11. Godzina słoneczna

253 11 4
                                    

Przysięgam, że oczy Lloyd'a na dłuższą chwilę stały się całe zielone. Moje serce przeszło kilkanaście zawałów w ciągu minuty. Chłopak zastygł, wpatrując się we mnie zdziwionym spojrzeniem. To chyba pierwszy raz, kiedy widzę go z jakąkolwiek emocją na twarzy. Nie tylko pustym śmiechem czy zwykłym wkurzeniem. Zimny wiatr otulił moje rozgołocone ciało, które jeszcze pachniało herbatą i workiem treningowym. Nim blondyn nagle wrzucił mnie na grzbiet smoka minęły lata. Cholera nie tego się spodziewałam. Czy on mnie porywa?

Bardzo szybko wybiliśmy się w powietrze, a nieprzyjemne doświadczenie z tym smokiem sprawiło, że mimowolnie zacisnęłam dłonie na rękach Lloyd'a. Cała ta sytuacja jest chora. Boje się co on zamierza zrobić, ale nie mogę tego okazać. Zaszłam już tutaj żeby mu faktycznie pomóc. Wiem, że dzieje się coś niedobrego i trzeba za wczas działać. Nie lecieliśmy daleko, bo chłopak wylądował na dzikiej plaży za miastem. Zielone stworzenie znikło, a ja upadłam dupą na piasek. Szybko się zreflektowałam i podniosłam, otrzepując całe ciało z tych upierdliwych ziarenek.

— Nie ufam Ci—Wywróciłam oczami, powstrzymując parsknięcie śmiechem.

—I?—Skrzyżowałam ręce pod piersiami oraz uniosłam jedną brew do góry.

— Ale—kontynuował, a ja rzuciłam mu błagalne spojrzenie.—Uważam, że powinnaś coś wiedzieć na mój temat—Skinęłam głowa oczekująco.—Nie cierpię, gdy ktoś włazi z butami w moje życie—Wysyczał, a ja bezsilnie opuściłam dłonie. Tak jak myślałam, zamierza mnie tu zabić. Bynajmniej ładne widoki.—A ty już zrobiłaś to wystarczająco razy—Prychnęłam z pogarda i ścisnęłam ręce w piąstki.

Nie ze mną takie gierki Panie Garmadonie. Jeśli myślisz, że masz tutaj władze, to się grubo mylisz. Poza tym pora w końcu doprowadzić go do porządku. Nie chciał kulturalnie, to zrobimy to trochę inaczej.

— Ja również uważam, że powinieneś coś wiedzieć na mój temat—zadarłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Lecimy. —Bardzo nie lubię hipokrytów takich jak ty—Teraz to on patrzył na mnie z wyższością, pozwoliło to wystarczająco podnieść mi ciśnienie. Mimo wszystko kontynuowałam ze stoickim spokojem.—Nie wiem, czy ty masz taki problem zobaczyć co oni robią dla ciebie, czy po prostu nie chcesz i jesteś głupi. Podoba Ci się to? Spoko o fetyszach się nie dyskutuje, ale to nie jest w porządku. Ci ludzie stają na rzęsach żeby tobie pomóc i robili dla ciebie tak wiele przez tyle lat. Oni cię wychowali. Dlatego myślę, że powinieneś ściągnąć swoją koronę, iść tam, wszystkich przeprosić i przestać zgrywać buca. Ale ty nie. Wielki Pan Garmadon nie może pozwolić sobie pomóc. Bo my chcemy Ci pomóc Lloyd—Zmarszczyłam brwi, kończąc swój monolog. On patrzył na mnie swoimi oczami, z których nie dało się jak zwykle wyczytać nic. Uspokoiłam drżenie rąk i stanęłam pewniej. Mam już to w dupie. Chce wrócić do klasztoru i przespać resztę dnia.

***

Nya pomogła mi wrócić do klasztoru, bo wielki Pan zielony ninja prawie mnie nie zamordował i zostawił gdzieś w rowie. Wyciągnął mnie zapewne tak daleko, tylko żeby mojego ciała tak prędko nie znaleźli. Westchnęłam cicho i narzuciłam na siebie duża rozpinaną bluzę. Wyszłam z pokoju, po czym wybrałam się w stronę kuchni. Przekroczyłam próg pomieszczenia, w którym zapachy jedzenia mieszały się jak szalone. Przy stole siedział już chyba każdy i czekał na mnie.

— Żyje—Uśmiechnęłam się i siadłam na swoim sztandarowym miejscu. Dopiero teraz zaczęliśmy jeść. Nałożyłam sobie na talerz kilka naleśników i polałam je truskawkami. Po chwili słodkie ciasto rozpłynęło się w moich ustach.

Wszyscy naokoło rozmawiali, a ja po całym dniu zdecydowałam odpuścić. Mam tak wiele rzeczy do przemyślenia, że aktualnie moja głowa jest jedną wielką dziurą. Nie potrafię się nawet na jednej rzeczy skupić, ale może to i lepiej? Wszystko zdecydowanie za bardzo mnie przytłoczyło, więc tylko szczerze się jak głupia do talerza.

