Rozdział 2

8.6K 231 6
                                    

Weszłam do restauracji i od razu odnalazłam rodziców z siostrą, więc do nich podeszłam.

- Hej. Wybaczcie za spóźnienie, ale wiadomo korki. - nienawidziłam się spóźniać, ale taki już urok tego miasta. Każdy gdzieś się śpieszy.

- Hej kochanie, siadaj. - przywitali się, więc już mogliśmy zamówić jedzenie.
Mama wybrała sobie krewetki, tata z Naomi steki, a ja mój ukochany makaron ze szpinakiem. Mogłabym to jeść dzień w dzień.

- Znowu? - zaśmiała się siostra.

- Tak. Spadaj.

- Jak Ci idzie na studiach?

- Super. Chociaż już myślałam, że dzisiaj będę miała przechlapane z prawa, ale jakoś nie.

- Dlaczego? Co znowu zrobiłaś? - zaczęła mama, a ja wiedziałam do czego ta zołza pije.

- Tym razem nie ja. - uśmiechnęła się. - Victoria wyzwała mojego wykładowcę, bo zajął jej miejsce parkingowe.

- Który wykładowca? - tym razem zapytał tata i oboje już patrzyli na mnie.

- Prokurator Kilian Sullivan.

- Nieźle córcia. - pokiwał głową ojciec.

- Musiała mu się spodobać, bo nawet był miły. - mruknęła Naomi, przesadnie nakręcona.

- Weź ty się zastanów co mówisz.

- Uważaj na niego Viki. To nie jest dobry człowiek. - tym razem odezwał się tata, z dziwnym przejęciem w głosie.

- Przestańcie. Kretyn nie umie jeździć i zajechał mi drogę, więc się z nim pokłóciłam. Po za tym, to, że był miły, to nic wielkiego. Zobaczył, że jest na przegranej pozycji.

- Sala sądowa to jego dom, a kobiety to zabawki. - stwierdził, a ja miałam już ich dość.

- Mam dość ważniaków, którzy myślą, że mogą wszystko. Nie macie się o co martwić. - mruknęłam wstając. - wybaczcie, muszę do toalety.

Ruszyłam w odpowiednim kierunku i po załatwieniu swoich potrzeb, wyszłam na korytarz. Niespodziewanie na coś wpadłam, a raczej na kogoś. Oparta o twardą klatkę piersiową, spojrzałam w górę i zobaczyłam Sullivana. Odskoczyłam jak oparzona i poprawiłam sukienkę.

- Bardzo Pana przepraszam.

- Znowu się spotykamy. - wypowiedział to tak męskim głosem, że dostałam znowu ciarki. Jezu co ten człowiek ze mną robi.

- Tak. Jestem z rodziną na obiedzie, ale już wychodzimy.. - przyglądał mi się badawczo.

- Jaka jest Pani specjalizacja? - zapytał nagle.

- Jak na razie rozwody.

- Rewelacyjnie. - uśmiechnął się szeroko, pokazując idealnie białe i proste zęby. Mój mózg się wyłączył.

- Potrzebuję Pan?

- Na szczęście to już za mną, ale tak. Może raczej mój przyjaciel. Jego żona to kawał jędzy, która chce go wycyckać z kasy. - zrobiło mi się głupio. Był już żonaty? Kurde. Nawet nie wiem, ile on ma lat, ale jeśli syn ma już dwadzieścia, to on jest koło czterdziestki. Zanotowałam sobie w głowie, że muszę trochę o nim poczytać.

- Lubię takie sprawy. - uśmiechnęłam się delikatnie.

- Mogę jakąś wizytówkę?

- Jasne. Naturalnie. - wyciągnęłam z torebki wizytówkę i podałam ją mężczyźnie. Wziął ją ode mnie, zahaczając o moje palce. Spojrzał po chwili na nią i włożył do wewnętrznej kieszeni, marynarki.

- Miło było znowu Panią spotkać. - podniósł delikatnie lewy kącik ust i dalej mi się przyglądał.

- Mi również. Do widzenia Panie Prokuratorze.

- Do widzenia Pani Adwokat.


Kilian.

Zawsze lubiłem towarzystwo pięknych kobiet. Tylko Viktoria była inna, sam nie wiedziałem, dlaczego. Była bardzo piękną i mądrą kobietą. Młodsza to na pewno. Po ostatnich przejściach miałem dość kobiet do stałego związku, nie szukałem niczego poważnego. Kobieta była dla mnie do jednego i tak miało zostać. Nigdy więcej nie będę się starał.

Właśnie siedziałem w domu i piłem bursztynowy płyn, obracając w palcach wizytówkę Panny Clark. Była zagadką, którą miałem zamiar rozwiązać. Nie zdarzyło mi się jeszcze w życiu, żeby kobieta mnie olewała. Zawsze padały mi do stóp i prosiły, żebym je zerżnął, ale nie Victoria. Ona unikała mnie jak tylko mogła. Wkurwiało mnie to, bo nienawidziłem, jak mnie ignorowała. Może to wynikało z tego, że jestem od niej starszy? Jezu, ja wariowałem. Nigdy nie interesowało mnie zdanie innych. Jestem prokuratorem, facetem, który nie idzie na żadne ustępstwa. Przejechałem palcami po złotych literkach. Victoria Isabella Clark. Bella. Idealnie do niej pasuje. Wiem. Jak już ją zdobędę i posmakuje tego ciała, to wtedy sobie odpuszczę. Jestem myśliwym, a ona moją zdobyczą. Wysłałem przyjacielowi namiary i dopiłem whisky. Każda kobieta jest taka sam, chodzi im tylko o pieniądze. Tak robiła moja była żona, wszystkie kochanki, ale teraz robi żona mojego najlepszego przyjaciela. Russel ma z nią niezłe problemy, chce go wycyckać z kasy jak tylko może, a on nie chce się kłócić. Niby ma pieniądze na wszystko, ale bez przesady, mogłaby wziąć się do roboty. Wypiłem jeszcze dwie szklanki i nawet nie wiem, kiedy usnąłem.


