Rozdział 8

303 40 90
                                    

- Wiesz, moi przyjaciele są naprawdę do dupy – westchnął Harry, opierając głowę na ramieniu Louisa. Przyszedł tu kilka chwil wcześniej, przytulając chłopaka na przywitanie, głaszcząc krótko łepek Clifforda, by później opaść ciężko na ławkę. Louis wiedział, że nie musi się odzywać. Po prostu położył dłoń na tej jego, która zaciskała się na brzegu drewnianego siedzenia.

- Co znów zrobili? – zapytał, gładząc opuszkami wierzch dłoni Harrego. Była miękka, choć silnie zaciskała się na drewnie, przez co Louis czuł pod palcami wyraźne żyły i odznaczające się knykcie. Dotykanie go sprawiało, że sam szatyn czuł się spokojniejszy.

- Zrezygnowałem dziś z imprezy – zaczął powoli, mówiąc prawie szeptem. Oczy miał zaciśnięte, a ciało sztywne, jakby się bał. Jedynie dłoń Louisa oraz jego wygodne ramię pozwalało Harremu czuć, że wszystko się ułoży. Cóż, nie ułoży, ale na pewno mu ulży. - Wiem, że jest piątek i mógłbym ''wyluzować'', ale... Wolałem przyjść tutaj, wiesz? Wolę spędzać czas z tobą, bo wiem, że jesteś tym prawdziwym przyjacielem, a nie cheerleaderką, która będzie łapać mój tyłek.

- Nie nadaję się na cheerleaderkę, skarbie – zaśmiał się, a jego głos był znacznie wyższy i przepełniony niechęcią do tych dziewczyn. Louis był właściwie nieco zły, że mogły one bez niczyjej zgody dotykać tyłka Harrego.

- One też nie – wzruszył ramionami. Uśmiech malował się na jego ustach, gdy mógł to z siebie wyrzucić, wiedząc, że w przyjacielu znajdzie wsparcie, którego potrzebował. Uśmiechał się nawet szerzej, czując jego dłoń na swojej. – Po prostu... ugh, mają się za królowe tańca. Chodzą półnagie i myślą, że to kogoś zachęci. Cóż, może na numerek w łazience, nic więcej.

- Boże, Harry, nie słyszałem cię jeszcze tak wściekłego – powiedział Louis, zaciskając swoją dłoń na nadgarstku chłopaka.

- Bo... - prawie warknął. Od razu było mu głupio, że przelewa swój zły humor na Louisa, więc odetchnął głęboko, zanim kontynuował. Nie chciał, by chłopak był ofiarą jego złości. – Nie lubię, gdy przychodzę tam, chcę potańczyć i napić się słodkiego drinka, a jedyne, co mogę dostać, to obrzydliwą wódkę w plastikowym kubku i oblepiające wszystkich i z każdej strony laski. Przecież...

- Harry, wiesz, że nikt nie powinien dotykać cię bez twojego pozwolenia, prawda? – mruknął, a jego zmartwiony ton wpływał do uszu Harrego. Obaj byli spięci i ciężko oddychali. – Nie znaczy nie. Nieważne, czy jesteś dorosłym facetem, rozebraną cheerleaderką, czy szarą myszką.

- Gdy mówię nie, jestem złym przyjacielem – znów westchnął. – Gdy nie wiem, co powiedzieć, jestem pizdą. Gdy nic nie mówię, jestem kobieciarzem, który na każdej imprezie śpi z inną dziewczyną... Co mam zrobić, by być sobą, Louis?

- Nigdy nie będziesz złym przyjacielem dla kogoś, kto nie traktuje cię z szacunkiem, Harry – powiedział cicho, przenosząc swoją rękę na talię chłopaka. Przyciągnął go bliżej, czując, jak wielki smutek bije z jego słów. Mógł wiedzieć, jak zagubiony się czuł. Mógł rozumieć, jak to wszystko go przerastało i pozostawiało bezradnym. Mógł czuć się podobnie. – Prawdziwy przyjaciel cię zrozumie i wesprze, a jeśli powiesz nie, on też to powie. Prawdziwy przyjaciel nie pozwoli na to, by ktoś dotykał cię bez twojej zgody. Nikt nie powinien na to pozwalać.

- Ale nie jestem dziewczyną, więc nie mam prawa mówić, że mi to przeszkadza...

Louis aż zadrżał na te słowa. To, co mówił Harry, było obrzydliwą prawdą ich świata. Tak odrażającą, że szatyn czuł, jak go mdli, gdy tylko o tym myśli.

Pamiętał, jak pierwszy raz powiedział o swojej orientacji. To, jak się ubierał i zachowywał, nagle dało przyzwolenie na dotykanie jego ciała, choć wyraźnie tego nie chciał. Nigdy nie stało się nic więcej jak klepanie po tyłku, całowanie w kark, ściskanie w talii, podszczypywanie ud czy przyciskanie go do ciała innego mężczyzny. Ale to wciąż przekraczało granice.

Stories told by night || Larry StylinsonWhere stories live. Discover now