Dwa

64 5 0
                                    



Nowy znajomy

Nowy znajomy

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Wiatr przechylający zielone korony drzew i deszcz bijący wielkimi kroplami w szyby pozostawiający po sobie tylko dźwięk i smugi, zbudził wczesnym rankiem Lawendę. Rozciągnęła się na łóżku biorąc głęboki wdech. Zaczął się nowy rozdział w jej życiu, nowy etap. Wbiła wzrok w sufit ozdobiony sztukaterią w kwiaty w rozkwicie skupiając się na tym aby zachować spokój. Po czym zamknęła na moment ciążące powieki wsłuchując się w szum wiatru i dźwięk spadających kropli.

Przechodząc przez korytarze i schody na palcach, tak aby nikogo nie zbudzić udała się do kuchni w celu zaparzenia sobie kawy. Wciąż ubrana w śmieszną piżamę w kratkę i rozczochrane włosy przeszła przez próg nie zdając sobie sprawy, że nie była jedyną osobą przebywającą w pomieszczeniu. Jednak nadal nieogarnięta z sennej podróży robiła swoje. W momencie gdy zasiadła przy wielkim drewnianym stole ktoś odchrząknął, i tym samym zwrócił na siebie uwagę i przestraszył dziewczynę.

- Jesteś bardzo mało spostrzegawcza – odezwał się chłopak w ciemnych, kędzierzawych włosach opadających na czoło, które zasłaniały jego oczy jeszcze ciemniejsze od obsydianu. – Deszcz często nas nachodzi w tej części kraju. W końcu przywykniesz do tego. – Świadomy tego co rozbudziło dziewczynę mówił nalewając sobie kawę do fioletowej filiżanki. Dom ozdobiony był milionem kwiatów nie tylko na zastawie i suficie. Po kątach porozstawiane były donice, a na ścianach przytulne tapety.

Chłopak zbliżył się do towarzyszki i uważnie się jej przyjrzał, ona zaś zestresowana nie była w stanie wydobyć słowa. Uśmiechnął się marszcząc nos i uwydatniając dołeczki w wyrysowanych policzkach.

- Nazywam się Xander, Lawendo – rzekł, a po chwili tajemniczo się ulotnił.

„Każdy normalny, by się chociaż odezwał" karciła się w myślach. Jednak tłumacząc tą sytuację jednym słowem – Lawenda jest po prostu i n t r o w e r t y k i e m. W swoim życiu nie za bardzo miała szansę się przed kim otworzyć i nie pragnęła tego. Mając tylko jedną przyjaciółkę, w swojej szkole uważano ją za dziwadło albo za widmo. Zamiast myśleć o nowym znajomym skupiła się na swoim krępującym zachowaniu.

Po paru godzinach, kiedy każdy się już zbudził zwołano wszystkich na śniadanie. Na stole wystawione były prześliczne talerze i szklanki z ozdobnymi niezapominajkami, a poczęstować się można było naleśnikami z dżemem rabarbarowym, bądź jajecznicą z soczystymi pomidorami. Jedzenie pachniało wybornie, ale ilość osób przy stole mocno zestresowała Lawendę. Mimo wszystko dziewczyna usiadła, nie zwróciwszy uwagi, że naprzeciwko siedzi ten sam chłopak, na którego natknęła się z rana. Trzęsącymi się dłońmi nałożyła na talerz dwa gorące placki.

- Lawendo, przybyłaś do nas wczoraj w nocy, więc nie miałam okazji przedstawić cię moim najbliższym. Żyjemy tu razem stanowiąc rodzinę i cieszymy się, że dzięki tobie się ona powiększa. Ale załatwimy to po śniadaniu. Dobrze spałaś? – zapytała gospodyni z najserdeczniejszym uśmiechem jaki dziewczyna widziała pierwszy raz od wielu lat.

- Tak, dziękuję. Łóżko jest bardzo wygodne, a powietrze takie rześkie.

Nie zauważyła wzroku, który wbił w nią Xander wiedząc jaka jest prawda, ale postanowił utrzymać to jako ich malutką tajemnicę. Po śniadaniu Diana dotrzymując obietnicy oprowadziła Lawendę po domu, omijając co po niektóre pokoje, jakby skrywały jakieś tajemnice. Budynek był tak wielki, że nie dało się od razu zapamiętać co gdzie jest. Po zwiedzaniu nastąpiło przedstawianie się. Poznawszy służącą Ulę, córkę Diany Amelkę, dziadka dziewczynki Alfreda, oraz Xandera.

- Chciałabym ci bardzo podziękować ciociu, cieszę się, że udało nam się spotkać – powiedziała szczerze Lawenda.

- I ja się cieszę, brakuje mi twojego ojca, a ty jesteś do niego tak podobna. Bardzo mi go przypominasz i dzięki tobie czuję się jakby wciąż był wśród nas, macie takie same oczy – odpowiedziała Diana, ściskając bratanicę a w jej oku zakręciła się łza. – Dobrze się stało, pamiętaj, że jestem zawsze do twojej dyspozycji, kochana.

Wieczorem dopiero ustał deszcz i zawiał ciepły wiatr wynagradzając urządzoną pluchę. Pomarańczowy zachód słońca żegnał się z księżycem, który sprowadzał na niebo spokojną noc. Ptaki leciały w stronę jasnej kuli ognia, aby uniknąć coraz to bardziej pogłębiającej się ciemności. Lawenda podziwiała krajobraz siedząc na ganku i trzymając w dłoniach powieść.

- Piękne niebo – znowu zaskoczył ją ten sam głos, który przeraził ją z rana. Dziewczyna aż podskoczyła w miejscu, a z rąk wypadła jej książka. – „Małe kobietki", ciekawe.. – stwierdził podając jej zgubę. – Artur to był gość.

- Osobiście wolę Ludkę, ale Eliza, również była świetną postacią – wymsknęło jej się niekontrolowanie. Jeżeli chodziło o książki, to mogła mówić o nich w nieskończoność. – To znaczy.. wszyscy mają wady i zalety.

- Oczywiście, inaczej nie byliby ludźmi – stwierdził rozkładając się na ławce obok.

- Twoją wadą musi być zaskakiwanie innych – wstała kierując się do swojej sypialni.

- Myślę, że to raczej zaleta – zażartował. 

Zwiędłe kwiatyWhere stories live. Discover now