Rozdział 18

292 41 181
                                    

Wakacje były nudne.

Louis codziennie chodził do pracy; rano sprzedawał smakołyki i nakładał lody w kawiarni, a wieczorami dorabiał na stacjach paliw, myjąc auta i pomagając klientom. To nie była praca jego marzeń, ale dzięki temu mógł odłożyć naprawdę sporą sumę pieniędzy, żeby zabezpieczyć się na pierwsze miesiące studiów.

Zaczął oszczędzać bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Śniadania i lunche jadł w kawiarni, ponieważ jako pracownik miał tam sporą zniżkę, a kawa i kanapki w tym miejscu smakowały naprawdę dobrze. Wieczorami, gdy akurat nikt nie przyjeżdżał swoim samochodem na stację, robił sobie herbatę w pokoju socjalnym, zjadając niewielką przekąskę, którą wziął z domu. Rzadko miał czas, by w tygodniu zjeść porządny obiad, ale jego mama zawsze zostawiała dla niego porcję w lodówce. Choć nie chciał jej litości, bardzo to doceniał.

Chłopak jednak był ambitny, więc za każdym razem, gdy znalazł chwilę dla siebie, szukał jakiejś nowej pracy. Nie miał wyższego wykształcenia ani doświadczenia, więc wiedział, że niewiele może zdziałać. Ale szukał. Postanowił sobie, że do końca wakacji złoży CV w miejscu, które zapewni mu większe wynagrodzenie i pozwoli się uczyć.

Wciąż spędzał noce na ławce, z Harrym, który układał głowę na jego udach lub ramieniu. Louis przychodził prosto z pracy, wchodząc do domu tylko po Clifforda, który cieszył się na widok młodszego chłopaka, merdając ogonem i przytulając łepek do jego nóg.

Siadali i rozmawiali albo milczeli, po prostu rozkoszując się ciemnością i obecnością drugiej osoby. I choć ich życia bardzo się od siebie różniły, mieli wrażenie, że ich myśli były jednością.

- Boję się studiów – powiedział nagle Harry, przecinając ich spokojną ciszę. Chwycił tylko dłoń Louisa, splatając ze sobą ich palce i układając je sobie na kolanach. Siedział sztywno, jego mięśnie były spięte, a oddech ciężki. – Całej tej dorosłości...

- Czemu? – zapytał delikatnie. Jego kciuk, jak zawsze, zaczął gładzić skórę na knykciach Harrego. Louis miał ochotę ucałować jego skroń i przyciągnąć do naprawdę ciasnego uścisku. I choć przytulali się naprawdę często, to pocałunki były rzadkimi chwilami, głównie w momencie ich słabości. Dlatego obaj ani drgnęli.

- Nie jestem chyba na to gotowy – wyznał. – Jak mam sobie poradzić, skoro nic nie wiem?

- Hej, to nieprawda – powiedział twardo Louis, przytulając swój policzek do ramienia chłopaka. To było dziwne, ponieważ to zawsze Harry opierał się na nim, ale... szatyn właściwie mógłby to polubić. – Pomyśl o tym tak, że to będzie twój nowy początek. Nowi ludzie, nowe twarze. Zaczniesz robić to, co lubisz, a nie to, co musiałeś robić, będąc w liceum.

- Oczywiście masz rację, ale ja wciąż się tego boję – szepnął, choć jego myśli uciekały od myśli o przyszłości. Teraz jedyne, o czym myślał, to Louis i jego włosy pachnące typowo męskim szamponem. Miał ochotę się na to roześmiać.

- W życiu człowieka bywają chwile, kiedy nie wie, co ze sobą zrobić i dokąd pójść, a cała przyszłość wydaje się być jedynie czarną pustką. I bynajmniej nie interesuje cię, co w tej pustce znajdziesz – Louis westchnął z uśmiechem, mówiąc cicho i miękko. – Dobro wygrywa tylko wtedy, kiedy ma szczęście, by służyły mu takie skurwysyny jak ja.*

- Czytasz naprawdę dużo książek, Lou – zachichotał. Szatyn zagryzł wargę, gdy klatka piersiowa Harrego zadrżała pod jego policzkiem. Chyba naprawdę wariował. – Kiedy znajdujesz na to wszystko czas? Kiedy nie jesteś tu ze mną, jesteś w pracy. Jeszcze nie słyszałem, żebyś w te wakacje miał więcej, jak jeden dzień wolnego.

Stories told by night || Larry StylinsonWhere stories live. Discover now