Rozdział 13

310 40 152
                                    

Wraz z tym, jak kończył się rok szkolny, Louis był coraz bardziej poddenerwowany. Chodził spięty, palił nieco więcej, a jego myśli koncentrowały się tylko na jednym.

Nowy start.

Zgodnie z umową, jaką miał z rodzicami, musiał wynieść się z domu, gdy skończy naukę. Co prawda mama obiecała mu – nie wprost, jedynie zostawiła krótką notkę na jego biurku – że może zostać do dnia, w którym akademiki zaczną przyjmować nowych studentów, ale Louis nie był pewien, czy chce z tego skorzystać. I tak czuł się obco we własnym pokoju, więc chciał jak najszybciej się z niego wyrwać.

Problemem były jednak pieniądze. Choć Louis dorabiał sobie udzielając korepetycji uczniom, z czego czasem zarabiał naprawdę nieźle, nie było go stać na wynajęcie mieszkania na trzy miesiące. Choćby chciał zamieszkać z kilkoma współlokatorami, mając pokój, w którym ledwo mieściło się łóżko, stać go było na opłacenie czynszu jedynie za miesiąc. A przecież musiał też coś jeść, prawda?

Szukał normalnej pracy, takiej na pełen etat. Nie był wybredny. Mógł sprzątać, zajmować się dziećmi, parzyć kawę dla szefa. Chciał znaleźć cokolwiek, co zapewniłoby mu stały zarobek do chwili, gdy znalazłby coś lepszego, łącząc to ze swoimi studiami. Wiedział, że gdy się tam dostanie i znajdzie dobry akademik, będzie mógł zacząć oszczędzać.

Okazało się jednak, że pracodawcy nie chcieli zatrudniać młodych chłopaków bez wykształcenia. Składał swoje CV do wielu miejsc, a mimo to nie uzyskał ani jednej pozytywnej odpowiedzi. Nawet banalne lodziarnie nie miały wolnych miejsc, choć sezon letni jeszcze się nawet nie zaczął.

I to szczerze przerażało Louisa.

Nie wiedział, czy będzie umiał sobie poradzić, gdy już wyniesie się z rodzinnego domu. Tam, choć był pozostawiony samemu sobie, miał gdzie spać i co jeść. Rodzice opłacali wszystkie rachunki, gotowali obiady, robili zakupy. Nawet raz, gdy Louis był chory, mama przyniosła mu talerz zupy i leki, choć nie spojrzała mu w oczy. To zabolało, ale rozpaliło w nim nadzieję, że kobieta dalej go kocha. Przecież był jej jedynym synem...

- Kochałem bycie dzieckiem – westchnął, siedząc obok Harrego na ławce.

Zbliżała się północ, gdy zamilkli na dłuższą chwilę, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Louis zawsze wtedy myślał o Małym Księciu. Był małym, zagubionym chłopcem, a dał sobie radę. Szukał swojego miejsca i nie poddawał się. Szukał przyjaciela, próbował zrozumieć, czym jest miłość, co to zaufanie.

A Louis? Louis chciałby być Małym Księciem.

On też szukał dla siebie miejsca. Też wpatrywał się w gwiazdy, licząc na to, że pewnego dnia wskażą mu drogę do jego prawdziwego domu. Też był zagubiony i nie wiedział, co powinien robić. Też szukał przyjaciela, chciał wiedzieć, co to znaczy kochać i ufać... A jednak nie był Małym Księciem. Był Louisem.

- Dzieciństwo było miłe – zachichotał Harry, opierając głowę o Louisowe ramię. – Nie musieliśmy się niczym przejmować. Nie było problemów, trudnych pytań, wyborów...

- Szybko minęło, co? – zaśmiał się. Jego dłoń leżała nad biodrem chłopaka, ciasno go obejmując od przeszło godziny. Siedzieli prawie się nie ruszając, co przestało być dziwne. Było ich.

- Czasem wciąż czuję się dzieckiem – westchnął. – Nie wiem i nie umiem tak wielu rzeczy... Nie jestem gotowy, by być dorosłym człowiekiem. Dorosły jestem tylko w dokumentach.

- Ja lubię czuć się dzieckiem – Louis odparł ze śmiechem. – Lubię myśleć, że wszystko jest takie beztroskie i wolne. Dzieci nie boją się tego, co powiedzą o nich inni. Chciałbym być takim dzieckiem.

Stories told by night || Larry StylinsonWhere stories live. Discover now