Obudziłam się rano czując silne ramię oplatające moją talię. Wczoraj kiedy po naszej rozmowie Nicolas, był rozbity po prostu postanowiliśmy, a bardziej ja postanowiłam, że powinniśmy iść spać. Chłopak nie prostestując dał mi swoją koszulkę, a sam został w bokserkach i ułożył się koło mnie. Nie rozmawialiśmy już później, bo brunet zasnął. A ja leżałam i zastanawiałam się dlaczego od razu po dostaniu listu nie pojechał do matki. Wcale jej nie nienawidził on po prostu się bał. Zwyczajnie i po ludzku. Z tą myślą wczoraj zasnęłam, lecz dziś obudziłam się z inną.
Nicolas miał jeszcze jeden powód, dla którego nie mógł wyjechać. Alberto.
Jego praca i to całe gówno w jakie się wplątał. Nie mógł po prostu rzucić pracy bez żadnych konsekwencji, nie tej. Z tego co mówili mi chłopcy był łatwy do wymienienie, ale jednak łatwo było się domyślić, że Alberto nie chciał tracić żadnego z pracowników jeśli nie miałby zastępstwa i pewności, że pracownik ten będzie dyskretny po odejściu.
Przy moim boku chłopak zaczął się przebudzać. Odsunęłam się lekko i przekręciłam tak aby móc być z nim twarzą w twarz. Uśmiechnęłam się czule do jego zaspanej osoby i odgarnęłam dłonią kosmyki, które odpały mu na twarz.
- Ładnie wyglądasz - powiedział zachrypniętym i zaspanym głosem.
- Jeszcze się do końca nie obudziłeś.
- Może nie, ale i tak jesteś ładna - przekręcił się na plecy i pociągnął moją dłoń na swoją klatkę piersiową przysuwając mnie do siebie.
Zaśmiałam się lekko i odsunełam od chłopaka mimo, że próbował mnie zatrzymać nadal nie do końca otwierając oczy.
- Jest dwunasta. Muszę się zbierać, wrócić do domu, a później pojechać spotkać się z chłopakami.
- Jeszcze chwila - mruknął zachrypniętym głosem i otoczył moją talię ramionami.
Westchnęłam ciężko i poddałam się układając głowę na jego ramieniu. Jedna rękę położyłam na jego klatce i zaczęłam jeździć po niej palcem. Wtedy zauważyłam coś co wcześniej mi umknęło. Tatuaż wewnetrznej stronie lewego bicepsu. Podniosłam się i oparłam jedną ręką koło jego ramienia.
- Masz tatuaż.
- Mam - oznajmił uchylając lekko oczy.
- Vanatais vamitas et omenia vanatais - przeczytałam niepoprawnie śmiejąc się z własnej głupoty.
- Boże jesteś tragiczna. To po łacinie - westchnął i ułożył jedną dłoń na mojej tali podnosząc się i opierając o łóżko. - Vanitas vanitatum et omnia vanitas.
- Mhm - zwilżyłam usta i poprawiłam się tak aby patrzyć na mu w oczy. - Co to znaczy?
- To z księgi Koheleta. Oznacza ,,Marność nad marnościami i wszystko marność". To był ulubiony cytat mojej siostry. Lubiła literaturę, zawsze na lekcjach była aktywna i pamiętała pojedyncze cytaty. - Westchnął ciężko z anielskim wyrazem twarzy - Musisz do nich jechać? Przeżyją bez ciebie jeden dzień.
- Muszę, chcę wreszcie z nimi pogadać po tym co się stało, a poza tym muszę pomóc Alexowi w kawiarni - odpowiedziałam uciekając z jego uścisku.
Zabrałam z szafki swoje rzeczy i pochyliłam się nad chłopakiem, który jeszcze na moment miał przymknięte oczy i rozanielony wzrok, po czym cmoknęłam go szybko w policzek i wyszłam z pokoju.
***
Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Wchodząc do zatłoczonego pomieszczenia. Od razu poczułam woń alkoholu, papierosów i narkotykotykow oraz zapach facetów około czterdziestki. Mówi się, że nie można określić zapachów niekonkretnie. Owszem można. Tu zdecydowanie pachniało facetami po 40stce.
YOU ARE READING
Forest and Flowers
Teen FictionBo piękno tkwiło w prostocie, której my nie potrafiliśmy docenić.