Trzy

42 4 0
                                    

Za zakrętem

W nowym domu Lawenda czuła się świetnie, szybko się zaaklimatyzowała, nawiązała dobre kontakty  z większością domowników

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

W nowym domu Lawenda czuła się świetnie, szybko się zaaklimatyzowała, nawiązała dobre kontakty z większością domowników. Oczywiście Xander był tym jedynym wyjątkiem. Wielką radość sprawiało mu straszenie nowej znajomej, a nie było to wcale trudne, gdyż z natury była bardzo strachliwa. Pewnego wieczora schował się w jej szafie i gdy kładła się już spać, ten wyskoczył na zewnątrz głośno krzycząc. Nic dziwnego więc nie było w tym, że za nim nie przepadała. Dlatego postanowiła traktować go jak powietrze i przechodzić obok niego z brodą zadartą do góry w geście nienawiści. Po prostu przestał dla niej istnieć. Od tygodnia Lawenda spała przy zabarykadowanych drzwiach i zrobiła się niezwykle czujna na dźwięki, przez co coraz ciężej zasypiało jej się przy ulewie za oknem.

Pewnego dnia Xander wrócił do domu zalany krwią, miał podbite oko i złamany nos. Dianę bardzo to zmartwiło, ale jak się okazało była to norma. Co dwa tygodnie, a czasem nawet rzadziej wdawał się w bójki z każdym kto chociaż odrobinę go zdenerwował. W takie dni nie dało się do niego podejść nie to, żeby Lawenda tego chciała, ale była uważną obserwatorką. Musiała minąć noc, żeby ochłonął z gniewu, następnego dnia nikt nie wspominał jego wybuchów, tylko Diana w jednym z sekretnych pokojów opatrywała jego rany. To wcale nie zniechęcało go do irytowania Lawendy. Pytała się nawet Alfreda, o to czy każdemu tak dokucza, ale odpowiedź była przecząca. Wiadomo było oczywiście, że istniał jako domowy błazen i robił wszystko, żeby rozbawiać innych, ale nie miał w zwyczaju prześladować kogoś i straszyć.

*

- Miałabyś ochotę porobić ze mną na drutach? – zaproponowała pewnego razu Diana wchodząc do pokoju Lawendy. Zastała dziewczynę szlochającą w poduszkę. – Co się stało, dziecko? – przerażona podeszła szybkim krokiem do łóżka. Ale dziewczyna zdążyła już otrzeć łzy i uspokoić oddech.

- Nic się nie stało, ciociu nie martw się. Mam alergię na to drzewo za oknem, a zostawiłam otwarte, bo duszno było w pokoju. – Za wszelką cenę musiała wybrnąć z sytuacji. Nie chciała dzielić się smutkiem z innymi, tak jak to miała w zwyczaju.

- Ależ cóż znowu – zaczęła głaskać rudą czuprynę – możesz mi się zwierzyć, obiecuję, że nikt się nie dowie.

Ale to nie było by w stylu Lawendy, nikt jej dotychczas nie zmusił do rozmawiania o emocjach, nawet jej najlepsza przyjaciółka. Nie widziała się z nią już prawie trzy miesiące, rozłąka zaczęła ciążyć jej na duszy, ale nie to było powodem płaczu. Gdy Diana trzymając ją w ramionach i lekko kołysząc do melodii, którą kojącym głosem nuciła, nie mogła wytrzymać i zaczęła głośno szlochać, łzy zamoczyły rękaw ciotki. Usta drgały, a z oczu leciał słony wodospad.

Nie wiadomo co było powodem rozlewu łez, tylko one dwie znają tą tajemnicę, ale ten dzień przyniósł za sobą wiele zmian. Już następnego dnia Xander doznał szoku.

- Cześć – powitała go przyjaźnie schylając się do półmiska z owocami stojącego na stole, chwytając winogrono. Usiadła obok niego i zaczęła stukać paznokciami w drewno.

- Mogłabyś przestać? Ktoś tu czyta gazetę – pomachał jej przed nosem gwiżdżąc. Próbował w ten sposób zakamuflować swoje zdziwienie.

- Teraz to ja cię zaskoczyłam, co?

- Czym niby?

- Moją uprzejmością, na którą nie zasłużyłeś.

Xander przekręcił oczami. Jego włosy wciąż kręcone, urosły na tyle, żeby sięgały mu za ucho. Na ustach nadal goiła się rana, tak samo jak głęboka kreska przecinająca jego lewą brew. Zauważył, że Lawenda się mu przygląda i na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Do zobaczenia na obiedzie – pożegnał się wstając z krzesła, a dziewczynie zaróżowiły się poliki z zażenowania.

