XVII. Za głupców, którzy śnią

58 8 0
                                    

– Dlaczego nie jestem zaskoczony, że spotykamy się właśnie tutaj?

Miejscem, które natychmiast wpadło mi do głowy, gdy zastanawiałam się nad odpowiednią scenerią, była niewielka księgarnia, w której kiedyś odbył się wieczór autorski pewnego nieznanego wtedy jeszcze szerszej publice poety. Otoczenie kolorowych książek poukładanych tematycznie na białych regałach, kwadratowych stolików uginających się od najnowszych publikacji, niewielkich szyldów reklamowych i półek, na których wystawiono przybory pisarskie i drobne upominki na sprzedaż, wydawało mi się najbardziej odpowiednie dla tego spotkania, ponieważ przypominało o innym, które niecałe dwa lata temu przewróciło moje życie do góry nogami.

W rogu przestronnego, pachnącego zadrukowanym papierem pomieszczenia, gdzie znaleźliśmy się tej nocy, podobnie jak wtedy ustawiony był drewniany stolik, za którym stał pojedynczy fotel, zaś naprzeciwko nich postawiono kilkanaście obitych materiałem krzeseł, oczekujących na pojawienie się widowni.

Obraz księgarni z mojego wciąż żywego wspomnienia nawet w najdrobniejszym szczególe nie różnił się od tego, co widziałam teraz, stojąc razem z Michaelem za rzędami krzeseł i witając się ponownie po długiej, pełnej najdziwniejszych splotów wydarzeń rozłące. Nawet mikrofon ciągle tkwił w tym samym miejscu, skierowany główką w stronę fotela, a regały z książkami wokół stolika były zasłonięte rozwiniętymi na stojakach plakatami przedstawiającymi okładkę tomiku naprawdę przyzwoitej poezji.

– Wybacz, że zakłócam twój sen – powiedziałam, podchodząc do niego i zamykając go w ciasnym objęciu. – Po prostu musiałam zobaczyć się w końcu całego i zdrowego.

Michael momentalnie odwzajemnił uścisk, a jego znajomy dotyk, miękkość skóry i drapiący moje czoło lekki zarost obudziły we mnie falę silnych emocji, pod wpływem których na moment wstrzymałam oddech, chłonąc po prostu tę odzyskaną bliskość.

– Jak się czujesz? – zapytałam, z twarzą wciąż schowaną w jego ramieniu.

– Tutaj? Fantastycznie – odpowiedział, przesuwając dłonią po moich plecach. – A na jawie? Cholernie bolą mnie płuca i chyba będę musiał w końcu nauczyć się załatwiać przy pielęgniarce do woreczka, inaczej jutro z samego rana eksploduję, a wtedy nie będzie nikogo, kto odważy się zapłacić mój absurdalny rachunek za leczenie.

Mimowolnie parsknęłam śmiechem, po czym odsunęłam się od niego, by jeszcze raz zobaczyć ten szelmowski uśmiech, który kiedyś kompletnie zauroczył mnie swoją determinacją.

– Powinnam była przyjść do ciebie do szpitala i jakoś dyskretnie dać im znać, że czternasta poprawka do konstytucji obejmuje ochronę prawa do prywatności, zwłaszcza osób będących tak wrażliwych w kwestii załatwiania potrzeb fizjologicznych.

– Powinnaś była – przyznał, momentalnie poważniejąc. – Jeff wpadł dziś do szpitala i powiedział, że próbował dodzwonić się do ciebie. Twoja komórka została pewnie w naszym mieszkaniu. Od konieczności podejmowania tej rozmowy ratuje mnie póki co fakt, że odpływam co piętnaście sekund i niezbyt nadaję się jeszcze do jakiejkolwiek sensownej dyskusji... Ale obawiam się, że w końcu będą musiał jakoś mu to wszystko wyjaśnić. Może więc dobrze, że spotykamy się tutaj...

Michael wypuścił mnie z objęcia i zrobił krok w tył, przyglądając mi się w taki sposób, jakby spodziewał się, że lada chwila zrobię coś zupełnie nieoczekiwanego.

– Nie sądzę, żeby spodobało mi się to, co masz do powiedzenia – dodał. – Jednak skoro już muszę to usłyszeć, wolę, by stało się to prędzej niż później.

– Michael...

Zająknęłam się, bo wyraźnie malujące się na jego twarzy zrezygnowanie niesamowicie utrudniało mi znalezienie słów. Nie wiem, dlaczego akurat teraz nagle przypomniało mi się, jak kilka miesięcy temu jechaliśmy pociągiem na weekend do Torrance i współdzieląc słuchawki, odtwarzaliśmy na ekranie komórki serial, od którego wtedy nie mogliśmy się oderwać. To tylko jedno z tysięcy wspólnych wspomnień, nawet nie jakieś najbardziej znaczące – a jednak właśnie ono nawiedziło mój umysł, gdy na widok smutku w tych łagodnych, brązowych oczach ogarnęły mnie dojmujące wyrzuty sumienia.

Zamek z piasku | SandmanTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang