Szesnaście

19 0 0
                                    

Przed śmiercią

Wiatr nie wprowadzał w taniec koron drzew

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wiatr nie wprowadzał w taniec koron drzew. Maleńkie listeczki rosnące na gałązkach rozwijały się w powolnym tempie. Lawenda nie zmrużyła oka tej nocy. Cichym krokiem o świcie skierowała się do łazienki i przemyła twarz zimną wodą aby się rozbudzić. Spojrzała niechętnie w lustro i ujrzała swoją twarz. Nic się nie zmieniła na przestrzeni tych paru godzin, które dłużyły się w nieskończoność. Była jedynie napuchnięta i czerwona od płaczu. Usłyszała burczenie swojego brzucha, chociaż nie miała apetytu, postanowiła zejść na dół i napić się kawy. Wypuściła Nadzieję do ogrodu i zaparzyła czarną jak smoła kawę. Podeszła do lodówki, aby wyjąć mleko i wtedy skupiła swój wzrok na małej pocztówce przyklejonej do srebrnych drzwiczek.

„Pozdrowienia z wakacji w Rzymie

Od Kornelii wraz z rodziną"

Czemu wszystko musi o niej przypominać? Czy tęsknota i ból kiedyś miną? Niby wszystko idzie naprzód, wiosna budzi się do życia, tak jak noc wita dzień i jak miłość rodzi nadzieję. Albo ją kończy. Jak miłość rujnuje ludzkie życia. Jak tęsknota rozdrapuje stare wspomnienia. Zamiast trzymać się tego co dobre i kojące, wszystko nagle przynosi stratę. Rozsypuje się w mgnieniu oka, jak pył z gwiezdnej materii. Lawenda nie ma już w sobie siły aby oddać się łzom i rozpaczy. Nie umie zdobyć się na gniew, który tak mocno ją wypełnia od środka. Upada tylko na zimną podłogę, obejmuje ramionami swoje kolana i czuje jakby konała. Czyżby śmierć miała za chwilę przyjść po nią? Kogo jeszcze może stracić? Oprócz Kornelii i samej siebie.

Jeden mały promyk słońca wpada przez okno kuchenne tuż na policzek Lawendy. Czuje jego ciepło. Jakby drobny pocałunek ukochanego. Uchyla lekko powieki ale nie ma nikogo. Widzi unoszący się w powietrzu kurz i słyszy gdzieś w oddali latającą muchę. Co za życie mają owady. W każdej chwili mogą zginąć z rąk człowieka, który ani przez sekundę nie zastanowi się nad ich losem.

Dziewczyna wstaje, unosi się na drżących nogach. Bierze kawę w dłoń i wychodzi na chłodne podwórko. Obserwuje psa, który biega beztrosko po trawie. Goni żółtego motyla i to wprawia Lawendę w melancholię. Kornelia była na swój sposób pięknym motylem, który nie żył pełnią życia, bo było za krótkie.

- Nadzieja! – Krzyczy ochrypłym głosem, aby nie pozwolić jej zjeść motylka. – Zostaw.

Pies podbiega pod jej nogi, merda ogonem, zadowolona, że może zażyć świeżego powietrza po godzinach spędzonych w cichym, ciemnym pokoju wraz ze swoją właścicielką. Czuje się w tej chwili wolna, szczęśliwa. Czy Lawenda też się jeszcze kiedyś tak poczuje?

Pies trąca jej nogę i dziewczyna wzdryga, parząc się gorącą kawą w dłoń. Przeklina pod nosem i wraca do środka. Zanurza rękę w zimnej wodzie i czuje jak lecą jej słone łzy po twarzy. Boli ją głowa, więc sięga do szafki z lekami i nawiedza ją kolejne wspomnienie. Znalezione leki w łazience Kornelii. Wyobraża sobie jak dziewczyna je wszystkie połknęła, jak upada zgięta w pół i wymiotuje. Dosyć. Ściska mocno powieki, dusi się łzami. 'Nie chcę już o tym myśleć" – protestuje w ciszy. Wtedy dociera do niej, że nie powinna być sama, bo poddaje się wszystkiemu co złe. Postanawia odwiedzić Xandera, chociaż szybko rezygnuje z tego pomysłu. Widok chłopaka przyniesie za sobą to co najgorsze – poczucie winy. Nie jest w stanie tego znieść. Rusza więc lekko oświetlonym korytarzem do sypialni Diany. Puka dwa razy i drzwi otwierają się. Diana wychodzi z pokoju, owinięta w beżowy szlafrok. Zamyka cichutko drzwi, jakby nie chciała kogoś w środku zbudzić. Nic nie mówi, obejmuje tylko Lawendę i zanurza swoją dłoń w jej rudej czuprynie.

