XI.

849 118 44
                                    

Na cmentarzu było ponuro. Oni sprzątnęli co trzeba i postawili nowy bukiet kwiatów oraz kilka zniczy, mówili też do pomnika, na co niektórzy się dziwili, jednak dla nich było to normalne. Chociaż czuli namiastkę rozmowy z Jay.

- Odeszła za szybko - Louis był wpatrzony w nagrobek - Powinna być tu z nami i czekać na wnuki, uwielbiała szczeniaki, nie ważne czyje były, potrafiła się z nimi dogadać.

- Stanowczo za szybko - przytulił się w ramię Louisa, trzymając go mocno. Wiedział, jak bardzo go kosztowała każda wizyta tutaj.

- Była najlepszą mamą, przyjaciółką, właściwie dzięki niej poznałem ciebie, bo strasznie chciała zagadać do twojej mamy wtedy w kinie na premierze - przymknął oczy - Ale cieszę się, że czuwa nad nami.

- Matka zawsze czuwa nad swoimi dziećmi - przysiągł szatynowi - Może miałem tylko namiastkę tego i tylko przez minuty... To, ja poczułem taką ogromną miłość, której nie potrafię wyjaśnić.

- Miała dla każdego wielkie serce - pociągnął nosem, po czym chrząknął by oczyścić gardło - Chyba zbiera się na deszcz...

- Pożegnajmy się z mamą i chodźmy do samochodu - poprosił momentalnie, patrząc  w ciemne chmury.

- Do zobaczenia, na pewno przyjdziemy szybciej, koniec wielkich przerw - Louis jakby obiecywał jej.

- Postaramy się o to mamo - potwierdził Harry, dotykając lekko marmuru i powoli ruszyli, mając na uwadze nogi Harry'ego.

Zdążyli wsiąść do auta przed deszczem, chwilę po ruszeniu z parkingu naprawdę mocno się rozpadało. Mieli szczęście, bo mogłoby się to skończyć przemoczeniem i przeziębieniem.

- Nie wiem jak ty, ale poczułem jakby pewien ciężar z serca zszedł - dłoń Harry'ego znalazła się bezpiecznie na udzie Louisa.

- Tak ja też, zdecydowanie mi lepiej - skinął, włączając jednocześnie wyższy bieg wycieraczek - Powinniśmy częściej odwiedzać mamę.

- Zwolnimy z tym szaleńczym trybem życia co wcześniej i nie będzie problemu - sam czuł, że naprawdę rzadko tu przyjeżdżali.

- Już to po części zrobiłem - był świadomy swoich ruchów - Gdybym tego nie zrobił, miałbym co najmniej trzy filmy do przodu już zarezerwowane. I to jeden w stanach.

- I cieszę się, że zrezygnowałeś, wiesz? Czasem naprawdę tęskniłem, ale wiedziałem że aktorstwo jest tym co kochasz - uniósł kącik ust - Nie mogłem ci tego zabronić, albo robić głupie kłótnie.

- Wiem i z perspektywy czasu czuję, że w pewien sposób zaniedbywałem naszą relację, a ty nie pokazywałeś tego po sobie ani trochę - westchnął - Ale koniec z takim zachowaniem, więcej czasu dla rodziny. Tym bardziej kiedy planujemy ją powiększyć.

- Kocham cię, dlatego walczę zawsze aby nasz związek był jaki jest - przejechał dłonią po udzie Louisa - Ale teraz jestem stanowczo spokojniejszy i... Mam dziwne wrażenie, że ten wypadek dużo nas nauczył. Co jest w życiu najważniejsze.

- W przykry sposób, ale tak... Myślałem, że śmierć mamy mnie wiele nauczyła, ale twój wypadek... Jeszcze więcej, bo jesteś tu ze mną - chwycił dłoń omegi i splątał ich palce - Kocham cię.

🐾🐾🐾🐾🐾

Góry były dla nich naprawdę dobrym czasem. A święta? Luźne, pełne śmiechu, a sam Louis miał cudownie zorganizowane urodziny. Mieli kilkugodzinny kulig, wyprawę na łyżwy, gdzie Harry dla swojego bezpieczeństwa odpuścił i siedział w małej kawiarni obok pijąc gorącą czekoladę.

Zachichotał pod nosem, doskonale zauważając jak alfa padł tyłkiem na środku lodu. Nawet z takiej odległości świetnie się bawił, widząc swojego męża tak beztroskiego i pełnego życia. Niesamowitym było czuć szczęście z powodu drugiej osoby, a Harry miał tą przyjemność.

Faith in the future Where stories live. Discover now