Wszyscy ucichli w jednym momencie co sprawiło, że uniosłam głowę by zbadać tego przyczynę. Długi moment zajęło mi odszukanie punktu, na który wszyscy patrzą, ale kiedy i ja to ujrzałam. Miałam wrażenie, że pozbędę się wszystkiego, co przed chwilą zjadłam. No błagam, naprawdę teraz? Złapałam kontakt wzrokowy z blondynem i mentalnie się przy żegnałam. Odłożyłam sztućce na talerz i wyprostowałam się, czekając na rozwój sytuacji.

— Cześć wszystkim—Wymamrotał Lloyd i siadł na jedynym wolnym miejscu. Czyli przede mną. Nie no zajebiście. Wszyscy pozostali w ciszy, nawet Misako nie mogła wyjść z podziwu. Ukryłam zirytowanie całą tą sytuacją i powróciłam do jedzenia. Kiedy go nie ma, wszyscy się ogromnie martwią i tęsknią, a kiedy przychodzi, to zachowują się jak by był z obcej planety. Ze skrajności w skrajność.

Mam wrażenie, że inni również poszli w moje ślady, ale reszta posiłku przeminęła w ciszy. Jak zwykle po kolacji wszyscy udaliśmy się do salonu obejrzeć jakiś film albo po prostu spędzić razem czas. Chyba już dzisiaj nikogo nie zdziwi fakt, że Lloyd siedział tam pierwszy i szukał czegoś idealnego na seans. Ktoś go chyba podmienił.

— Oglądamy „Słoneczny Patrol"?—Przeskakiwał pilotem po aplikacji z filmami.

— Już to oglądaliśmy—Wyjęczał Jay.

— Trudno, fajne filmy ogląda się kilka razy—Wzruszył ramionami i włączył ten piękny wyczyn kinematografii.

Sytuacja była napięta, a atmosferę dało się kroić nożem. Klasyk. Każdy siadł w miarę komfortowy sposób, starając się jak najbardziej zamaskować zdziwienie. Oparłam się o wezgłowie i wyciągnęłam telefon aby zaktualizować swoje wiadomości o proteście. Cisza przerwana filmem nie trwała zbyt długo, bo Lloyd w końcu podniósł się i ewidentnie eksplodował zirytowaniem, w czym się mu całkowicie nie dziwiłam. Bardzo długo wytrzymał.

— Nie to nie—Fuknął.—Starałem się—uniósł bezsilnie ręce ku górze. Podniosłam się aby również opuścić to pomieszczenie. Spojrzałam na wszystkich zrezygnowana.

— Zawiodłam się wami—Wyszeptałam, po czym odwróciłam się na pięcie i wydostałam z klasztoru.

Mam wrażenie, że Lloyd to na ten moment najbardziej aktualna sprawa, którą powinnam się zająć. Mniejsza, że prawie mnie zabił, dziadek i rodzice poczekają. Wydaje mi się, że może to być oznaka borderline, skoro dał mi jasno do zrozumienia, że mam spadać, a ja właśnie za nim idę. Po prostu nie lubię, gdy ktoś się zachowuje jak w tym momencie drużyna. Tak, tak się tłumacz. Teraz muszę powalczyć aby nie doprowadzić do tej dziwnej ogromnej walki czy co to tam jest. Naciągnęłam bluzę bardziej na ramiona, ponieważ cały czas spadła i uchyliłam ogromne wrota. Świeże, wysokogórskie powietrze dotarło do moich nozdrzy, zaciągnęłam się nim jak najdroższymi perfumami i w końcu dostrzegłam chłopaka opartego o kwitnącą wiśnię. Trochę to dziwne, że rośnie na takiej wysokości, prawie końcem maja. Sezon na wiśnie i śliwy skończył się co najmniej miesiąc temu. Ostrożnie podeszłam i bardzo cicho opadłam obok.

— Zielony ninja, najpotężniejszy człowiek we wszystkich szesnastu krainach nie potrafi sobie poradzić z przyjaciółmi?—Uniosłam brew ku górze, a on nieznacznie parsknął śmiechem.

Teraz zauważyłam, że rzucał kamyczkami leżącymi dookoła. Ponad chmurami w oddali wynurzało się centrum Ninjago City świecące masą neonów, co w połączeniu z szczytami gór, stworzyło przepiękny widok. Wpatrywałam się w niego, starając zapamiętać każdy szczegół.

— Czemu tu przyszłaś?—Spoważniał i zaprzestał katapultowania kamyczków. Zamilkłam pierwszy raz od dawna, bo nie wiedziałam co powiedzieć, a może bardziej jak ująć to w słowa.

— Bo ja chcę cię słuchać—W końcu wyrzuciłam to z siebie po raz kolejny. Bałam się spojrzeć na jego twarz. Bałam się go bardziej niż kiedykolwiek, ale za obiecałam się całemu wszechświatowi, że mu pomogę. Zniosę nawet to gdybym miała zostać zamordowana z jego rąk. Nie mam zbyt wiele do stracenia.

