Epilog

366 13 11
                                    

POV Jade Rodarte

Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam nadranną godzinę na zegarku. Wyłączyłam znudzona telewizor i podniosłam się z kanapy. Jeśli Lloyd nie żartował z tym treningiem rano to sobie trochę poczeka. Powolnie przekraczałam kolejny zakręt korytarza, za oknem już jutrzenka i księżyc który zaraz zniknie. Musze w końcu dostać się do tej miejscowości o której mówił Wu. Brzmi bardzo znajomo, ale nie potrafię sobie przypomnieć czemu. Nagle drzwi wejściowe za moimi plecami się gwałtownie otworzyły. Wzdrygnęłam się wystraszona i obróciłam w stronę ewentualnego wroga. Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Mój kumpel z pokoju obok.

—Wszystko w porządku?—Chłopak ma sine dłonie i chyba krew sączy się z jego nosa. Wygląda jak by miał zaraz zejść z tego świata i pokazuję to cała swoją posturą.

—W jak najlepszym—W końcu podniósł głowę i przeraziłam się, bo nigdy nie widziałam go na własne oczy takiego. W bardzo błogim uśmiechu i zielonymi oczami. Zaczynając od tego, że to chyba drugi raz gdy widzę go uśmiechniętego, a przechodząc do tej dziwnej rzeczy która dzieje się z jego tęczówkami. Blondyn opadł na podłogę. O PMS'ie mówiłam ,że umiera! W kilku krokach znalazłam się przy nim i siadłam na zimnej podłodze.—Zapomniałem jak to jest, Jade—Zmarszczyłam brwi. Trupy nie mówią. Raczej?



***

Hejka naklejka.

Takim o to sposobem dobiliśmy do końca pierwszej części która wyszła krótsza niż mi się wydawało, że będzie. Niestety.

Zajebisty happy ending napisałam c'nie? Szkoda, że pewnie ostatni taki happy.

Nie mniej jednak jak wrażenia?

Podziękowanie i zakończenie części pierwszej z mojej strony w następnym rozdziale.

XOXO

~Kurwixon

Save me|L.N.| Part I:LonelyWhere stories live. Discover now