ROZDZIAŁ II

1.1K 89 126
                                    

Wraz ze zniknięciem pana młodego rozpętało się prawdziwe piekło. Zgromadzeni na uroczystości goście zaczęli szeptać między sobą, a część z nich teleportowała się, nie zważając na to, że znajdują się w miejscu chętnie odwiedzanym przez mugoli. Narcyza siedziała z głową ukrytą w dłoniach, trzęsąc się i roniąc łzy, które skapywały na jej bladoróżową suknię. Matka Astorii zasłoniła córki własnym ciałem, kiedy zdenerwowany Lucjusz Malfoy doskoczył w kilku krokach do ojca swojej niedoszłej synowej, łapiąc za przód jego koszuli i podnosząc go do góry w przypływie adrenaliny.

— Musimy jakoś opanować ten chaos! — krzyknęła Hermiona do swoich przyjaciół. — Harry i Luna, wy zajmijcie się gośćmi, zaprowadźcie ich do punktu teleportacji. Ginny, odwróć uwagę mugoli, żeby Theo mógł rozszerzyć działanie Repello Mugletum o większy obszar. A Ty Pansy, zajmij się Narcyzą.

— Mamo proszę, zabierzcie stąd Jamesa! — czarnowłosa spojrzała błagalnie na swoją matkę, a ta skinęła głową i odeszła, zabierając ze sobą wnuka.

Hermiona odwróciła się od przyjaciół i ruszyła w stronę wzburzonego Lucjusza.

— Zapłacisz mi za to Greengrass! Ty i twoja zdzirowata córka!

— Panie Malfoy! Niech go pan postawi! — Blaise próbował załagodzić sytuację, szarpiąc za ramię ojca swojego najlepszego przyjaciela.

— Taka zniewaga! Na oczach tych wszystkich ludzi! Co za skandal! — Lucjusz poluzował uścisk, a rodziciel Astorii łupnął głucho o ziemię.

— Nikt nie będzie nazywał mojej córki zdzirą! Twój synalek też nie jest święty! Pewnie zdradzał ją na prawo i lewo, ale bała się z nim zerwać, żebyście nie zrobili jej krzywdy!

Korzystając z chwili nieuwagi przeciwnika, pan Greengrass zdążył wyciągnąć z kieszeni szaty swoją różdżkę i cisnąć zaklęciem w stronę Lucjusza. W ostatniej chwili Hermionie udało się rzucić między nich zaklęcie tarczy. Czar odbił się od niej i uderzył w ojca Astorii, odrzucając go dwa metry do tyłu.

— Macie się natychmiast uspokoić! Albo każę was wszystkich aresztować! — Panna Granger aż kipiała ze zdenerwowania. — Jesteśmy w mugolskim parku do cholery!

— Od razu mówiłam, że organizowanie wesela w tym miejscu to poroniony pomysł! — odezwała się Daphne.

— Zamknij się Greengrass! Mam po dziurki w nosie ciebie i całej twojej rodziny! Macie się natychmiast stąd wynosić! Blaise, zabierz ich stąd, bo nie ręczę za siebie! — Zabini kiwnął głową na znak aprobaty i wskazał im drogę do punktu teleportacji.

— Nikt nie prosił, żeby się pani wtrącała, pani mecenas.

— Zamiast rzucać się na ojca Astorii, powinien się pan zainteresować tym, gdzie jest pana syn, panie Malfoy! — Hermiona odwróciła się w stronę arystokraty i zaczęła mocno dźgać go palcem na wysokości klatki piersiowej. — A teraz proszę zrobić nam wszystkim przysługę, zabrać stąd swoją żonę i czekać w domu na powrót Draco! My się tu wszystkim zajmiemy, bo najwyraźniej brakuje panu dzisiaj zdolności racjonalnego myślenia!

— Lucjuszu... Panna Granger ma rację... Musimy wracać — odezwała się Narcyza urywanym głosem.

— Dobrze, chodźmy — mężczyzna zamknął w ramionach swoją ukochaną w opiekuńczym geście.

Nim odeszli w stronę punktu teleportacji matka Dracona skrzyżowała swoje spojrzenie, z tym należącym do szatynki i niemo podziękowała jej za opanowanie sytuacji.

Kiedy wydawało się, że w Greenwich Park zapanuje, chociaż chwilowy spokój, do uszu Hermiony dobiegł głos znienawidzonej przez nią reporterki Proroka Codziennego:

Kwiat WiśniWhere stories live. Discover now