Rozdział 2.

503 19 8
                                    

Już dwa tygodnie chodzę do szkoły i nic się nie dzieje. Sunghoon ma mój numer, a nie napisał wcale. Tylko jak siedzę z nimi, bo jestem do tego zmuszana przez przyjaciółkę to zawsze wierci we mnie taką dziurę tym swoim wzrokiem. Da się do tego przyzwyczaić. Czasem się odezwie, ale to tylko raz na ruski rok. Ja nie wiem on jest jakiś dziwny.

Znowu siedziałam z nimi, ale blondyna nie było. Chociaż na chwilę miałam spokój i mogłam poznać resztę. Długa przerwa minęła nawet dobrze. Czekałam na ostatnią lekcje i mogłam wracać do domu.

Kiedy wracalam do domu mój telefon zabrzęczał. Napisał do mnie. Trzeba to zapisać na kominie.

Sunghoon:
Hejo.

Ja:
Hej.

Sunghoon:
Masz teraz czas?

Ja:
Nie za bardzo.

Sunghoon:
*wysłano zdjęcie*
Chyba jednak masz. - na zdjęciu byłam ja.

Ja:
Boję się ciebie.

-Nie masz czego. - obok mnie momentalnie pojawił się chłopak.

-Wystraszyłam się.

-Przepraszam. I przepraszam też za to, że tak się w ciebie wpatrywałem.

-A ty skąd o tym wiesz?

-W tym momencie... Strzelałem. Nie łatwo jest wytrzymać jak ktoś się na ciebie non stop lampi.

-Rel.

-Odprowadzę cię do domu.

-Nie musisz.

-Ależ muszę i chce.

W ciszy dotarliśmy pod mój dom. Na podjeździe stało czarne BMW. Od razu lekko się przestraszyłam. To oznaczało, że mój ojciec i matka są w domu. Jeśli matka nie jest trzeźwa to lepiej uważać, a jeśli nie to jakoś ujdzie. A co z ojcem to nie wiem. To już zależy od niego. Pomachałam chłopakowi na odchodne i powoli weszłam w głab domu. Kiedy weszłam do salonu moja matka natychmiast na mnie spojrzała. Tym razem jej wzrok był obojętny.

-Chodź tu usiądź. - posłusznie podeszłam do niej i usiadłam obok. - Przepraszam cię za to jaka jestem, ale to już nieodwracalne. Pomyślałam, że będzie Ci lepiej jeśli zostaniesz z ojcem.

-Co mi do tego z kim zostanę? I tak będę sama. Was nigdy nie ma w domu. Nawet mnie nie znacie. Po co wogóle mnie urodziłaś skoro... - łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu - Skoro nie potrafisz się mną zaopiekować do czasu.

-Choi T.I jak śmiesz tak do matki mówić!

-Teraz nagle się do mnie odzywacie?

-Ostrzegam cię - zagroził mi palcem.

-Już się boję. Nie wierzę, że mi coś zrobisz. Nie jesteś w stanie.

W tym momencie sięgnął po nóż, który leżał pod jego ręka i rzucił nim we mnie. W ostatnim momencie zrobiłam unik.

-Pojebany jesteś?! Rozumiem, że ciężko jest, ale bez przesady!

-Niech się odzywa tak jak ja wychowaliśmy!

Wybiegłam z domu. Po prostu nie patrząc przed siebie poszłam gdzieś. Po prostu szlam i płakałam. Postanowiłam, że nie chce tak żyć. Akurat przechodziłam obok sklepu. Weszlam do środka. Znalazłam to co miałam w planach. Podeszłam do kasy, zapłaciłam i skierowałam się gdzieś gdzie nikt nie powinien mnie znalejść. Jakimś cudem udało mi się wykręcić tą mała śrubkę z temperówki. Wzięłam do ręki najważniejszą część, czyli ostrze. Podwinęłam lekko rękaw i zrobiłam pierwsze cięcie, potem drugie, trzecie i tak dalej. Rany były głębokie. Z ręki normalnie leciała mi krew jakby co najmniej ktoś mi ją odciął. Naliczyłam chyba z 21 tego. Wyrzuciłam ostrze i poszłam w kierunku domu. Jakoś tak w polowie drogi zaczęło mi się kręcić w głowie, po chwili miałam przed sobą czarne plamki, a przez nie przedzierał się obraz sylwetki Sunghoona. Później tylko ciemność.

