17. Szczęście jest wtedy kiedy światła gasną.

2 1 0
                                    

- Nie. Nie. Nie. Tak nie można!

Alex podszedł do mnie i rzucił kartkę z zamówiniem na blat.

Kilka godzin temu starałam się pomóc jakoś Jasonowi, lecz ten stwierdził, że chce zostać sam i wszystko przemyśleć co było zrozumiałe. Teraz stałam w pudrowo różowym fartuchu w kawiarni Pani Lucy.

Nicolas podwiózł mnie do domu, a ja przebrałam się i zadzwoniłam do Alexa. Chciałam odpocząć, a on zawsze poprawiał mi humor. Powiedział mi, że dziś jest w kawiarni jego cioci, więc udałam się do niej. Jak tylko weszłam zaproponowałam pomoc na co początkowo oczywiście się nie zgadzał, ale po chwili przekonałam go. W między czasie, opowiedziałam mu całą historię. Powiedział, że wie o pracy Jasona, i że nie jest do końca zadowolony z faktu, że chłopak wplątał się w coś takiego, ale zostało mu tylko go wspierać. Mówił, że Jason pracował kiedyś tu, ale nie radził sobie za dobrze, więc się zwolnił mimo, że wszyscy chcieli żeby został.

Przetarłam blat niebieską ścierką i podniosłam głowę po czym chwyciłam rzucony przez niego notes.

Czarna kawa i ciasto pomarańczowe.

Kto do cholery bierze ciasto pomarańczowe? Przecież jest obrzydliwe.

Nie krytykuję żadnych wypieków pani Lucy oprócz tego. Jest jak kartka papieru.

- Alex wiem, ale nie możemy nic zrobić - zalałam kawy, do małej filiżanki.

- A może złożymy się i...

- Z czego? - Przerwałam mu. - To nie są pieniądze ze skarbonki tylko ogromna kwota - nałożyłam kawałek ciasta po czym przełożyłam wszystko na tackę. - Poza tym powinniśmy na razie poczekać i zobaczyć co z tym zrobi Jason.

- Na prawdę lubiłem gdy tu pracował. - Szepnął. - To wcale nie tak, że Jason jest niezaradny, bo jest. Po prostu całą sytuacją przytłaczała go na tyle, że mylił się w zamówieniach. Cały czas chodził zamyślony, a całą tą sytuacją była dla niego cholernie ciężka. Nadal czasami żałuję, że nie namawiałem go wtedy bardziej, aby jednak został.

Blodyn westchnął ciężko po czym minął mnie kiedy wychodziłam zza lady.

Z głową w myślach, o tym jak cholrnie przejebane miało dwóch chłopców, których niedawno poznałam ruszyłam do stolika w samym rogu sali.

Zobaczyłam starszego mężczyznę na co wskazywały jego siwe włosy wystające z pod brudno szarego kapelusza. Taki sam płaszcz spoczywał na ciele mężczyzny. Położyłam ciasto na stoliku i w tym samym momencie wcześniej lekko zgarbiony pan, wyprostował się. Spojrzał na mnie wzrokiem, który lekko mnie przerażał, aczkolwiek starałam się unikać jego spojrzenia. Kawa wylądowała kilka centymetrów od talerzyka z ciastem, a ja podniosłam głowę i złapałam wzrok wpatrującego się we mnie człowieka.

Jego ciemno niebieskie tęczówki miały w sobie coś co mnie niepokoiło.

- Podać coś jeszcze?

- Nie, dziękuję - powiedział cicho i spokojnie na co pokiwałam głową.

- Smacznego.

Odeszłam od stolika i wsunęłam się za ladę. Walker wyszedł z telefonem przy uchu z kuchni i odwrócił się w moją stronę.

Uśmiechał się jak szczeniak do zabawki.

- Dobra. Tak. Dziękuję, kocham cię. Wiem, ale i tak. - Odsunął telefon i rzucił go zamaszyście na blat.

- Co się stało?

- Słuchaj, zadzwoniłem do cioci i powiedziałem jej o wszystkim, a ona wpadła na coś na co my jesteśmy widocznie zbyt tępi.

Forest and FlowersWhere stories live. Discover now