I.

1.5K 159 48
                                    

Przed wami nowe, dość krótkie ff! Jedno z moich ulubionych, oczywiście we współpracy z moją najlepszą przyjaciółką ziallxziall!

Alfa czuł jak pot spływał po całym jego ciele. Był skupiony na swoim zadaniu w stu procentach, jak zawsze, chociaż w trudniejszych momentach myślał o znajomych loczkach oraz uśmiechu, który dodawał mu kopa przy cięższych momentach. Tak działał od lat, od momentu w którym mógł być tym szczęściarzem nazywając omegę swoją.

Cztery kroki, skok i upadek na materac. W tym momencie usłyszał głośne "koniec" i wiedział, że skończyło się nagrywanie kolejnej sceny do serii filmów akcji.

To nie był jego pierwszy, czy drugi raz. Śmiałby twierdzić, że jest już naprawdę doświadczonym aktorem, jeśli chodzi o świat niebezpieczeństw oraz akcji. Kochał swoją robotę. A ten rodzaj filmów po prostu wszedł w jego krew i nie potrafił widzieć swoją osobę w kompletnie innej odsłonie, chociaż życie nieraz potrafiło zaskoczyć, więc nie dałby sobie ręki uciąć.

- Dziękuję - sapnął, kiedy asystent podszedł do niego i podał mu zwilżony ręcznik oraz wodę. To czego w tym momencie potrzebował.

- Czegoś jeszcze potrzebujesz Louis? - upewnił się dość młody, jednak zorganizowany chłopak - Reżyser powiedział, że ostatni raz będziecie powtarzać to ujęcie - poinformował od razu alfę.

- Harry dzwonił? - pokręcił głową na wcześniejsze słowa Marcela - Miał dziś iść do lekarza ze względu na złe samopoczucie... - otarł swoje czoło z potu.

- Nie ma połączenia od Harry'ego, jest jedno od nieznanego numeru, ale musiał ktoś dzwonić jak byłem akurat w toalecie - spojrzał na urządzenie, którego pilnował w czasie pracy Tomlinsona.

- Daj mi to - poprosił, odkładając butelkę na bok i wybrał nieznany sobie numer, zaraz dzwoniąc z czymś ciężkim pojawiającym się na piersi.

Czekał naprawdę długo na połączenie, jednak prawie zachłysnął się powietrzem, kiedy usłyszał recepcjonistkę ze szpitala, która zapytała w czym może pomóc, a jego po prostu zatkało.

Dopiero jak ta powtórnie zapytała, wróciło mu myślenie.

- Dzień dobry, oddzwaniam na numer, miałem połączenie stąd... - zawahał się lekko, a w myślach próbował obstawić o kogo mogło chodzić.

- Och. Był pan kontaktem alarmowym w telefonie pana Harry'ego Tomlinsona - usłyszał w głosie kobiety zrozumienie - Czy się nie mylę?

- Zgadza się, jestem mężem - jego serce galopowało jak szalone - Co się stało? Dostanę informacje przez telefon? - wiedział trochę jak działają szpitale.

- Mogę jedynie powiedzieć, że pański mąż miał wypadek i właśnie jest operowany...

O-Operowany... - zająkał się i zaczął rozglądać, musiał wrócić do Anglii i to w tym momencie, jego mąż nie był bezpieczny.

Jego wilk momentalnie zaczął wyrywać się z piersi, wyjąc w niebogłos. Czuł, jakby ktoś uderzył go czymś cholernie ciężkim.

- Jest pan zdenerwowany, wyślę panu adres smsem, aby się pan nie pogubił. Teraz przepraszam, mam wiele pracy... Operacja powinna potrwać jeszcze kilka godzin - jej głos był współczujący, jednocześnie bardzo delikatny.

- Tak dziękuję... - wciąż był w szoku, kiedy odsunął urządzenie od ucha - Marcel, rezerwuj pierwszy lot do Anglii, który jest możliwy. Nie ważna klasa ani godzina wylotu. Jak najszybciej.

- Oczywiście - mimo zaskoczenia, młody chłopak sięgnął po swój służbowy telefon i zaczął wykonywać polecenie Louisa.

Sam alfa, wstał ze swojego miejsca i zaczął rozglądać się za reżyserem, czy kimś innym ważnym. Nie mógł grać, nie w tym momencie, kiedy prawdopodobnie Harry walczył o życie.

Jego mąż, najbliższa osoba jego sercu, bez której nie wyobrażał sobie swojego życia. Nie potrafił, tylko razem byli kompletni.

Udało mu się dorwać reżysera i dość nerwowo zaczął tłumaczyć swoją sytuację. Na szczęście to co nagrali było na tyle dobre, więc mogli przeoczyć resztę nagrywek w czasie i zająć się czymś innym.

Tomlinson był wdzięczny i dziękował mężczyźnie jak szalony, czując jakby miał się zaraz złamać w pół i płakać w głos. Szybkim krokiem ruszył do garderoby, aby się przebrać.

- Złapałem lot do Londynu za cztery równe godziny, bilet jest już na twojej skrzynce pocztowej - Marcel złapał go, kiedy Louis wyszedł z garderoby.

- Bosko, zdążę pojechać do wynajętego mieszkania i zebrać najpotrzebniejsze rzeczy - to była dobra informacja, chociaż transport nie robił mu na złość.

- Kierowca też już czeka przed studiem. Wszystko zostało ustawione - szedł prędko za alfą. Louis przez to wszystko jakby zapomniał o tym, jak ciężko cały dzień pracował i jego nogi miały siłę na więcej.

- Niech pod blokiem też poczeka, żeby zawieźć mnie na lotnisko. W jakiej klasie jest bilet? - dopytywał, nie mając czasu na sprawdzanie biletu.

- Pierwsza klasa, trafiłeś na mało obfity lot - otworzył Louisowi drzwi od tyłu samochodu i sam wsiadł później do środka.

Louis w końcu spojrzał na telefon i wszedł w messengera. W tym momencie przyszła mu z opóźnieniem wiadomość głosowa od Harry'ego.

Jego serce wręcz zabolało, kiedy sięgnął po swoje słuchawki i włączył odsłuchanie wiadomości.

"To się stało... Lou, kochanie to się stało! Będziesz tatą".

To sprawiło, że w oczach alfy zagościły łzy. Jednocześnie to była najlepsza informacja, ale powiązana z tą o wypadku omegi, mogła być jeszcze bardziej tragiczna. Chcieli szczeniaka już od jakiegoś czasu, więc tym bardziej to mogło zaboleć.

Nie wiedział tak naprawdę co się wydarzyło, jak doszło do wypadku. Od jakiegoś czasu prosił Harry'ego, aby sam nie prowadził, a brał jednego z ich kierowców. Słuchał tej wiadomości kilkukrotnie męcząc samego siebie tym.

Jak najszybciej starał się zebrać, aby zająć myśli rzeczami organizacyjnymi i aby czas zleciał mu szybciej.

Z hotelu zabrał wszystko co potrzeba i zaraz jechał na lotnisko. Jego mąż go potrzebował w tym momencie o wiele mocniej, niż jego kariera.

Błagał w myślach, aby jego ukochany wyszedł z tego cało, jak i ich nienarodzony szczeniak, o którego tyle się starali...

🐾🐾🐾🐾🐾

kola💚💙💙

I jak pierwsze wrażenia?

Faith in the future Where stories live. Discover now