Przez następne dwa dni ich relacja szła w coraz to lepszym kierunku, aż w końcu Diana zaproponowała, żeby Xander przedstawił Lawendzie swoich przyjaciół. Gdy propozycja padła z jej ust, chłopak przez chwilę milczał zatracając się w zadumie. Ostatecznie jednak zgodził się.

Tego dnia również lał deszcz, ale chwilę przed wyjściem chmury zamieniły się miejscem ze słońcem a w oddali pojawiła się tęcza.

- Jestem pewien, że się polubicie. Zwłaszcza z Kornelią, obie lubicie doprowadzać mnie do szaleństwa – zaśmiał się pod nosem.

We dwójkę wędrowali w ciszy, słychać było jedynie śpiewy ptaków, szelest liści pod ich stopami i zmęczone oddechy podróżą pośród drzew. Dom, w którym mieszkali stał w lesie, więc do centrum miasta mieli spory kawałek, a spacer wokół drzew był magicznym skrótem. Jesienna pogoda nie była wcale taka zła, chociaż ulewy nawiedzały coraz częściej. Trawa była całkiem mokra, a ziemia zamieniła się w błoto, ulica była pełna kałuż.

- Poczekaj tu chwilę – zażądał Xander, gdy doszli już na miejsce. Oddalił się do dwuosobowej pary, z czego Lawenda wywnioskowała, że to muszą był jego przyjaciele. Ale dlaczego poszedł sam? Czyżby nie uprzedził ich wcześniej, że razem z nim mieszka o dwa lata młodsza dziewczyna? Po paru minutach, zawołał towarzyszkę gestem ręki.

Stał on przy wysokim chłopaku posiadającym ciemne blond włosy, ubrany był bardzo schludnie, nie to co współlokator Lawendy. Na lewym nadgarstku widniał złoty zegarek, a na nosie miał przyciemnione okulary, które szybko podniósł na widok zbliżającej się dziewczyny. Drugą osobą, która towarzyszyła przy chłopcach była Kornelia. Śliczne falowane jasne włosy sięgały jej za biodra, uśmiech jej był zaraźliwy, a zęby proste i lśniące. Była bardzo zgrabna i niska, ubrana w długą różową sukienkę. Jej dłonie zdobiły złote pierścienie, a na nadgarstku miała białą bransoletkę z muliny. Lawenda wcześniej nie zwróciła uwagi, ale Xander również taką miał, tylko, że czarną.

- Bardzo miło jest cię poznać – powiedziała ta piękna mała osóbka, jednakże w jej głosie słychać był lekkie zachwianie.

Gdy się sobie przedstawili postanowili pójść razem do kina. Film okazał się być mało interesujący, przynajmniej dla Huberta i Lawendy, bo pozostałe dwie osoby były zajęte jedynie sobą.

- Oni są razem? – Zapytała szeptem chłopaka, który siedział po jej lewej stronie. Wychylił się ponad jej głową, żeby zobaczyć powód tego pytania.

- Tak, znają się od lat, była dla niego wielkim wsparciem, w trudnych chwilach. Pasują do siebie i są razem szczęśliwi. A czemu pytasz? Xander ci nie mówił?

- Chyba nie było takiej okazji... – wyminęła się zaskoczona.

- Cóż, teraz wiesz. – Powiedział głośnym szeptem, nie panując nad swoim głosem. Para zwróciła głowy w ich stronę, ciekawi tematem rozmowy.

Po seansie poszli na lody, a gdy zapadł już zmierzch pożegnali się i poszli we własne strony. Z daleka słychać było ciche grzmoty, a na ich twarze zaczął kropić lekki deszcz.

- Chyba musimy biec, żeby burza nas nie dogoniła. U nas taka pogoda bywa niebezpieczna.

Nie biegli, ale szli bardzo szybko. Lawenda była wykończona, a Xander natomiast był w doskonałej kondycji.

- O czym gadałaś z Hubertem? – Wtrącił w końcu.

- Co? – Zapytała świadomie, chcąc wyminąć się z rozmowy i nie pokazywać swojej reakcji.

- No w kinie...

- Aaa, Hubert oświecił mnie, że ty i Kornelia jesteście razem.

- Tak, zapomniałem ci powiedzieć.

Nie brzmiało to szczerze, ale rozmowa na tym się zakończyła. Trafili do domu w ostatnim momencie, za oknem już trwała silna wichura.

Zwiędłe kwiatyWhere stories live. Discover now