Rozdział 10

316 42 127
                                    

- Hej – uśmiechnął się Louis, klepiąc kolano Harrego, gdy siadał obok.

- Cześć – mruknął, nie podnosząc nawet głowy. Pochylał się do przodu, z łokciem opartym o udo. Westchnął tylko, czując, jak Louis trąca go w bok.

Szatyn od razu przestał się uśmiechać. Bardzo nie lubił, gdy widział Harrego bez humoru. Nie wiedział, co mówić i jak go pocieszyć, a nie mógł znieść, gdy słyszał jego słowa pozbawione charakterystycznego śmiechu czy chichotu.

Louis zawsze starał się być dobrym przyjacielem, szczególnie dlatego, że niewiele osób w jego życiu przejmowało się tym, co ma do powiedzenia. Nie umiał więc dawać rad. Starał się, by jego zdania brzmiały mądrze. Czytał przecież te wszystkie książki pełne inteligentnych sformułowań, które często zapamiętywał. Czemu nie potrafił się odezwać, kiedy jego przyjaciel był wyraźnie smutny?

- Coś się stało? – zapytał po chwili. Jego gardło się zaciskało. Już był świadkiem łez i gorszych dni Harrego, ale wciąż czuł się nie na miejscu. Chciałby siedzieć w jego umyśle i wiedzieć, o czym myśli. Choć i tak nie wiedział, czy umiałby wykorzystać tę wiedzę.

- Ostatnio dużo myślę – wyznał.

Wiatr mocniej zawiał, podrywając rozpiętą koszulę Harrego. Zadrżał. Wiosna była ciepła, wręcz upalna, odkąd lato zbliżało się wielkimi krokami. Chłopak coraz częściej decydował się na rozpięte, kolorowe koszule, choć to spotykało się z krytyką jego znajomych. Czasem nie wiedział, w co powinien się ubierać, by zadowalać wszystkich wokół.

- O czym? – szepnął, obejmując Harrego ramieniem.

- Zabrzmi to samolubnie, ale... głównie o sobie. O tym, kim jestem.

- To nie jest samolubne – Louis próbował się uśmiechać, pocierając gładką skórę na bicepsie chłopaka. Zastanawiał się, czy jest blada, czy opalona, ale szybko się z tego otrząsnął. Nie powinien myśleć o takich rzeczach.

- Czy uważasz, że koszule w kwiaty są niemęskie? – zapytał nagle.

Louis oniemiał. – Co?

- Pytałem, czy uważasz, że koszule w kwiaty są niemęskie? – powtórzył. Jego głos był spokojny, ale Louis czuł, jak jego ciało spinało się i nieco drżało. Harry był zbyt oczywisty.

- Słyszałem, ale... - zawahał się. Przygryzł wnętrze swojego policzka, bojąc się, że powie coś głupiego. – Czemu mnie o to pytasz?

- Po prostu chcę wiedzieć, co sądzisz – Harry wzruszył ramionami.

- Uważam, że na niektórych facetach wyglądają bardzo dobrze – odparł niepewnie, wciąż ściskając ramię chłopaka. – Nie są niemęskie. Czasem to nawet gorące – zażartował, a Harry jedynie westchnął, odchylając głowę do tyłu.

- Ubrania nie powinny mieć płci.

- To my im je nadajemy, Hazz. Nie muszą jej mieć, jeśli tego nie chcesz.

- Ale gdybym założył sukienkę, prawdopodobnie ktoś pobiłby mnie na ulicy... - Harry znów szeptał. Z jego tonu lał się żal i ból. Louis otulił go ciaśniej ramionami.

- Chciałbyś ją założyć? – zapytał. Jego palce delikatnie drapały u podstawy czaszki chłopaka, plącząc się w długich lokach. – Przyjść tu i siedzieć w pięknej, kolorowej sukience?

- Nie wiem – westchnął, kręcąc głową przy szyi Louisa. – Czasem się zastanawiam, co by się stało, gdybym faktycznie chciał założyć sukienkę... Nikt by mnie nie zaakceptował, prawda?

Stories told by night || Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz