3. Konfident

361 20 35
                                    

Szybko wciągnęłam na siebie czarną bluzę i zgasiłam światło w pokoju. Telefon wrzuciłam do kieszeni moich dresów i po cichu wyszłam z pomieszczenia. Na całym korytarzu panuje pół mrok dzięki księżycowi w pełni, którego światło konsekwentnie wpada przez ogromne okna. Jest bardzo późno więc mam nadzieje, że na nikogo po drodze nie wpadnę, ani nikt mnie nie porwie. Trochę błądząc po labiryncie, jaki zrobili w tej świątyni, w końcu udało mi się znaleźć jakiekolwiek drzwi na zewnątrz.

Serce zabiło mi tysiąckrotnie szybciej, kiedy usłyszałam oddech za moimi plecami. Powoli odwróciłam się do tyłu, zagłuszając pisk dłonią.

— Wybierasz się gdzieś—Znowu te cholerne zielono-czerwone tęczówki. Wywróciłam oczami, po chwili radośnie się uśmiechając, a więc nie tylko ja zamierzam się wymknąć.

— A nie widać?—Podniosłam jedna brew do góry. Zmierzyłam wzrokiem twarz blondyna, która na pierwszy rzut oka nie zdradzała żadnych emocji.

— Mam powiedzieć Wu?—Pierdolony szantażysta. Cicho westchnęłam i cofnęłam się o pół kroku od chłopaka. Cholera jak Wu się dowie, to pewnie się wkurwi. Raczej to jest ostatnia rzecz, której pragnę.

— Zapomniałam czegoś z mieszkania—Odparłam bez namysłu.—A ty co robisz o takiej porze?

— Nie twój interes—Nie dość, że szantażysta to jeszcze cham. Opuściłam załamana ręce wzdłuż ciała, szukając jakiejś świetnej riposty, ale nic mi nie przyszło do głowy.

— Nie zesraj się—Burknęłam i odwróciłam się szybko do niego plecami, po czym pchnęłam drzwi wyjściowe. Zimne nocne powietrze na takich wysokościach jest jeszcze bardziej rześkie. Zarzuciłam kaptur na głowę, przeszłam przez cały dziedziniec i dotarłam do ogromnych wrot, delikatnie je pchnęłam. Zaskoczona spojrzałam, jak ulegle się otworzyły. Ciekawe ile mają lat?

Spojrzałam w dół i dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać czy opuszczenie pokoju było dobrym pomysłem. Chyba powinnam udać się do jakiejś wróżki czy coś, bo mam wrażenie, że ktoś rzucił na mnie urok albo klątwę. Wu mówił coś o jakiejś klątwie? Tak to chyba wina tego. Dłużej się nie zastanawiając zaczęłam schodzić po stromych kamiennych schodkach. Daleko nie zeszłam i usłyszałam, że drzwi za mną się otwierają tym razem wydając z siebie dziwny pisk.

Oho zieleniak chyba też będzie zapierdalał po schodach.

— Podrzucić cię?—Stanęłam nagle, o mało nie tracąc równowagi i nie spadając na sam dół. Prychnęłam pod nosem, zastanawiając się, dlaczego chłopak wzbudza we mnie taką antypatię. Zdecydowanie ma złą aurę, ale czemu? Wszyscy go tak zachwalają, a on tak naprawdę jest ogromnym dupkiem.

— Nie potrzebuje twojej pomocy—Wykonałam krok do przodu, po raz kolejny tracąc równowagę, tym razem przez jakiegoś kamyczka.

— Nie wcale—Wymamrotał pod nosem. Czemu on się tak na mnie uparł? Próbując go olać, ruszyłam w dalszą drogę, tym razem bacznie pilnując, żeby nie wpaść na kolejny głaz.

Ciekawi mnie czemu on wychodzi gdzieś w nocy. Słynny zielony ninja ma jakieś mroczne sekrety? Ale heca.

Znudzona tymi schodami zaczęłam je w końcu liczyć. Musiałby się świat walić i palić, żebym pozwoliła mu sobie pomóc. Może to przez ten drugi raz, gdy na niego wpadłam? On sam po prostu emanuje dziwną energią, która sprawia, że nie chce z nim nawet rozmawiać. Jest bardzo nieprzyjemny.

W końcu skupiona na tym dziwnym człowieku zapomniałam o liczeniu, ale wydaje mi się, że skończyłam na tysiącu i było to jakieś pół godziny temu. Niedługo później w końcu stanęłam na płaskiej powierzchni. Nagle pewna złota myśl uderzyła we mnie z prędkością światła.

Save me|L.N.| Part I:LonelyWhere stories live. Discover now