– Czy on... – zająknęłam się, jednocześnie niezmiernie ciekawa wszystkiego, co działo się tu, gdy przebywałam na jawie, i zawstydzona pytaniem, które zamierzałam zadać. – Czy on był beze mnie bezpieczny? Czy Pożądanie nie wróciło tu i nie zagroziło jego istnieniu, odkąd odeszłam ze Śnienia?
– Był nieznośny – prychnął Matthew, strosząc się przy tym, jak gdyby przeszedł go dreszcz. – Zaraz po twoim zniknięciu zamknął się w swoich komnatach i długo nie pozwalał nikomu tam wchodzić. Kazał mi tylko cały czas mieć na ciebie oko. A kiedy w końcu zdecydował się zaszczycić nas swoją obecnością, zachowywał się jak zirytowane, rozkapryszone dziecko, głęboko obrażone na cały świat.
– Matthew! – syknęła Lucienne, marszcząc do niego brwi w wyrazie upomnienia. Następnie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się tak, jak tylko kobieta mogła uśmiechać się do kobiety, chcąc samą miną przekazać jej to, co przez obopólne zrozumienie nie wymagało wypowiedzenia. – W tej rzeczywistości nigdy nie zniszczyłaś żadnego z Koszmarów, nie umożliwiłaś demonom zaatakowania ludzi, nie wywołałaś chaosu, będącego kością niezgody pomiędzy lordem Morfeuszem a Pożądaniem. Żadne z nich nie miało wyraźnego powodu, aby rozpoczynać konflikt. Można więc powiedzieć, że Władca Śnienia był bezpieczny. Ale był także bardzo... samotny.
– Samotny? – wyrzucił z siebie kruk, kręcąc głową w geście zniecierpliwienia. – Dlaczego wy zawsze musicie rozmawiać szyfrem? Tęsknił za tobą, Rebecco – podkreślił, kierując wzrok w moją stronę. – Wiesz, że nie chciał twojego odejścia. Setki razy zamierzałem po prostu powiedzieć ci o tym, i bez wahania zrobiłbym to, gdyby nie jego stanowczy zakaz. Próbował ocalić ci życie, to był jedyny powód, dla którego w ogóle znalazłaś się w tej sytuacji.
– Mogliśmy wspólnie znaleźć jakiś inny sposób – jego srogi, nieco nawet oskarżycielski ton sprawił, że poczułam potrzebę, by obronić się przez tym wzburzeniem. – Nie musiał od razu wysyłać mnie z powrotem na jawę.
– Błagam, nie utrudniaj czegoś, co było już wystarczająco trudne – Matthew wydawał się zupełnie niezrażony defensywnym brzmieniem mojego głosu. Na ratunek przyszła mi dopiero Lucienne, która uniosła lekko obie dłonie, jakby usiłowała nas uciszyć.
– Matthew stara się po prostu nieudolnie powiedzieć – odezwała się, rzucając mu kolejne upominające spojrzenie. – Że dla lorda Morfeusza twój pobyt tutaj był ciągle żywy, choć z twojej pamięci został usunięty przez Los. Możesz być jednak pewna, że decyzja, którą podjął, nie miała na celu zranienia cię.
Szalenie chciałam z czystym sumieniem i niezachwianym przekonaniem po prostu nie zgodzić się z jej słowami. Jednak prawda była taka, że wiedziałam o tym – wiedziałam, że Morfeusz zrezygnował ze mnie wyłącznie z troski o moje bezpieczeństwo, chociaż jednocześnie wywoływało to mój wewnętrzny sprzeciw. Intencje to bowiem jedno, ale konsekwencje, jakie ze sobą przyniosły, to coś zupełnie innego. W moim aktualnym życiu pojawił się ktoś inny, ktoś niezwykle ważny, kto cierpiał obecnie z powodu wyborów, których ja dokonałam w poprzednim. Wbrew własnej woli dowiedziałam się, jak wyglądałaby moja przyszłość, gdybym nigdy nie trafiła do Śnienia – i okazało się, że ta przyszłość wcale nie była taka straszna, taka pusta i bezcelowa... może jedynie trochę tęskna, ale wciąż dobra, zachęcająca do dalszego podążania tą drogą.
A jednocześnie przeszłość, mimo że odległa i dotąd nieznana, ciągle przywoływała mnie do siebie w historii Layli, w mojej dawnej historii, przypominając o nieustającym braku, którego źródła długo nie potrafiłam zlokalizować.
Czy wobec tego miałam w ogóle jakikolwiek wpływ na moje przeznaczenie, czy jednak narzucili mi je Los, Pożądanie, Sen – już w momencie moich narodzin? Czy wypowiedziane kiedyś przez Morfeusza słowa, że każdy kolejny wybór będzie należał wyłącznie do mnie, dało się w świetle wszystkiego, czego się dowiedziałam, uznać za prawdę?
YOU ARE READING
Zamek z piasku | Sandman
FanfictionCzęść 2. Później, gdy leżeliśmy na piasku, w krajobrazie palm i nigdy niezachodzącego słońca, pomyślałam sobie, że choć z początku zupełnie się tego nie spodziewałam, spotkanie Morfeusza było najlepszym, co mógł podarować mi los. Wtedy jednak, zagu...
XI. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić
Start from the beginning