Rozdział 12

7.3K 218 8
                                    

„ Czego ten prokurator od Ciebie chce? Mam nadzieję, że nic konkretnego, bo jesteś moja i już niedługo się o tym przekonasz.”       

Czytałem tego przeklętego smsa i krew się we mnie gotowała. Znalazłem Victorie na podłodze, a w dłoni trzymała telefon. Zemdlała. Jej ojciec do mnie zadzwonił czy nie wiem gdzie ona jest, bo nie może się z nią skontaktować. Wiedziałem, że coś się stało. Od razu udałem się do kancelarii w nadziei, że ta pracoholiczka tam jest i się nie pomyliłem. Podniosłem ją delikatnie i ułożyłem na łóżku, po czym sam usiadłem na krześle z komórką w dłoni. Żyłka na szyi niebezpiecznie pulsowała, byłem już na granicy wybuchu. Czego ten psychol od niej chciał, a przede wszystkim kto ją obserwował.
Przebudziła się po dziesięciu minutach i od razu skupiła wzrok na mnie. Odskoczyła, jakby się przestraszyła ale gdy zobaczyła, że to ja od razu się rozluźniła.

- Zemdlałam? – gdy usłyszałem jej szept, od razu zrobiło mi się lepiej. Pokiwałem głową. – Co ty tutaj robisz?

- Twój ojciec do mnie dzwonił, bo nie mógł się z Tobą skontaktować. – dopiero wtedy zaczęła poszukiwania telefonu i w końcu znalazła go w moich dłoniach. Jej przestraszone oczy spojrzały w moje.

- Czytałeś? – zadała pytanie, ale doskonale znała odpowiedź, więc tylko pokiwałem głową. – Pewnie jakieś głupie żarty. – po tych słowach nie wytrzymałem

- Żarty?! Co ty kobieto pierdolisz?! Dla Ciebie to są żarty?! Niezłe masz poczucie humoru. Nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji. Nie wiesz czego ten człowiek od Ciebie chcę, a przede wszystkim kim on jest.

- Myślisz, że się nie boje?! – tym razem ona podniosła głos i jednocześnie wstała z łóżka, żeby ustać przede mną. – Cholernie się boje. Nie mogę tego pokazać, bo to wykorzysta. Muszę być dzielna i jakoś się trzymać. – wyszeptała, po czym się rozpłakała. Przytuliłem jej drobne ciało do swojego i rozkoszowałem się cudownym kobiecym zapachem.

- Masz rację. Przepraszam, po prostu się o Ciebie martwię. – pocałowałem ją w czoło. – Chodź. Odwiozę Cię do domu.
Tak też zrobiliśmy. Zaparkowałem samochód i gdy już miała wychodzić z niego, usłyszałem jej głos.

- Wejdziesz?

- Po co?

- Nie wiem, może jakieś wino

- Jestem samochodem. – odpowiedziałem mocniej ściskając kierownicę. Jej piękne sarnie oczy wpatrywały się w moje, a na ustach zagościł delikatny uśmiech.

- Mam duży dom. Pomieścimy się.

- Jutro sobota, myślę, że mogę napić się z Tobą wina. – odpowiedziałem i wysiedliśmy z auta. Bardzo podobała mi się wizja picia alkoholu z tą kobietą.
Weszliśmy do środka i ona znowu przed wejściem spojrzała w jeden punkt. Wiedziałem jak to załatwię. Wysłałem ner z adresem pod odpowiedni numer i czekałem na efekty.

Victoria ruszyła w stronę kuchni, ściągając po drodze szpilki. Nalała nam wina i włączyła jakąś muzykę.

- Jesteś głodny?

- Jak wilk.

- Na co masz ochotę? – chciałem odpowiedzieć, że na Ciebie, ale się powstrzymałem.

Prawo na miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz