Rozdział 7

13 1 0
                                    


Otworzyłam oczy i rozglądnęłam się dookoła, cały czas siedziałam w aucie, było już prawie ciemno. W samochodzie nikogo oprócz mnie nie było, podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam twarz rękoma. Po chwili do pojazdu wsiedli mężczyźni, na początku się wystraszyłam lecz potem przypomniało mi się że to oni mnie przecież ze sobą wzięli.

-No proszę, któż się obudził- Leo uśmiechnął się w moją stronę i włączył radio.

-Słodko wyglądasz jak śpisz- powiedział cicho Billy odpalając auto, a ja się lekko zarumieniłam.

-Dziękuję?- odpowiedziałam równie cicho ziewając. Usłyszałam pierwsze nutki „A Kind Of Magic" i na mojej twarzy zagościł szeroki banan.- Pogłośnicie?- zapytałam wychylając głowę do przodu.

-Czemu nie- stwierdził brunet i podkręcił lekko radio. Billy zaś ruszył z piskiem opon i wjechał na autostradę.

Nuciłam piosenkę pod nosem i wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy. Na wyświetlaczu pojawiła się godzina 19.34 oraz pięć nieodebranych połączeń od mamy.

-Cholera- przeklęłam pod nosem.

-Co jest?- dopytał blondyn prowadząc i jedząc batonika w tym samym momencie.

-Muszę oddzwonić do matki- warknęłam i wybrałam jej numer przykładając słuchawkę do ucha.

-Gdzie ty jesteś?! Dzwoniłam do ciebie 5 razy!- wykrzyknęła moja rodzicielka do słuchawki.

-Jakby cię to obchodziło- prychnęłam- zostawiłam kartkę że wychodzę.

-Tak ale jest wpół do 20- kobieta zignorowała moje pierwsze zdanie.

-Wyszłam do znajomych, wrócę w..- zacięłam się i spojrzałam na blondyna siedzącego przede mną- co dziś jest za dzień tygodnia?- wyszeptałam a Billy spojrzał na mnie jak na idiotkę z uniesioną jedną brwią. Zaś ja patrzyłam na niego śmiertelnie poważnie.

- Wtorek- powiedział lekko się śmiejąc na co ja przewróciłam oczami.

-Wrócę w czwartek- powiedziałam po chwili.

-W czwartek!? Co ty tam robisz?- mama była nieźle zdenerwowana zaś ja zostałam opanowana.

-Chciałam się wyrwać, Julie powiedziała że nie mogę ciągle siedzieć w domu- odpowiedziałam ze stoickim spokojem.

-Tylko wróć w ten czwartek- usłyszałam jeszcze tylko i się rozłączyłam.

Oparłam się o tylne siedzenie auta i wypuściłam ciężko powietrze. Co ją to nagle obchodziło? Jestem dorosła i mogę robić co chce a jej nic do tego. Spojrzałam na mężczyzn którzy byli nieźle zdziwieni.

-No co?- zapytałam patrząc na nich.

- Aż tak bardzo nie lubisz swojej mamy?- dopytał w końcu Billy spoglądając na mnie kątem oka.

-A żebyś wiedział- westchnęłam pod nosem, a oni chyba skumali że nie chce o tym gadać bo zamilkli.

                                                       -----------------------------------------------

Jechaliśmy jeszcze trochę czasu aż wjechaliśmy do jakiegoś miasta, wyjrzałam przez szybę i zauważyłam ogromną wille. Przed nią strasznie duży płot i dwóch strażników. Jak w jakiś filmach. Brama otworzyła się przed nami a ja wypuściłam powietrze z ust. Lampy oświetlały ogromny złoto-biały budynek z wielkim ogrodem. Billy zaparkował na jednym z miejsc parkingowych . Wyszłam z mustanga i obejrzałam się za siebie i na wszystkie możliwe strony. Na tym cholernym parkingu stało z 5 BMW, tyle samo Range Roverów, kilka mustangów i cholerne PORSHE. Musiałam wyglądać jak dziecko które weszło do sklepu z zabawkami gdyż Bill i Leo śmiali się najprawdopodobniej ze mnie.

-No co?- pisnęłam jak mała dziewczynka więc szybko odkaszlnęłam i wyprostowałam się.

