DODATKOWY ROZDZIAŁ - DRACO

Začít od začátku
                                    

Chociaż życzyłbym sobie spędzić ten poranek w ramionach ukochanej, musiałem pogodzić się z tym, że w pewnym momencie życia, moje priorytety uległy zmianie. Teraz, a szczególnie w tak ważnym dniu, jak dziś, musiałem odłożyć na bok swoje pragnienia i zająć się ważniejszymi sprawami.

Westchnąłem więc głośno, chwyciłem różdżkę, która leżała na jednej z szafek nocnych i również opuściłem naszą sypialnię, zmierzając w stronę tej, która należała do naszego syna. Kiedy znalazłem się w środku, przy pomocy zaklęcia, odsłoniłem zasłony, wpuszczając do pomieszczenia trochę światła i rozejrzałem się po pokoju. Moja żona miała rację, kufer Scorpiusa faktycznie nie był spakowany.

Uśmiechnąłem się pod nosem, wspominając czasy, kiedy to ja uczęszczałem do Hogwartu. Nigdy nie kwapiłem się do pakowania własnego kufra, dlatego najwyraźniej Scorpius odziedziczył to po mnie. Zapewne, gdyby to Hermiona przyszła go obudzić, młody właśnie narzekałby pod nosem, wkładając przypadkowe rzeczy do kufra, jednak ja postanowiłem oszczędzić mu zachodu, wyręczając go przy użyciu zaklęcia pakującego. Może nie było to zbyt wychowawcze, ale czego nie robi się dla najukochańszych urwisów na świecie.

— Czas już wstawać śpiochu — powiedziałem, szturchając ramię śpiącego syna. — Mama czeka na nas ze śniadaniem.

— Cześć tato — odezwał się zachrypniętym głosem, przeciągając się. — Najchętniej zostałbym dzisiaj w łóżku.

— Niestety wakacyjna laba dobiegła końca, czas wracać do szkoły.

— Wiem, ale wcale nie chcę wracać do Hogwartu.

— Dlaczego? — zdziwiłem się. — Przecież do tej pory nie mogłeś doczekać się wyjazdu. Coś się zmieniło?

— Wkurza mnie, że pojawią się tam też nowi uczniowie — mruknął, siadając.

— Jak co roku. Kiedyś ty też byłeś nowym uczniem — wzruszyłem ramionami. — Martwisz się o siostrę? Cherry na pewno sobie poradzi. Odziedziczyła więcej cech po waszej mamie, a Hermiona nie miała sobie równych, kiedy byliśmy w szkole. Nie dość, że była najlepszą uczennicą, to w dodatku umiała znaleźć wyjście z każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji.

— Nie chodzi mi o Cherry...

— A o kogo? — dopytywałem.

— Czy to zawsze musi chodzić o kogoś? Chodzi mi o bardziej całokształt!

— Scorpiusie... — westchnąłem. — Wiem, że może wolałbyś rozmawiać na takie tematy z mamą, ale pamiętaj, że ja kiedyś też byłem w twoim wieku, a że jesteś jednak bardziej podobny do mnie...

— No dobra! — W jego głosie dało się wyczuć nutkę irytacji. — Chodzi o córkę wujka Blaise'a i cioci Ginny.

— O Willow? — zdziwiłem się.

— A mają jakąś inną córkę?! — uniósł się.

— Nie tym tonem synu! — skarciłem go.

Scorpius zmierzył mnie piorunującym spojrzeniem i splótł swoje ręce na piersi. Kiedy tak robił, przypominał mi Hermionę. Dałem mu chwilę na uspokojenie się, po czym kontynuowałem:

— Więc, co jest z nią nie tak?

— Ona mnie tak wkurza tato! Doprowadza mnie do szewskiej pasji! Wiecznie wściubia nos w nie swoje sprawy! Czasami mam ochotę udusić ją gołymi rękami!

— Skąd ja to znam... — zaśmiałem się. — Gdybyś widział mnie i swoją mamę, kiedy chodziliśmy do Hogwartu! W trzeciej klasie nawet prawie złamała mi nos.

Kwiat WiśniKde žijí příběhy. Začni objevovat