Rozdział 15

310 41 126
                                    

- Lou? – zapytał Harry, zerkając w bok.

Słońce zaszło kilka minut temu, więc noc nie była jeszcze w pełni okryta mrokiem. Lato sprawiało, że nawet późne wieczory były jasne. Lato pozbawiało ich tajemnicy.

Pierwszy raz, gdy Harry przyszedł na wzgórze o zachodzie słońca, widząc w oddali siedzącego na ławce Louisa, nie podszedł do niego. Niewiadomy strach całkiem go sparaliżował, każąc czekać, aż słońce zajdzie, a niebo zrobi się ciemne. Stał nieruchomo kilka minut i był pewny, że starszy chłopak go dostrzegł.

Gdy przyszedł tam po raz drugi, ostatnie promienie oblewały jego ciało. Niebo wokół zachodzącego słońca było złociste, a chmury mieniły się w różu i czerwieni. Louis wiedział, że Harry do niego podchodzi, jednak nie odważył się przenieść na niego spojrzenia. Zresztą młodszy też nie spojrzał, wlepiając spojrzenie w swoje stopy.

Trzeci zachód minął im w ciszy. Siedzieli obok, trzymając się za ręce. Milcząc, ponieważ sama obecność tego drugiego sprawiała, że czuli się lepiej. Ich palce były splątane, leżąc na kolanie Harrego. Louis czasem przesuwał kciukiem po delikatnej skórze chłopaka, a ten uśmiechał się w przestrzeń, zagryzając dolną wargę.

Później przyszedł w chwili, gdy słońca nie było już na niebie, ale niebo wciąż było jasne i doskonale wszystko widział. Jednak tylko z daleka spojrzał na Louisa. Dostrzegł jego delikatny uśmiech i niewielką dłoń, którą go przywoływał. Gdy przyszedł, spuścił wzrok i objął Louisa na przywitanie. Ten się zaśmiał i nie chciał go puszczać. Aż nastała ciemność.

Ten dzień był jednak inny. Wciąż było kompletnie jasno, gdy Harry opierał głowę na ramieniu chłopaka. Od dawna chciał spojrzeć w oczy Louisa; chciał dowiedzieć się, jaki mają kolor, czy często je mruży, czy ma długie rzęsy... Chciał dowiedzieć się, jak wygląda i czy się uśmiecha.

Coś jednak za każdym razem nie pozwalało mu zepsuć tajemnicy, którą zawiązała przed nimi noc. Patrzył jedynie z dołu, widząc tatuaże na rękach Louisa, jego zwykłą, czarną koszulkę i obcisłe dżinsy. Nie miał odwagi unieść spojrzenia i poznać wyglądu chłopaka obok. To była tajemnica, która sprawiała, że coś łaskotało go w brzuchu.

- Hmm? – mruknął Louis, wystukując palcami rytm na biodrze Harrego.

On myślał o tym samym. Co prawda wygląd całkiem się dla niego nie liczył, ale chciał go kiedyś poznać. Chciał na własne oczy zobaczyć te wszystkie małe rzeczy, które wyobrażał sobie wieczorami. I tak uznawałby Harrego za pięknego. Louis wierzył w to, że chłopak jest piękny wewnątrz i na zewnątrz.

- Jak to jest być pewnym tego, co się czuje? – zapytał głosem cichym, ale lekkim.

- Nie wiem – Louis westchnął. Jego ręka przebiegła po plecach Harrego, niezauważalnie przyciągając go bliżej i bliżej. – Zależy, o co pytasz.

- O wiele rzeczy... - Harry też westchnął, zatapiając swój policzek w ramieniu chłopaka. Zamknął oczy i wyobraził sobie, że wokół panuje ciemność. To zdecydowanie ułatwiało mu bycie szczerym. – Byłeś kiedyś zakochany?

- Um... tak. Tak mi się zdaje.

- I jak się wtedy czułeś, Lou? – drążył, a szatyn zamilkł w zamyśleniu.

Louis nigdy nie rozmawiał o uczuciach. Nie potrafił ich zdefiniować lub nie chciał tego robić. Mówił ogólnikowo, omijał ten temat albo wyłączał się z dyskusji, kiedy ktoś poruszał tę kwestię. Nie lubił mówić o czymś, czego nie znał. Bo choć może czuł wiele emocji jednocześnie, czasem rozumiejąc swoje uczucia, było to dla niego zbyt prywatne.

Stories told by night || Larry StylinsonWhere stories live. Discover now