Victoria.

Obudził mnie dzwonek telefonu. Odebrałam nie patrząc kto dzwoni.

- Victoria Clark. Słucham?

- Dzień dobry. Russel Kingston. Dostałem Pani numer od prokuratora Sullivana. - od razu się obudziłam.

- Tak. Dzień Dobry.

- Proszę wybaczyć, pewnie Panią obudziłem. Dla mnie dzień zaczyna się trochę szybciej. - byłam przekonana, że się uśmiechnął.

- Nic nie szkodzi. Ma Pan dzisiaj czas? Proponuje spotkanie.

- Cudownie. Może być jedenasta, trzydzieści?

- Idealnie. U mnie w kancelarii, czy chciałby Pan gdzieś indziej?

- Nie. Kancelaria brzmi dobrze.

- Do zobaczenia.

- Do zobaczenia.

Wyskoczyłam z łóżka i pognałam pod prysznic, a następnie ustałam jak co dzień w garderobie. Wybrałam w końcu śliwkowy, damski garnitur, pod to czarną bluzkę, koszulową. Nogi wydłużyłam sobie pasującymi pod kolor pięknymi, szpilkami. Założyłam jeszcze na nadgarstek srebrny zegarek, a włosy rozpuściłam. Tworząc fale w stylu hollywood. Dopełniłam całą stylizację o srebrne kolczyki, delikatny makijaż i perfumy. Wzięłam potrzebne dokumenty i moją czarną ukochaną, dużą torebkę. Dzisiaj miałam rozprawę, więc papierów było o wiele więcej. Gotowa zeszłam do garażu i wyjechałam moim cudem. Podjechałam pod kancelarię i weszłam na górę, gdzie czekała już moja sekretarka, a prywatnie przyjaciółka. Znałyśmy się od dziecka, razem do przedszkola, szkoły. Zawsze razem.

- Witam Panią adwokat. - zaświergotała radośnie.

- Cześć Wariatko.

- Kawy?

- Jeszcze się pytasz.

- Opowiadaj co tam ciekawego. - zaczęła, gdy już postawiła przed nami, kawę na biurku w moim gabinecie.

- Dzisiaj przyjdzie do nas Pan Kingston. Przyjaciel prokuratora. Rozwód.

- Uuuu. Ty to się potrafisz ustawić.

- Tak. To wielka szansa dla kancelarii. Muszę ją wybić, ale pod swoim imieniem i nazwiskiem.

- Bliskie ty masz te relacje z prokuratorem, że Ci klientów podsyła. - poruszyła sugestywnie brwiami, a ja miałam ochotę ją walnąć. Opowiedziałam jej całą historię i to, że jego syn i moja siostra zaczną tu praktyki. - Super, a Naomi wie na co się pisze? - zaśmiała się.

- Chyba nie. - każdy w rodzinie wie, że jestem bardzo wymagająca, tak samo jak tata. Podobno mamy ten sam charakter. Nasze śmiechy przerwało pukanie do drzwi, a po chwili wszedł mężczyzna. Mógł być w wieku Kiliana. Ciemna karnacja, łysy, czarne oczy, ale to broda się wyróżniała. Była dłuższa i starannie przycięta z licznymi siwymi włoskami. Gdy się uśmiechnął, na jego ustach zagościł biały uśmiech. Widziałam, że patrzy na Cassi, ale ona nie została mu dłużna. Wcale się nie dziwiłam. Cassandra była, przepiękną kobietą. Burza jej lokowanych rudych włosów, tworzyła na jej głowie koronę. Zielone oczy idealnie pasowały do nich, a małe usta, czasami potrafiły nieźle dopiec. Postanowiłam przejąć inicjatywę i wstałam z mojego wygodnego fotela i wyciągnęłam dłoń, którą od razu przyjął.

- Dzień dobry. Victoria Clark. Miło mi.

- Russell Kingston. Mi równie.

- Cassandra Collins. – przedstawiła się jeszcze dziewczyna. Obdarzając mojego klienta uśmiechem, wyszła zrobić kolejną kawę.

- Proszę usiąść i powiedzieć mi, czego Pan ode mnie oczekuje.

- Chce jak najszybszy rozwód i najmniejszą stratę majątku. Moja mam nadzieję za chwilę była żona zdradza mnie na każdym kroku, chociaż robi to tak, żeby nikt nie wiedział. Ma mnie za idiotę. Nie pozwolę na to. – widziałam jak powieka zaczyna mu skakać.

- Spokojnie. Dobrze Pan trafił

- Mam nadzieję. Została Pani polecona przez samego prokuratora. – wyczułam tutaj nutkę ciekawości. O nie, nie.

- Obiecuje, że się Pan nie zawiedzie. Poprosiłbym tylko wszystko co ma Pan już zgromadzone na żonę i przede wszystkim wszystkie namiary.

- Wyśle wszystko jak wrócę do domu.

- Dobrze. Aha i zgadza się pan na śledzenie?

- Owszem. Proszę robić wszystko, żeby było na moją korzyść. – puścił mi oczko i się uśmiechnął.

Pożegnaliśmy się, a ja ruszyłam do sądu.

__________________________________________

Hej kochani ❤️
Wstawiam jeszcze jednym, z racji tego, że nie było go wczoraj, chociaż obiecałam.
Miłego czytania ❤️
Dobranoc ❤️

Prawo na miłośćWhere stories live. Discover now