-Kiedyś się przyzwyczaisz- brązowo-oki odpalił papierosa i ruszył przed siebie a za nim Blondyn, lecz po chwili zatrzymali się i odwrócili w moją stronę. Podeszłam do nich i uniosłam brwi wysoko.

-Musisz wiedzieć że Ryan jest niebezpiecznym gościem- powiedział powoli Billy.

-Dam radę- uśmiechnęłam się i nie wiem skąd przyszło do mnie tyle pewności siebie, to że umiem strzelać z pistoletu i trenowałam boks oraz inne sztuki walki nic nie znaczy. Skoro jest taki niebezpieczny to mógłby mnie zabić klikając jeden przycisk nie?

-Umiesz strzelać?- zapytał nagle Leo a ja pokiwałam głową na znak że tak.- Łap- uśmiechnął się rzucając w moją stronę na oko pistolet Walther P-99. Złapałam broń i sprawdziłam czy ma pełny magazynek. O dziwo miała.

-Dajesz mi broń? Nie wiedząc czy możecie mi ufać?- zapytałam zdziwiona.

-Billy ci ufa to ja też- stwierdził z uśmiechem.

Ruszyłam w stronę budynku i obejrzałam się za siebie.

-Idziecie?- spoglądnęłam na mężczyzn którzy od razu mnie dogonili.

                                     ----------------------------------------------------------------

Szliśmy już kilka chwil gdy nagle dołączyło do nas dwóch kolesi z ochrony. Billy i Leo wyprzedzili mnie a ja szłam między nimi. Schowałam broń do kieszeni bluzy i szłam dalej. Zatrzymaliśmy się przed wielkimi drzwiami. Były biało-brązowo-złote, ciekawiło mnie kto w ogóle chciałby mieszkać w takiej willi i kim do cholery jest ten Ryan.

-Zaczekajcie tu- powiedział jeden z mięśniaków i wszedł przez drzwi uprzednio pukając. Po chwili wrócił i otworzył drzwi na szeroko- Wchodźcie.

Weszliśmy przez drzwi a ja czułam się serio jak w jakimś tanim amerykańskim filmie. Strażnik zamknął ''wrota'' a ja rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Białe ściany, dużo obrazów w złotych ramach. Gabloty z jakimiś małymi posągami. Na ziemi po środku pokoju leżał puchaty biały dywan. Spojrzałam przed siebie po środku całego pokoju stało wielkie brązowe biurko a za nim była ogromna szklana ściana. Przy biurku siedział mężczyzna podchodzący pod 40-stkę z lekkim zarostem, ubrany był w elegancki garnitur a włosy miał praktycznie idealnie ułożone.

-No witam moich ulubionych chłopców- Mężczyzna uśmiechnął się szeroko- usiądźcie proszę- wskazał na trzy siedzenia, blondyn oraz brunet usiedli na nich, ja zaś uniosłam głowę i usiadłam pomiędzy nimi.- Wy- tu chyba ten Ryan wskazał na ochronę- wychodzicie.

Czwórka mężczyzn wyszła z pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi. Wyprostowałam się i lekko uśmiechnęłam.

-No proszę to ta dziewczyna o której wspominaliście?- powiedział Mężczyzna- Miło poznać, Ryan Reynolds- podał mi rękę którą przyjęłam.

-Charlotte Davies, miło mi- moje kąciki ust uniosły się ku górze.

-Odważna jesteś- stwierdził zabierając rękę a ja uniosłam jedną brew do góry- Nie każda dziewczyna podałaby rękę bogatemu walniętemu mafiozie- wytłumaczył.

-Nie zwracam uwagi na to kto kim jest, jak jest dla mnie miły ja też jestem dla niego miła- oparłam się o fotel- Oczywiście to działa w dwie strony.

-Bierzemy ją- stwierdził z uśmiechem Reynolds- trzeba tylko sprawdzić jak potrafi się bić i strzelać.

-Co to oznacza?- dopytałam lekko zdziwiona.

-To oznacza że od dziś należysz do gangu- powiedział spokojnie Billy uśmiechając się w moją stronę.

Należę do gangu....

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej szkraby! Mam nadzieje że rozdział się spodobał. Dajcie znać w komentarzach czy chcecie może coś z perspektywy Billy'ego? Bądź Leo? 

-950 słów

~Cebulka.

Nie wytrzymasz ze mną // Number 4 (Billy) //Where stories live. Discover now