Part 25

484 36 8
                                    

Adora POV:

Kłamstwa... Tak wiele z nich potrafi dotkliwie zranić, jak gdyby ostrza rzucane w ciało co chwilę wyrywały inny jego skrawek, czyniąc mnie pustą na emocje... Jak mam zaufać...? Jak poznać prawdę? Jak odnaleźć się w świecie, a jak we śnie?

Sen... Zapadam się w jego grząskim gruncie coraz częściej aż... całkowicie zostanę pochłonięta przez to odrealnione bagno, już na zawsze...

- Adora! Adora!

Znajome głosy zaczęły docierać do mnie jak promienie słońca próbujące przebić się przez ciemną otchłań oceanu do tonącego wraku człowieka.

- Adora, zbudź się! Potrzebujemy cię! Catra cię potrzebuje!

Momentalnie ocknęłam się we śnie... jak gdyby bryła lodowa, w której zamarzłam, w jednej chwili pękła na milion drobnych kawałeczków. Owe błyszczące kryształki zawisły na moment w powietrzu, po czym powoli zaczęły unosić się ku górze, snując na ciemnym niebie mistyczną zorzę polarną, do złudzenia przypominającą kształtem nagie ciało mojej ukochanej... Teraz mogłam zobaczyć wszystko to, przed czym wcześniej uciekałam wzrokiem...

- AAA! - zaczęłam krzyczeć wniebogłosy, bezsilnie próbując zasłonić rękoma oczy, które przez dłuższą chwilę toczyły niemałą walkę z ostrym światłem podręcznej latarki fioletowowłosej, skierowanej wprost na moją twarz. (Zapytacie pewnie, skąd wiem, że to latarka Entrapty? Cóż... to długa historia, po której nie da się zapomnieć tego gadżetu...).

- Adora! Wszystko z tobą dobrze?! - wrzasnęła przerażona Scorpia, wyrywając przyjaciółce niebezpieczne narzędzie z rąk i szybko je wyłączając.

- Nie... Nie wiem... Nie jestem pewna... ugh... Moje oczy... - Ostrożnie przyłożyłam dłoń do powiek, drugą próbując doprowadzić ciało do siadu prostego.

Gdy tylko nastał półmrok, poczułam znaczną ulgę na całej twarzy. Dla stanu kontrolnego pomrugałam parę razy, by obraz przed oczami stopniowo się unormował, a kiedy przestał wirować i wyostrzył się, spostrzegłam przed sobą dwie dobrze znane mi mordki.

- Wybacz, blondi, jakoś tak znowu natchnęło mnie na triki psychologiczno-medyczne, heh... - rzuciła Entrapta nerwowo się śmiejąc i zapewne w duszy błagając o ułaskawienie swojego wybryku.

- No cóż... to było dość traumatyczne przeżycie, ale czego wy dla mnie nie zrobicie, haha. - Głęboko westchnęłam, posyłając dziewczynom delikatny wyraz twarzy na znak tego, że nie mam im nic za złe.

- Taa... a w temacie zmartwychwstania... Czy ty... - zaczęła Scorpia z wyraźnym przygnębieniem w tonie, a ja niestety lub stety od razu wiedziałam, o co chodzi...

- Catra! - Gwałtownie wstałam z miejsca, potykając się o własne nogi i gdyby nie świetny refleks Scorpii, uderzyłabym głową o drewniany stelaż łóżka.

- Spokojnie! Stara, wyluzuj! Wszyscy wiemy, że sytuacja jest ciężka, ale nie chcemy mieć kolejnej ofiary do kolekcji, proszę cię! - Przyjaciółka potrząsnęła mną za ramiona, chcąc przywołać do porządku.

-Ale! Ale... Ech... Masz rację, jestem strasznie nieodpowiedzialna... - Na początku chciałam się wykłócać, ale gdy tylko nasze spojrzenia się ze sobą spotkały, od razu zmiękło mi serce. To nie strach zamknął mi usta i skłonił do pokory, a wzrok przyjaciółki, w którym tlił się jeszcze maleńki płomyk nadziei, że dzięki mnie zobaczy Catrę żywą.

- Za-zanim straciłam przytomność, Razz... to znaczy, moja nieco niezrównoważona psychicznie babcia, znacząco pomogła mi w uzdrawianiu... To znaczy, nie wiem, jak to fachowo nazwać, ale... - Próbowałam jak najlepiej przekazać dziewczynom, co tak właściwie się stało, ale moje durne jąkanie i chaotyczność w zdaniu popsuły cały klimat wypowiedzi.

Catradora | Księga II | Miłość i NienawiśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz