Rozdział 17

355 20 0
                                    

Jedynka

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Jedynka

★ ☆ 

             Wszyscy z niecierpliwieniem wyczekiwali pojawienia się Joyce Byers. Lizzy siedziała na kanapie wraz ze Steve'm, który troskliwie tarł jej ramię. Dziewczyna nie mogła opanować drżenia dłoni i stwierdziła, że jest o wiele gorzej niż pamiętnego wieczoru w jej domu. Max siedziała z Lucasem przy stole, rozmawiając. Carter sądziła, że mają się ku sobie i nawet jeśli sami tego nie dostrzegają, ciągnie ich do siebie.

— Szkoda, że ja nie mam normalnego życia miłosnego — pomyślała chwilowo i spojrzała na Dustin'a który kłócił się z Hopperem o nazwę dla nowego potwora.

— To Demopies! — wykrzyczał chłopak.

— Co mnie obchodzi jak to się nazywa?! Potwór to potwór! — zakończył Jim i gdy Henderson miał się odezwać drzwi wejściowe szybko się otworzyły. Każda osoba w pomieszczeniu spojrzała w tamtym kierunku. W progu stała zdyszana Byers, która oparła głowę o framugę i spojrzała na Hoppera.

— Czym jest ta poważna sprawa?

Szeryf tylko spojrzał na Elizabeth, która lekko spuściła głowę i westchnęła, wysuwając się z objęć Steve'a. Skupiła się na szklance stojącej na stoliku i wyciągając dłoń przed siebie, skierowała ją na szklany przedmiot. Po chwili szklanka się uniosła, a lekko wyczerpana Carter szybko wytarła krew lecącą z nosa i odstawiła przedmiot na miejsce. Ze względu, że moce nie są ćwiczone, Lizzy szybko ogarnia zmęczenie.

— O mój boże! — powiedziała tylko Joyce, zakrywając usta ręką. — Jak to możliwe..?

— Też bym chciał wiedzieć... — wymruczał James, przecierając twarz dłonią. — Wiemy jedynie, że posiada moce jak El.

— Ale dlaczego? Jakim cudem? — zapytała zaniepokojona blondynka, a Harrington ponownie objął ją ramieniem. — Przecież nigdy nie byłam w żadnym laboratorium? Nie porwali mnie i nie wsadzili tam, prawda? — zapytała z histerycznym śmiechem. — Prawda...?

—Rozważamy wszystkie opcje — odpowiedział Hopper, a Carter zbladła. — Joyce, chodź na chwilę. — odezwał się do kobiety i gestem dłoni zaprowadził do kuchni.

— Chcemy żebyś wiedziała, że bez względu na te moce i w ogóle... My nadal kochamy cię Li, taką jaką jesteś. — odezwał się Mike i lekko uśmiechnął w stronę przyjaciółki, jednak ta nie odwzajemniła gestu.

— Dziękuję, jesteście kochani. Ale... — zaczęła i wzięła duży wdech. — Mam z dnia na dzień tak po prostu z tym żyć? Ze świadomością, że jestem w stanie zrobić komuś krzywdę? Że.. — zająknęła się. — Że muszę uważać na swój jakikolwiek ruch?

— Przecież nie zrobisz nikomu... — zaczął Dustin, jednak ta uciszyła go dłonią, a obraz za chłopakiem spadł na podłogę. Lizzy przyłożyła dłonie do piersi, mocno przyciskając do ciała.

— Widzicie?! — krzyknęła zdesperowana. — Nie zaprzeczajcie, bo dobrze wiecie, że mogę wyrządzić krzywdę. Nastka nauczyła się nad tym panować... Ale ja? — zapytała retorycznie i po kolei popatrzyła na każdego z osobna. — Jestem niebezpieczeństwem dla was, i dla innych.

Kończąc swój monolog szybko wyszła z domu Hoppera.

Gdy Steve chciał już za nią ruszyć, odezwała się Max:

            — Niech pobędzie chwilę sama.

Chłopak niechętnie zgodził się z rudowłosą i spojrzał przez okno, wiodąc wzrokiem za przyjaciółką.

★ ☆ 

            Zapłakana Lizzy wstała z pieńka na którym siedziała i ruszyła przed siebie. Otarła łzy i spojrzała na swoje dłonie.

— Dlaczego akurat ja? Mało mi problemów? — syknęła do siebie i opuściła szybko kończyny wzdłuż ciała, przez co liście na ziemi uniosły się ku górze. — Cholera!

Ponownie machnęła ręka w lewo i tym razem liście poleciały wyżej. Zamyśliła się i skierowała lekko ugięte dłonie w stronę ziemi. Trzymając je blisko siebie, zacisnęła je w pięści przez co gałęzie leżące na podłożu złamały się. Uśmiechnęła się usatysfakcjonowana ze swojego czynu. Postanowiła powalczyć z czymś cięższym. Wybór padł na duży głaz.

—Skup się, Lizz. — mruknęła do siebie i zastanowiła, aby wykonać wyznaczony cel. Zamknęła oczy i krzyknęła, a kamień złamał się na pół. Otworzyła powieki i dumna założyła ręce na biodra i otarła kciukiem krew z nosa.

Dobra robota. — usłyszała w głowie męski głos. Zaniepokojona rozejrzała się po terenie i rozłożyła ręce, stając w pozycji bojowej.

— Kim jesteś?! — krzyknęła w przestrzeń i ponownie spojrzała za siebie. Nikogo nie zobaczyła.

Spokojnie, Elizabeth. Jestem.. Hmm... przyjacielem.

— Przyjacielem?! Żartujesz sobie? Nawet cię nie widzę! — krzyknęła sfrustrowana. — Pokaż się!
Sytuacja niezbyt na to pozwala...

— Jaka sytuacja do cholery?! Kim ty jesteś? — warknęła zdenerwowana, a z jej nosa ponownie zaczęła lecieć metaliczna ciecz.

              — Jestem Jedynka.

★ ☆ 

Stranger Things | Scarred girl Where stories live. Discover now