14. Złamane serce

Start from the beginning
                                    

- Wiem jak to brzmi, panie Malfoy. Jest to okropne co powiedziałam, ale jeszcze trójka dzieci potrzebuje naszej pomocy. Thomas może coś wiedzieć....

Draco tylko potrafił na nią spojrzeć. Żadne słowo nie mogło mu przejść teraz przez gardło. Wziął głęboki wdech i ruszył szybkim krokiem w stronę grupki czarodziejów. Szybko ich ominął i stanął przed chłopcem, który siedział oparty o ścianę, a obok niego klęczał zapewne uzdrowiciel. Miał ochotę prychnąć. Otuchy chciał mu dodać?

- Hej, Thomas – nie wiedział co ma powiedzieć kiedy uklęknął obok chłopca. Ze smutkiem obserwował jak chłopczyk się wykrwawiał. Dosłownie płakał łzami. Nie potrafił sobie nawet teraz wyobrazić jego bólu, który był prawdopodobnie podobny do Sectusempry.

- Jak się tu znalazłeś? – zadał kolejne pytanie chcąc skorzystać z rady McGonagall. Mogła mieć trochę racji. Mógł im pomóc, ale nie zamierzał w żaden sposób na niego naciskać. Wbrew pozorom miał coś takiego jak serce. To, że ma Mroczny Znak na przedramieniu nie oznacza, że nie posiada empatii. Niestety ją posiadał... I teraz ledwo tu był.

- Nie wiem. Teleportował się tu ze mną z jakiegoś domku. Nic więcej nie wiem...

Draco chciał zapytać o coś jeszcze, ale znowu żadne słowo nie potrafiło mu przejść przez gardło kiedy Thomas spojrzał na niego swoimi załzawionymi oczkami. Na twarzy miał nałożoną kamienną maskę, ale w środku odczuwał prawdziwą rozpacz.

- Nic się nie stało, Thomas – wyszeptał po chwili starając się nie okazywać żadnych emocji, ale niezbyt mu się to udało. Usiadł obok niego i delikatnie wziął go w swoje ramiona. Zamierzał oddać mu tyle ciepła na ile było go w tym momencie stać. – Spokojnie, Thomas. Wszystko będzie dobrze – skłamał i domyślał się, że chłopczyk również to wiedział. Mógł się już domyśleć, że nie ma dla niego już ratunku i może dlatego wtulił się w ciało byłego ślizgona, który jako jedyny ze wszystkich oddał mu trochę ciepła w tych chwilach.

A Draconowi właśnie złamało się serce wiedząc, że Thomas właśnie umarł w jego ramionach i po raz pierwszy od kilku lat się rozpłakał.

***

Po kilku godzinach kiedy już w miarę doszedł do siebie zamierzał się dowiedzieć czemu Granger nie pojawiła się na wezwanie McGonagall. Teleportował się pod drzwi jej mieszkania i zapukał dość głośno. Cisza. Odczekał jeszcze chwilę i ponownie zapukał. Odczuwał coraz większą wściekłość. Przed oczami nadal miał zakrwawionego Thomasa. Przetarł oczy dłonią i zapukał ponownie. Nadal odpowiedziała mu cisza.

Wyciągnął różdżkę i przyłożył do klamki. Wyszeptał zaklęcie otwierające mając nadzieję, że nie miała nałożonych dodatkowych barier. Odetchnął z ulgą kiedy zamek kliknął, a on mógł swobodnie otworzyć drzwi. Był krok do przodu i miał nadzieję, że ją tu zastanie, bo inaczej nie miał pojęcia gdzie miałby jej szukać.

Wszedł do jej mieszkania i pierwsze co zobaczył to otwartą butelkę po Ognistej na stole. Westchnął. Miał złe przeczucia. Granger obiecała, że w trakcie śledztwa się nie upije. Wcześniej piła tylko wino, a teraz widział tu butelkę po Ognistej i to po dwóch, a nawet trzech. Czy to właśnie był powód czemu nie przyszła? Tak, najwyraźniej tak.

Podszedł do ławy i spojrzał na kanapę. Zobaczył ją. Spała lub upiła się do nieprzytomności. Nic dziwnego, że nie usłyszała patronusa McGonagall. On też by nie kontaktował, gdyby wypił tyle Ognistej, a ona jeszcze była kobietą, która jedyny alkohol jaki widziała to wino, które było o połowę słabsze od Ognistej. Nawet więcej niż połowę... Co ta kobieta wyrabiała, pomyślał odczuwając wściekłość.

- Granger – warknął szturchając ją w ramię. Trochę musiał to robić nim brunetka zaczęła się powoli budzić. Lekko nieprzytomna rozglądała się po salonie. Złapała się za głowę kiedy odczuła znajomy ból.

- Czy ty oszalałaś, Granger?! – krzyknął nie potrafiąc nad sobą już zapanować. Dotarło do niego, że musiał sam sobie poradzić ze śmiercią Thomasa, bo Granger leżała pijana na kanapie. To było już za wiele. Pożałuje tego i może w końcu do niej dotrze jak bardzo rujnuje sobie i innym życie. Nikt nie będzie zamierzał się litować nad alkoholiczką. A na pewno nie zamierzał tego robić Draco Malfoy.

- Nie krzycz, Malfoy – wyszeptała podnosząc się powoli do pozycji siedzącej. Głowa jej pulsowała. Może Ognista była jednak złym pomysłem. Po winie czułaby się lepiej. Nie zastanowiła się, chciała po prostu zapomnieć o swoim upokorzeniu. Były narzeczony będzie miał dziecko z inną, a ona? Możliwe, że nigdy już nie urodzi dziecka... To ją bolało. Może Ronald nie był niczemu winny, ale na kimś musiała się wyżyć...

- Jak mam nie krzyczeć skoro mnie wystawiłaś?

- Niby kiedy? – zapytała szczerze zdziwiona.

- Kiedy? Czyli nawet nie słyszałaś patronusa McGonagall kiedy kazała nam przybyć do Hogsmeade? – warknął niemal z ironią starając się panować nad swoimi emocjami. Nie zamierzał się rozpłakać przy Granger.

- O czym ty mówisz? – Hermiona sprawiała wrażenie jakby jego słowa do niej nie docierały i może tak było. Potrzebowała czasu, żeby to sobie wszystko ułożyć w głowie.

- Thomas Black umarł w moich ramionach, Granger. Nie odpuszczę Ci tego – dodał na koniec wskazując na ławę, na której stały dwie butelki Ognistej. Hermiona przeniosła wzrok na stolik i lekko analizowała co właśnie powiedział. Jak to Thomas nie żył? To było tylko kilka godzin wyłączonych z jej życia. Czemu akurat w takim momencie musiało się to wydarzyć, pomyślała lekko egoistycznie.

- Draco, poczekaj – poprosiła kiedy ślizgon skierował się w stronę wyjścia z mieszkania.

- Mam nadzieję, że to wszystko było tego warte – dodał na odchodne zamykając za sobą drzwi. Hermiona ponownie usiadła na kanapie i zaczęła wszystko powoli układać sobie w głowie. Będzie musiała z nim jutro na spokojnie porozmawiać. Może ją zrozumie, ale szczerze? Wątpiła...

______

Hejka,

rozdział dłuższy od poprzedniego, ale myślę, że następny dodam jutro ♥ Zobaczymy ile głosów i komentarzy będzie

Miłego! ♥

Lonely I | Dramione | ZakończoneWhere stories live. Discover now