**10**

91 7 6
                                    

Siedziałem w domu Cullenów myśląc intensywnie nad tym co teraz zrobić. Nie chciałem, by ich rodzina się narażała, ale sam nie miałem szansy odzyskać Saji. Wiedziałem, że jest cała i bezpieczna, lecz...była tam sama i znowu jak w klatce. Wtedy właśnie rozbrzmiał mój telefon. Niewielu miało mój numer. Nikt też nie zadzwoniłby do mnie bez powodu. Z zaskoczeniem spojrzałem na wyświetlacz widząc imię brata.

Nie miałem ochoty z nim rozmawiać,ale byłem ciekawy co ma mi do powiedzenia.

- Diego - odparłem oschle odbierając po dłuższej chwili.

- Idę po Saję. Naprawię to co spieprzyłem. Kocham cię braciszku- odparł. Zamarłem słysząc jego słowa.

- Co? Jak to po nią idziesz? Diego? Diego!!- krzyknąłem, ale połączenie zostało przerwane.

Wiedziałem, że mój brat idzie na pewną śmierć. Nie mogłem mu na to pozwolić. Nie mogłem czekać aż tam dotrze. Spojrzałem na Carlisle'a, a on czekał na to, co powiem.

- Dziękuję wam za wszystko. Dalej jednak muszę działać sam- odparłem, a Carlisle chciał coś powiedzieć, ale nie dałem mu szansy ruszając do wyjścia. Przy samych drzwiach za rękę złapała mnie krótko włosa szatynka. Alice.

- Nie idź, widziałam. Nie możesz. To będzie błąd- odparła nieco chaotycznie.

- Wiem to, ale tu nie chodzi już o mnie- odparłem próbując ją ominąć.

- To nie twój brat zginie, ale ty Carlosie-odparła, a ja zamarłem na moment. Potem skinąłem jej głową.

- Postaram się do tego nie dopuścić- stwierdziłem krótko.

- Saja cię kocha. Nie pozwól, by miała złamane serce- dodała, a ja stłumiłem jęk i wybiegłem z ich domu.

Dopiero po opuszczeniu terenów lasu wokół ich domu uświadomiłem sobie, że towarzyszą mi Jasper, Edward oraz Emmett. Nie chciałem ich narażać, lecz widać oni postanowili zrobić to dla mnie i dla Saji, a może tylko dla niej??

Dotarliśmy na lotnisko. Podróż do Włoch prywatnym samolotem Cullenów trwała niedługo, lecz dla mnie zdawała się wiecznością. Nie mogłem pozwolić, by mój brat został schwytany. Nie mogłem pozwolić mu zginąć. Żałowałem, że powiedziałem mu te wszystkie słowa. Przecież rozumiałem jego złość na Saję. Nie rozumiał tylko tego, że nie umiał wybaczyć.

Teraz to wszystko co robił przez te lata, co obaj robili zaczęło tracić sens. Było tak groteskowe i smutne. Nie korzystali z życia jakie mieli. Nie cieszyli się tym, że mają siebie, nie umieli rozmawiać. Przez wiele lat dzieliła ich złość i teraz, gdy wszystko mogłoby już wrócić do normalności Diego właśnie postanowił zaryzykować życie dla kobiety, której tyle lat nienawidził. Dla kobiety, którą kocham i nie potrafię przestać. Miałem nadzieję, że w tej całej wyprawie będzie choć jeden cień szansy, iż przed moim ostatnim tchnieniem duszy ujrzę ją gdzieś pośród tych wszystkich zimnych i bezdusznych potworów.

**Saja**

Zeszłam na dół szukając Jane, ale zrobiła to specjalnie. Specjalnie powiedziała mi coś takiego i sobie zniknęła. Moją uwagę przykuło głośne dobijanie się do wejścia od strony dziedzińca. Straż już wypadła z korytarzy. Skryta w mroku jednego z zaułków ujrzałam Diego. Wyrywał się i szarpał, jednak trafił na najlepszych strażników. Natychmiast zaczęli prowadzić go w stronę komnaty mojego ojca. Ruszyłam za nimi. Nie chciałam na razie, by mnie dostrzegli, więc trzymałam się z daleka. Wkroczyłam do komnaty nim zamknęły się drzwi. Nikt nie odważył się mnie tknąć. Nikt nie chciał zatrzymać. Bali się, że Aro ukaże każdego kto tylko spróbuje mnie dotknąć, a może po prostu bali się mnie samej. Jane stała u boku mojego taty i przyglądała Diego z zainteresowaniem. Ten błysk w jej oku świadczył jak nic, że liczy ona na dobrą zabawę. Co wcale nie wróżyło niczego dobrego.

Stanęłam pod jedną ze ścian nie umykając uwadze ojca. Jednak nie nakazał mnie wygonić, a jego pozornie niewzruszony wyraz twarzy skrywał troskę i błysk radości w oku, że tu jestem. Uśmiechnęłam się do niego czule nie zważając na tłumy wampirów i ich wędrujące po mnie spojrzenia.

