VI.

922 133 34
                                    

- Ja chcę wstać Louis, iść na spacer, pójść normalnie do toalety cho-chodzić - omega w głos płakała, czując jak pesymizm w całej sytuacji ją przytłacza.

- Musisz dać temu czas słońce, miałeś naprawdę poważny wypadek. To nie wraca z dnia na dzień - szatyna bolało serce na to co widział przed sobą.

- Nienawidzę tego - pociągał nosem, trąc piąstkami swoje oczy - chcę wrócić do pracy, m-mieć moje szczenię.

- Będziemy jeszcze mieć szczeniaki, nie jednego skarbie. Do pracy też wrócisz, jesteś silną omegą, dlatego jesteś tu ze mną teraz - usiadł tuż obok męża i objął go mocno.

- Nienawidzę tego mężczyzny, z-zabrał mi tak wiele - zatopił się mocniej w ramionach męża.

- Poniesie karę Harry, nie zwróci to nam czasu ani szczeniaka, ale nie skrzywdzi nikogo więcej - mrugał szybko, nie chcąc samemu wypuścić łez.

Omega już nic nie mówiła, ale co jakiś czas pociągała nosem. W taki sposób została ich zmartwiona Anne. To był czas, gdzie małżeństwo musiało powiedzieć o ich małej, bolesnej informacji.

- B-Byłem w ciąży, mamo - omega powiedziała z gulą w gardle, ale już próbowała nie pozwolić łzom wypłynąć.

- Tak mi przykro chłopcy - Anne usiadła na krzesełku, sama nie spodziewała się takich rewelacji, jej dziecko naprawdę mocno cierpiało.

- Nam też... - Louis trzymał wciąż mocno swojego partnera w szczelnym uścisku  - Ale damy radę, to jeszcze nie koniec świata.

- Będziecie mieli jeszcze piękne szczeniaki - Anne starała się nie pokazywać bólu, który jej towarzyszył - Jakieś nowe informacje od lekarza?

- Wciąż tak samo. Hazz robi malutkie postępy z dnia na dzień - przejechał dłonią po boku partnera.

- Jeszcze trochę synku, wszyscy na ciebie czekają w firmie - Anne przysięgła - Och, Lou. Nie martw się rachunkiem za ten tydzień szpitala. Zapłaciliśmy z Desem.

- Nie trzeba było... Mówiłem, że pokryję wszelkie koszty, sam go tu przeniosłem - uniósł brwi, zaskoczony informacją od kobiety.

- To też nasz szczeniak Louis, oczywiście że chcemy pomóc w powrocie do zdrowia... A ciebie można tylko postawić przed faktem dokonanym - Anne za dobrze znała swojego zięcia.

- W porządku, nie będę się kłócił - nie miał siły na takie słowne przepychanki - Dziękujemy.

- Bardzo, bardzo - potwierdził Harry, układając już spokojniej policzek na ramieniu partnera.

🐾🐾🐾🐾🐾

- W zasadzie moglibyśmy wypuścić pana Tomlinsona do domu, jeśli jest możliwość transportu go dwa razy dziennie tutaj w celu rehabilitacji. Jeśli nie, to jak najbardziej dalej jest zapewnione miejsce tutaj na oddziale - lekarz spojrzał na mężczyzn.

- Chciałbym wrócić do domu, Lou - Harry spojrzał prosząco na partnera - Damy radę z dojazdami. Chcę wrócić.

- Oczywiście, jeśli mamy możliwość powrotu do siebie to tam będzie mojemu mężowi najlepiej - alfa nawet się nie zastanawiał.

- Jeszcze dziś to załatwimy i omega będzie mogła odpoczywać w domu - zadowolony spisał wszystko na kartę.

- Świetnie, w takim razie przygotujemy się do wyjścia - odpowiedział alfa, ściskając dłoń męża, którą wcześniej złapał.

Chwilę później pozostali sami, a Louis bardzo chętnie zaczął pakować ich rzeczy do toreb. Oczywiście, że był zmęczony życiem w szpitalu, ale dawał radę, wiedząc że Harry jest w najlepszych możliwych rękach. Alfa naprawdę sprawnie ich spakował i zadzwonił po kierowcę, który pomoże dostać się do ich domu, co było przyjemną wizją.

Wypożyczyli też wózek dla Harry'ego na kolejne tygodnie, wiedząc że rehabilitacja jeszcze sporo potrwa. Kilka miesięcy, więcej lub mniej. Tym akurat Harry nie był zachwycony, nie chciał dopuścić do siebie, że jego nogi odmawiają posłuszeństwa. Zawsze był energiczną osobą i to było dla niego uciążliwe jak nic nigdy wcześniej.

W domu znaleźli się po południu, lekko po czasie obiadowym, przez co alfa zamówił im coś z restauracji. Wysłał też zdjęcie Harry'ego w ich łóżku do bliskich, chcąc tym powiedzieć, że są w końcu w domu.

- Nawet nie wiesz jak tęskniłem za tym domem i za tobą w nim - alfa siedział po turecku na łóżku, jedząc swoją porcję obiadu.

- a też, nawet jeśli kilka lat temu denerwowaliśmy się na ten niekończący się remont - brunet nawinął na widelec makaron i zjadł.

- Nigdy więcej firmy znalezionej samodzielnie bez polecenia - wzdrygnął się - Na szczęście nie spieprzyli tej roboty.

- A my mamy swoje gniazdko - poprawił na swoim ciele kołdrę - Kiedy musisz wrócić na plan?

- Nie wiem, nie umawiałem się na żaden termin. Twoje zdrowie było ważniejsze niż plan. Z resztą, nie mogę cię teraz zostawić samego w Londynie - pokręcił głową.

- Producenci też stracą cierpliwość... - próbował przypomnieć starszemu - Dogadaj się z nimi, ja sobie poradzę.

- Harry... Jak sobie poradzisz? Musimy jeździć dwa razy dziennie na rehabilitację - przypomniał omedze.

- Moi rodzice - od razu miał gotową odpowiedź - I tak musisz to nagrać...

- Nie wiem sam, muszę skontaktować się z produkcją ile zajmie dogranie moich scen - westchnął - Nie chcę zostawiać cię tutaj.

- Ja też nie, ale to twoja praca - odłożył pusty talerz na szafkę nocną i otarł kącik swoich ust.

- Wiem, wiem. Zobowiązuje mnie umowa i surowa kara - wziął głęboki oddech, znając realia swojego zawodu.

- Zadzwoń jutro, dziś dzień dla nas - poprosił partnera i odnalazł dłonią jego udo - Jestem tak bardzo wdzięczny, że rzuciłeś wszystko dla mnie.

- Zrobiłbym to za każdym razem Harry, na szczęście miałem na miejscu Marcela, który trzeźwo myślał - dobrze było mieć prawą rękę - Załatwił mi transport do Londynu w ciągu kilku minut.

- Mówiłem ci, że jego ubiór nie mówi nic na temat tego, jakim jest człowiekiem - pamiętał jak pomagał mężowi w znalezieniu odpwiedniej osoby.

- No już tak, miałeś rację - przewrócił oczami, jednak uśmiechnięty na  ustach - Ale tak jak powiedziałeś, dziś dzień tylko dla nas.

🐾🐾🐾🐾🐾
Kola💙💚

Jak myślicie, Harry zacznie chodzić?

Faith in the future Where stories live. Discover now