- Przejdźmy się kochanie. – Szepcze delikatnie swoim jedwabnym, kojącym głosem. Działa jak lekarstwo, jej dotyk, jej ton głosu, jej spojrzenie pełne litości i współczucia. Zatrzymują się przy szafie w przedpokoju, Diana podaje Lawendzie kurtkę i obie wychodzą do ogrodu. Gdy drzwi się za nimi zamykają Diana mówi do dziewczyny:

- To musiała być dla ciebie bardzo ciężka noc. Jak się teraz czujesz?

I wtedy Lawenda zrozumiała co czuje. Czuje się tak jak 15 lat temu, gdy opuścił ją jej ojciec. Wtedy przechodziła przez żałobę nie będąc w pełni świadoma czym takowa się charakteryzuje.

- Musisz pozwolić sobie na odczucie tych emocji. Czuj złość, czuj smutek, czuj ból. To minie. Nie z dnia na dzień, ale któregoś dnia obudzisz się z mniejszym bagażem.

- Czuję się tak jak tamtego dnia, gdy tata nas zostawił.

- Opowiedz mi o tym.

15 LAT WCZEŚNIEJ

Niewysoka pulchna kobieta o zakręconych blond włosach stała pochylona zawiązując buta małej dziewczynce. Pachniała mocnymi perfumami i lakierem do włosów, a na jej twarzy malował się okropny grymas.

- Przestań się tak zachowywać, bo cię tutaj zostawię - mruknęła kobieta.

Dziecko podniosło wzrok, a z jej zaszklonych oczu zaczęły spływać strugi łez. Słona kropla spłynęła jej z policzka, do brody, po czym kapnęła na czubek białego adidasa.

Była to najzwyczajniejsza w świecie lipcowa niedziela. Słońce wychodziło zza chmur, a wiatr delikatnie powiewał korony drzew.

- Po kim ty masz taki charakterek... na pewno nie po mnie. - chwyciła gwałtownie małą rączkę i pomimo sprzeciwu dziecka pociągnęła je za sobą.

Mała dziewczyna wciąż odwracała się za siebie w stronę dworca. Szukała z utęsknieniem znajomej twarzy, ale na próżno. Nie było jej dane pożegnać się ostatni raz ze swoim ojcem.

Wracały do domu w ciszy. Lawenda nie rozumiała co się stało. Jeszcze kilka godzin temu bawiła się ze swoim tatą latawcem, a teraz już go nie ma. Jedynego człowieka, który był dla niej wsparciem, ucieczką od surowej matki. Ciągle czekała na jego powrót. Wypatrywała go z balkonu, skupiając wzrok na każdym mężczyźnie z brązowymi lokami, który mijał piaszczystą ścieżkę pod ich blokiem. Siedziała tam aż do zachodu słońca, gdy usłyszała stanowczy głos matki, że pora iść spać. Ale to zawsze tata utulał ją do snu. Dlaczego dzisiaj tego nie zrobi? Tamtej nocy Lawenda nie zasnęła. Leżała grzecznie w łóżeczku i nasłuchiwała dźwięku przekręcanych kluczy w zamku, ale nikt się nie zjawił.

Następne dni były prawdziwym koszmarem dla dziewczynki. Była skazana wyłącznie na swoją matkę, gdyż zostały już tylko we dwie. Letnie słońce zachęcało dzieci do zabawy, Lawenda natomiast wolała siedzieć w domu i czekać na ojca. Zrezygnowała ze wszystkiego co lubiła, bo straciła tą jedną osobę, która zawsze sprawiała jej największą radość. Okres wakacji minął jej w smutku. Żadna tęcza nie zwróciła jej tej straty.

TERAZ

- Twój tata przyjechał wtedy do mnie, mieszkał w tym domu. Zajmowałam się wtedy sama naszą chorą matką. Przyjechał mi pomóc, jeszcze wtedy nie wiedziałam, że on sam choruje. Zmarł rok po przyjeździe. Starał się z całych sił, wziąć ciebie ze sobą, ale Luiza bardzo mu w tym utrudniała. Uparła się, że masz z nią zostać. Nigdy nie pozwoliła mi się z tobą zobaczyć. Próbowałam na różne sposoby, szczególnie po jego śmierci. Wiedziałam jaka jest sytuacja u was w domu, chciałam cię z tego wyzwolić, zapewnić lepsze życie... - Diana zamilkła na chwilę. Powrót do tych wspomnień był dla niej trudny. Nie musiała już nic więcej mówić. Lawenda dowiedziała się najważniejszego – ojciec jej nie porzucił, bo przestał ją kochać. Próbował uratować ich oboje. Siebie i swoje dziecko.

Zwiędłe kwiatyWhere stories live. Discover now