6. Wypadek

2.5K 114 16
                                    

- Mam złe przeczucie, Gin – mruknął Blaise kiedy żona usiadła mu na kolanach.

- Z czym? Martwisz się o Victorię? Jest zdrowa. Niedługo pójdzie do żłobka, potem do przedszkola, a następnie do Hogwartu. Będzie zdrową córeczką tatusia – zaśmiała się rudowłosa. Uśmiechnął się, ale tylko na chwilę.

- Chodzi o innego dzieciaka...

- Dzieciaka, Zabini?

- Ty też jesteś Zabini, jakbyś zapomniała...

- I niedługo mogę przestać nią być jak opowiesz o tym dzieciaku, Zabini! – krzyczała zdenerwowana. W porę Blaise wyciszył sypialnię, żeby przypadkiem nie obudzić Victorii w pokoju obok.

- Mam na myśli Malfoya, idiotko – zaśmiał się całując ją w usta. Przez chwilę zszokowana jego odpowiedzą nie oddała pocałunku. Chciała już go oskarżyć o zdradę, nakręciła się na to, a on nagle wyjeżdża z tekstem o tej fretce.

- Malfoy jest dzieciakiem? – zapytała zdziwiona kiedy przerwała ten pocałunek, który mógł zajść za daleko.

- No, a nie, Gin? – uśmiechnął się złośliwie. – Ta praca z Granger przyniesie mu pecha. Zobaczysz. Moje przeczucie zawsze się sprawdza...

- Przerwę Ci, Blaise. Hermiona może go sprowadzić na dobrą drogę. Zobaczysz, że po kilku dniach współpracy z nią wróci odmieniony.

Blaise prychnął.

- Sprowadzenie na drogę alkoholizmu nie uważam za dobry pomysł. Jeśli to jest dla Ciebie dobre to może ja będę uczył Victorii dobrych manier – i wiedział, że przesadził kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwiami.

***

- Michael... Co ty zrobiłeś?

Hermiona przyśpieszyła kroku kiedy usłyszała zszokowany głos kobiety. Czy tak brzmiałby głos kobiety, która zobaczyła rannego męża? Nie, na pewno nie. Omal się nie rozpłakała kiedy wbiegła do pokoju i zobaczyła tego sarkastycznego arystokratę leżącego na podłodze w niemałym szoku. W jego chłodnych tęczówkach zauważyła strach przed nieznanym. Dla czarodzieja takie zranienie było czymś nowym i w pełni go rozumiała.

- Malfoy... Słyszysz mnie? – prawie wykrzyczała padając obok niego. Nim zdążyła się zastanowić co robi, złapała jego twarz w dłonie i ukradkiem otarła jedną łzę z jego policzka. – Dzwoń po karetkę! – nakazała spoglądając krótko na panią Terrę.

- Wylecz mnie, Granger – wyszeptał nawet na nią nie spoglądając. Jeszcze do niego nie docierało co się dokładnie stało. Czuł jedynie ból i zimno.

- Nie mogę, Malfoy. Zostałeś zraniony w mugolski sposób, więc w taki sposób trzeba Ci pomóc. A teraz się uspokój. Nie panikuj, Malfoy... - na marne próbowała go uspokoić, kiedy oddychał coraz szybciej.

- Nigdzie nie jadę. Masz mnie wyleczyć, Granger – syczał starając się ukryć swoje przerażenie, ale nie oszukał jej. Poczuł jak mocniej dociska swoje dłonie do jego twarzy, a po chwili już widział ją nad sobą.

- Uspokój się, Malfoy. Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? – szeptała, a on jej uwierzył. Sam nie wiedział czemu to zrobił. Może dlatego, że zobaczył w jej oczach szczerość? Ale skąd ona mogła wiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Nie, nie wiedziała. Nawet on sam tego nie wiedział.

- Malfoy... Krwawisz. Musisz się uspokoić, rozumiesz? Nie panikuj – nakazała stanowczo mając nadzieję, że tym razem to dotrze do ślizgona i może dotarło, bo ledwo zauważalnie kiwnął głową.

- Jeśli mnie zostawisz w tym mugolskim gównie, popamiętasz mnie, Granger – zdołał wyszeptać przenosząc wzrok na sufit. Nie zniósłby dłużej widoku tych spokojnych, brązowych tęczówek. Skąd ona miała w sobie tyle spokoju? Może w myślach była szczęśliwa, że może się go pozbyć raz na zawsze? W sumie... nie dziwiłby się jej i nawet by to wszystko wybaczył. Pod jednym warunkiem... Chciał, żeby w końcu przestało go boleć.

Lonely I | Dramione | ZakończoneWhere stories live. Discover now