- Kim jesteś, że tak natarczywie próbowałeś dostać się do naszej siedziby? - głos Marka przerwał wszelkie szepty i rozmowy. Grobowa cisza przyprawiła mnie o dreszcze. Mimo, że byłam potężna i nie mieliby szans mnie pokonać to wciąż czułam lęk przed tą żadną bezwarunkowej władzy wampirów. Nawet mój ojciec w tym momencie był zupełnie inną istotą niż tą którą znałam. Z Aro było jak z tymi dwoma stronami medalu.
Z jednej strony cudowny, wrażliwy i kochający mnie i Sulpicję, a przede wszystkim dobry zupełnie jak anioły. Z drugiej zimny i nieczuły, żądny władzy i bezlitosny jak potwór. Jednak ja zawsze widziałam obie te strony na raz. To właśnie takiego go pokochałam. Właściwie kochała bym go nawet, gdyby istniała tylko ta mroczna strona. Był przecież moim ojcem. Dzieci kochają bezwarunkowo. Nawet, gdy rodzice łamią im serce raz za razem to ta miłość nie ustaje. Jest gdzieś tam w środku, w naszym sercu i krwawi. Powoli i wiecznie, bo każde dziecko pragnie być najważniejsze dla swoich bliskich, a gdy tak nie jest cierpi. Ja również jestem takim dzieckiem. Wciąż cierpię, ale kocham. Z dnia na dzień coraz bardziej i dla prawdziwej miłości oddać chcę wszystko, licząc, że ta druga osoba odda mi również własne uczucia.

Diego rozglądał się nerwowo, aż jego wzrok spoczął na mnie. Jego oczy wyrażały teraz nie nienawiść, ale ulgę. Przyszedł tutaj dla mnie. Cóż za paradoks. Całą wieczność ścigał mnie pragnąc zemsty, a teraz przybył, by mnie ratować. Nie wiedziałam co mam myśleć o tym wszystkim. Miałam jedynie nadzieję, że nie ściągnie tutaj za sobą Carlosa. Jego Aro z pewnością nie oszczędzi.

- Zadano ci pytanie- odparła łagodnie Jane robiąc krok w kierunku Diego. Potem jego ciało wygięło się z bólu, a z ust wydobył potworny krzyk. Nie mam pojęcia, kiedy znalazłam się przy nim i zasłoniłam całą sobą.

- Proszę nie róbcie mu krzywdy, to...to mój przyjaciel- odparłam. Oczy wszystkich skupiły się na mnie. Aro usiadł wygodniej na swoim tronie. Caius patrzył zaś na mnie z kpiną i niechęcią.

- Cóż może nas obchodzić twój przyjaciel? Ciebie też z trudem tolerujemy Saju. Nie zapomnimy z pewnością, że zostaliśmy oszukani przez ciebie i zdradzeni- mruknął.

- Zdradzeni? - spojrzałam na niego i z uniesioną głową zrobiłam krok w przód.
- Macie się za panów świata, ale nawet nie zdajecie sobie sprawy jak słabi jesteście w porównaniu ze mną i tymi z którymi żyłam przez jakiś czas. Gdybym ich nie powstrzymała już dawno odeszlibyście w zapomnienie. Zrobiłam to tylko i wyłącznie ze względu na ojca, Sulpicję oraz przyjaciół- odparłam.

- Aro zrób porządek z tą krnąbrną dziewuchą. Na zbyt wiele sobie pozwala- odparł ostro Caius. W ułamku sekundy znalazłam się przy nim i chwyciłam go za gardło.

- Zapominasz Caiusie, że nie jestem byle jaką dziewuchą jak to ująłeś i wystarczy ułamek sekundy, byś stał się dla mnie przekąską- odparłam.

- Saja - ojciec odezwał się po dłuższej chwili. W jego głosie nie było ostrzeżenia, po prostu zwracał mi uwagę jak dziecku,które zaczyna broić. Cofnęłam się stając przed nim wciąż jednak nie odrywając wzroku od blondyna. Ten wampir kiedyś straci życie i to ja z pewnością mu je odbiorę.

- Caiusie, jeśli pozwolisz później chcę z tobą coś wyjaśnić - odparł Aro zupełnie jakby tego co wydarzyło się przed sekundą nie było.- Córeczko- zwrócił się do mnie i wyciągnął swoją dłoń, podałam mu własną pozwalając, by poznał wszystkie moje myśli. Nie czułam strachu.

Wiedział, że Diego jest mi bliski już po pierwszych dobrych wspomnieniach. Westchnął widząc także te wszystkie lata mojej ucieczki od niego i wyrzuty sumienia, ale gdy zobaczył to wszystko i cofnął dłoń nie wydawał się być zły.

- Pozwólcie mu ufać się z moją córką na piętro. Dziś będzie naszym gościem- oznajmił zaskakując mnie tym. Posłałam mu uśmiech i podchodząc do Diego wyciągnęłam ku niemu swoją dłoń. Był zaskoczony, ale ujął ją delikatnie i ruszył za mną bez słowa.

___________________________________

Kolejny rozdział

Mam nadzieję, że wam się podoba. Coś mnie natchnęło dzisiaj i całkiem lekko mi się pisało ☺️😁

Czekam na wasze komentarze

Miłej niedzieli

Roxi

Look in my eyes Where stories live. Discover now