Obudziłam się w nienaznym mi pokoju. Napewno nie był to mój pokój, ani sala szpitalna. Przetarłam oczy i podniosłam się, po chwili szybko łapiąc za głowę. Poczulam też jak coś uciska moje lewe przedramię. Spojrzałam na tą rękę. Miałam nią owinietą bandażem. Do pokoju ktoś wszedł.

-Obudziłaś się, słonko? Wszystko w
porządku? - zapytała starsza pani.

-Umm... Tak. Chyba tak.

-Masz tutaj zjedz sobie coś i zrobiłam ci też herbatę. Jakby coś to ja jestem na dole.

Kobieta wyszła, a ja sięgnęłam po herbatę. Po chwili do pokoju wszedł chłopak.

-Cześć...

-Cześć.

-Jak się czujesz?

-Dobrze. Co ja tu robię? I gdzie jestem?

-To mój pokój. Zemdlałaś na chodniku. Dobrze, że akurat przechodzę to podbiegłem i cie złapałem.

-Dzięki za to.

-A co z tym? - wskazał na moją lewą rękę.

-Ah... Too... Nie przejmuj się tym. Zadziałałam zbyt pochopnie - a trzeba było iść się utopić.

-Chciałabyś wracać do domu?

-Wyganiasz mnie?

-Nie... Tylko... Chyha nie czujesz się tu zbyt komfortowo.

-No może nie, ale nie chce wracać.

-No dobrze. Jak coś będę w salonie.

Wyszedł, a ja zostałam sama. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej. Dziesięć nieodebranych połączeń od Darii i pięćdziesiąt wiadomości. Nie no jak ona coś chce to spokoju nie daje. Odblokowałam urządzenie o zaczęłam odpowiadać dziewczynie na wszystkie wiadomości. Oddzwoniłam do niej i wszystko po kolei wytłumaczyłam pomijając fakt z ręką. Kiedy nie miałam co robić wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Schody były od razu naprzeciwko drzwi. Zeszłam powoli na dół. Spotkałam tam tylko Sunghoona z jakąś dziewczyną. Na oko o pięć lat młodsza od niego. Dziewczyna mnie zauważyła i wymieniła spojrzenie z chłopakiem. Ten od razu wstał i podszedł do mnie.

-Coś się stało? - zapytał z troska w głosie.

-Nie. Nie chciałam już siedzieć w pokoju.

-To chodź do nas. - zaprowadził mnie na kanapę. Usiadłam naprzeciw dziewczyny.

-Może się poznajcie. - zaczął - Yeji to jest T.I, T.I to jest Yeji.

-Miło mi - powiedziałam pierwsza.

-Jaka ty śliczna. I idealna. Sunghoon.

-Tak? - zapytał chłopak, który był w połowie drogi do kuchni

-Jak możesz się za nią nie brać.

-Yeji uspokój się.

-A idź ty. Ty buraku jeden. Plebs.

-A ty jesteś jego...?

-Siostrą. O pięć lat młodsza.

-Aha.

Po spędzałam chwilę z nimi czas i kiedy byłam już pewna żeby wrócić do domu wyszłam, że nająć się z nimi. Cała drogę przeszłam sama w ciszy. Weszlam do środka do domu. Była cisza, czyli to oznaczało, że rodziców nie ma. Tyle mojego szczęścia. Skierowałam się w stronę mojego pokoju. Kiedy rzuciłam się na łóżko zadzwonila do mnie Daria. Gadałyśmy chwilę, a kiedy byłam tak zmęczona, że ledwo funkcjonowałam postanowiłam zrobić sobie kawę. Zeszłam do kuchni na dół, a po pieciu minutach, wróciłam do swojego pokoju, stawiając kubek na biurku. Wyciągnęłam książki i zeszyty. I zaczęłam się uczyć. Trochę kiepskie to moje życie, ale co ja na to poradzę. To trudno. Trzeba żyć.

Save Me || Park Sunghoon ✔️Where stories live. Discover now