Nie wiem dlaczego, ale tak mnie to rozbawiło, że aż zgięłam się w pół ze śmiechu. Widziałam, jak usta Tekli wykrzywiają się w próbie powstrzymania śmiechu, ale po kilku sekundach przegrała. Nim się zorientowałam, we czwórkę niemal tarzałyśmy się z uciechy, aż polonistka z zachodniego podeszła i kazała nam się uspokoić.

Gdy wsiadałyśmy do samolotu, czułam się lekko i nawet wróciło podekscytowanie. Przez chwilę miałam wrażenie, że mignęły mi ciemne włosy Aleksa, ale zmusiłam się, żeby przestać się przejmować i nie wymyślać sobie dodatkowych problemów. Miałam to do siebie, że uwielbiałam tworzyć wyimaginowane negatywne scenariusze w głowie, a później się nimi martwić, jakby były prawdziwe.

Dzisiaj uznałam jednak, że to nie pora ani miejsce. Po pierwsze: miałam prawdziwe zmartwienia. Po drugie: to niczemu nie służyło.

Wsunęłam plecak pod siedzenie przed sobą, zostawiłam sobie tylko telefon i słuchawki bezprzewodowe. Kurtkę udało mi się wcisnąć na górę, więc miałam dużo miejsca... Przynajmniej dopóki metr dziewięćdziesiąt brata Tekli nie pojawiło się na fotelu obok mnie.

- Co za zbieg okoliczności – powiedział Renifer z szerokim uśmiechem.

- Nie możesz tu siedzieć.

- To moje miejsce.

- Pokaż.

- No dobra, nie moje, ale wymieniłem się na nie bardzo sprawiedliwie. Twój chłopak już przechodził?

- Nie umawialiśmy się...

- Lila!

Uniosłam wzrok i oczywiście zobaczyłam Patryka. Blokował przejście i wyciągał w moją stronę butelkę z wodą.

- Skoro nie udało ci się jej kupić.

Przyjęłam butelkę, ale nim zdążyłam podziękować, ktoś popchnął Patryka, a on ze śmiechem ruszył dalej. Popatrzyłam za nim, czując się nagle strasznie podle z całym tym planem zemsty.

Renifer pstryknął mi palcami przed nosem.

- To tylko butelka wody, a ty gapisz się za nim, jakby co najmniej musiał dla niej studnię wydrążyć.

Wiedziałam, że ma rację, ale ten gest sprawił, że przez chwilę przypomniały mi się wszystkie te razy, gdy robił dla mnie coś miłego. Jak wygrał dla mnie wielkiego pluszowego misia w wesołym miasteczku, jak okładał mnie lodem po zawodach i jak zawsze na urodziny kupował mi bukiet białych róż.

- To nie takie proste – burknęłam.

- Nikt nie powiedział, że będzie.

Spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi, ale nie wydawał się żartować. Stwierdził fakt i to sprawiło, że wyszeptałam:

- Martwię się, co będzie na miejscu. Nie chcę... – Spuściłam wzrok. – Nie chcę się do niego zbliżać. I na pewno nie chcę żeby mnie dotykał, albo całował. Nie wiem, jak to przetrwam.

Nim Renifer zdążył odpowiedzieć, pojawiła się obok nas stewardessa i zaczęła tłumaczyć środki bezpieczeństwa i co należy zrobić w razie ewakuacji. Gdy skończyła, samolot zaczął przyspieszać i po chwili wbiło mnie lekko w siedzenie i unieśliśmy się w górę.

- Nie lubisz latać?

Spojrzałam na swoje dłonie zaciśnięte na podłokietnikach i zmusiłam się, żeby je rozluźnić.

- Nie jestem przyzwyczajona do samolotów. Latam tylko gdy mój tata ma jakieś kuchenne sprawy za granicą. Ostatni raz byliśmy rok temu w Dubaju na rozdaniu nagród dla kucharzy.

New RomanticsWhere stories live. Discover now