Miałam wrażenie, że mówił. W całej tej ciszy słyszałam jego głos. Słyszałam jak płakał. Mimo to pozostał w niej, nie odzywając się w żaden jawny sposób.

Może to był tylko wiatr co jakiś czas gwintujący o kamienne szczyty gór, z perspektywy czasu inaczej to widzę.

Ja też milczałam, starając się całą sobą okazać wsparcie, cierpliwie czekając na jakikolwiek znak. Siedziałam obok, słuchając jego milczenia, które poczęło piszczeć w moich uszach.


—Jutro kolejny trening, siódma Ci pasuje?—Zmienił nagle temat, a ja stłumiłam w sobie kolejną falę zirytowania. Czułam, że chce powiedzieć coś. Czułam, że chce się pozbyć tego ciężaru, ale to coś go zablokowało. Duma? „Chłopacy nie płaczą"? Mimo to nie zamierzam zmienić mojego postanowienia.

— Lloyd, do cholery—powiedziałam niedowierzająco.

— Może być o dziesiątej—Kontynuował.

Rozwarłam niedowierzająco usta, zastanawiając się nad odpowiedzią. Na jakie grzyby robi sobie teraz ze mnie jaja. Może obok mnie siedzi Jay? Nie zdecydowanie nie jest rudy.

— Jesteś bardziej skomplikowany niż blondynki—zapomniałam, że jest blondynem. Zmarszczyłam brwi i oczekiwałam rozwoju sytuacji.

— Nie mam raczej wolnych godzin wieczorem—skrzyżowałam ręce pod piersiami, słysząc ten dziwny słowotok. Coś definitywnie jest tutaj nie tak, a ja się dowiem co.

— Okej, możemy obejrzeć „Słoneczny patrol"—Odpowiedziałam zrezygnowana i podniosłam się. Tak się chcesz bawić?

— Chociaż ewentualnie możemy teraz—Zmarszczyłam zdumiona czoło, nie potrafiąc zrozumieć co tutaj się dzieje.

— Dosyć. Nie chcesz rozmawiać to nie. Będę czekać—Wzruszyłam ramionami i skierowałam się do klasztoru. Stwierdziłam, że pora to zakończyć. Chyba po tym, co się dzisiaj wydarzyło, po tej jego całej nagłej zmianie mam po prostu dosyć. Brakło mi siły i cierpliwości aby kontynuować tę specyficzną wymianę zdań.

Do mojej głowy momentalnie przyleciało pewne wspomnienie. Ostatni raz tutaj z nim był dosyć pokręcony i nadal nie wiem, czy o nim pamięta. Może lepiej się nie dowiadywać? Zdecydowanie nie. Mam ochotę zwymiotować z zażenowania za każdym razem, kiedy o tym myślę. Nie miałam po prostu nad sobą kontroli. Żałuje tylko, że to pamiętam.

Czasem jestem głupsza niż by się wydawać mogło. Nadal szokuje samą siebie faktem, że dostałam się do najlepszego liceum w kraju i właśnie teraz przypomniałam sobie, jakoż trzeba by było tam wrócić. Nie mniej jednak nie mam na to ochoty. Zatrzymałam się przed drzwiami do gabinetu Wu, bardzo głęboko rozmyślając. Został mi tylko miesiąc szkoły więc czy to wiele zmieni jak tam pójdę? Poza tym on chyba nawet nie musi o tym wiedzieć. Jebać.

Przedarłam się pustymi korytarzami klasztoru i w końcu pchnęłam drzwi do mojego pokoju. Zmęczona opadłam na łóżko i zrelaksowałam mięśnie twarzy. To wszystko robi się coraz dziwniejsze, a ostanie parę dni było jak żywcem wyjęte z bollywoodzkiego serialu, ale z lepszym CGI. Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni i zdziwiona, że jeszcze się nie rozładował, przejrzałam wszystkie nowe powiadomienia. Nya dodała mnie do grupy?

Nya:
Jade
Jade
Jade

Jay:
Przepraszamy

Nya:
Stul dupę baranie bo pogarszasz sytuacje.
Jade to nie tak miało być po prostu on zjawił się nagle
nie wiedzieliśmy jak zareagować.

Wywróciłam oczami, czując jak poziom mojej irytacji wzrósł.

Ja w żadnym stopniu nie zasługuje na przeprosiny.


***

Heja widzowie


Coś czuje, że znowu fest zmiata mnie z planszy i może być znowu kryzys z publikacja.

Mniejsza.


Ciężko mi uwierzyć, że kilka ostatnich tygodni, gdy publikowałam w miarę regularnie, minęło tak szybko i prawie skończyłam tego fanfika.

Zostało niewiele.

bardzo niewiele

Spodziewajcie się nieoczekiwanego.



~Kurwixon


Ps. Jeszcze weekend długi, dużo może się dziać.

Save me|L.N.| Part I:LonelyWhere stories live. Discover now