcesz to zobaczyć?

– Oczywiście, że tak, Lucienne. Nie mogłam się tego doczekać.

W ostatnim czasie bardzo rzadko powracałam na jawę, by znów fizycznie poczuć świat, który pozostawiłam za sobą. Niewiele zostało mi zresztą powodów, aby go odwiedzać – w poprzednim życiu pojawiałam się tam niekiedy, aby zostawić mamie w skrzynce widokówkę z kolejnego odległego kraju albo pospacerować po miejscach, do których normalnie nigdy bym nie dotarła, jak szczyty gór czy niedostępne dla ludzkiego oka wodospady skryte w lasach równikowych. Sama koncepcja czasu była zresztą w Śnieniu szalenie zawiła i musiałam naprawdę skupiać się, by pamiętać, jaki mieliśmy rok i dlaczego mogłam zobaczyć jednocześnie pędzące w powietrzu samochody i średniowieczne zamki.

Ta obecna rzeczywistość wywoływała we mnie jeszcze mniej powodów do cichej tęsknoty za jawą. Nie było już w niej mamy, z którą chciałabym porozmawiać, nie było w niej Alyssy ani Tanyi – nie było w niej właściwie niczego, z czego stratą nie zdążyłabym się dotąd pogodzić.

No, może nie do końca. Wciąż bowiem był w niej ktoś, kogo losy śledziłam szalenie uważnie, mimo że na jego wyraźną prośbę musiałam robić to z daleka.

W niewielkim studiu telewizyjnym, stylizowanym na elegancki, nowoczesny gabinet, ustawiono naprzeciwko siebie dwa brązowe fotele, oświetlone jaskrawo rzędami czarnych, wysokich lamp. Wokół porozstawiano kilka wielkich kamer, a poza zasięgiem ich wizji rozłożono też białe płachty, których celem było chyba skupienie światła w konkretnych miejscach planu. Choć otoczenie miało z założenia wyglądać kameralnie, niemal domowo, wszędzie krzątali się ludzie, dokonując ostatecznych poprawek w scenerii i uważnie testując działanie wszystkich sprzętów. Ekipa telewizyjna udzielała sobie ostatnich wskazówek, potykała się o kable, sprawdzała mikrofony i szeptała między sobą, chcąc upewnić się, że zaplanowana transmisja przebiegnie spokojnie i bez zarzutu.

Lucienne umożliwiła mi oglądanie tego wszystkiego, pozostając w murach Pałacu Snów. Siłą tego królestwa, która zupełnie przestała mnie już dziwić, stworzyła ogromną dziurę w jednej z kamiennych ścian, a studio nagraniowe znalazło się bezpośrednio za tą dziurą, niczym mieszkanie sąsiadów w ciasnej kamienicy. Kiedy mnie zawołała, w miękkich, brązowych fotelach otoczonych kamerami siedziała już dwójka ludzi – ładna, szczupła kobieta o blond włosach, ubrana w gustowny, kremowy kostium, oraz brązowowłosy mężczyzna z lekkim zarostem, rozpiętym kołnierzykiem koszuli i majaczącym na jego ustach dyskretnym, zawadiackim uśmiechem.

– Rozmawiam dziś z Michaelem Evansem, autorem bestsellerowej powieści „Wędrując przez piaski" oraz jej najnowszej kontynuacji, „Zamek z piasku", która znów szturmem podbiła serca czytelników na całym świecie – powiedziała dziennikarka, uprzejmie kiwając głową w stronę Michaela z doskonale wystudiowaną uprzejmością, podsyconą umiejętnie zaciekawieniem. – Cieszę się, że mogę gościć cię w moim studiu.

– Dziękuję, Lizzie – odpowiedział Mike głosem, który sugerowałby bardziej spotkanie ze starym przyjacielem, niż dyskusję w otoczeniu ekipy telewizyjnej.

– Pozwól, że zacznę może od gratulacji – kobieta nazwana przez niego Lizzie uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona z jego całkowitej swobody. – Podobno rozpoczęły się już zdjęcia do ekranizacji „Wędrując przez piaski" i przyznam szczerze, że sama nie mogę doczekać się premiery tej produkcji. Dla tych z państwa, którzy jeszcze tego nie wiedzą – na moment odwróciła twarz w stronę jednej z kamer. – Przetłumaczona dotąd na trzydzieści dwa języki powieść o podróżniczce po Królestwie Śnienia przez prawie trzy lata oczekiwała na swoją filmową adaptację. I wygląda na to, że wreszcie się doczekała.

Zamek z piasku | SandmanWhere stories live. Discover now