- Na obiad spaghetti Bolognese...

- Przecież wiesz, że wolę Carbonarę.... Mówiłem Ci... - dodał markotnie.

- Na deser ciasto owocowe...

- Wolę czekoladowe...

- Na kolację masz jakieś kanapki – dokończyła udając, że nie zwraca uwagi na jego marudzenie. Doskonale pamiętała co mówił, ale uznała, że po prostu o tym zapomni i kupi to co ona by chętnie zjadła. Uśmiechnęła się uroczo do męża i wyszła z sali. Musiała jeszcze dzisiaj usiąść nad dokumentami. Byli w punkcie wyjścia. Nie posunęli się ani do przodu ani do tyłu. Dzieci już mogły nie żyć. Teraz już na poważnie mogli szukać tylko ich ciał...

***

Następnego dnia Malfoy został obudzony jak zawsze wcześnie. Po skończonym badaniu westchnął. Nie potrafił zasnąć. Zaczął już oczekiwać przyjścia Granger. Jeszcze godzina i w końcu ją zobaczy z pełną torbą jedzenia. Musiał sobie umilić jakoś ten czas, więc zdecydował się na kolejną próbę rozszyfrowania gazety. Musiał być gdzieś ukryty klucz, który wszystko by wyjaśnił. Te dziwne słowa, te sytuacje...

Odłożył gazetę kiedy usłyszał otwieranie drzwi. Już chciał się przywitać z Granger, ale na salę wszedł lekarz prowadzący. Podniósł zdziwiony brwi. Dawno go tu nie widział.

- Czego jeszcze mi nie zbadaliście? – warknął na przywitanie. Lekarz nic nie odpowiedział na jego kolejną złośliwą zaczepkę tylko zaczął przeglądać jego kartę zdrowia.

- Układa się panu z żoną? – zapytał w końcu nie podnosząc głowy z nad karty.

- Układa się i to bardzo dobrze – warknął lekko wściekły. Czemu interesowała go jego relacja z Granger? Zdziwiony podniósł brwi i zaczął mu się przyglądać. Był młody... i chyba przystojny. Nie znał się na tym. Nie był gejem, żeby stwierdzić czy był przystojny czy nie, ale... wczoraj Granger tak dziwnie uśmiechnięta przyszła po jego rozmowie. O nie, żaden facet nie będzie zarywał do mojej żony. Nawet jeśli była tylko udawana, pomyślał wściekły.

- A mi się wydaję, że jest kompletnie na odwrót. Może się zgodzi pójść ze mną na kawę – odpowiedział uśmiechnięty jakby w ogóle nie usłyszał co pacjent do niego powiedział.

- Po moim trupie – warknął.

Lekarz się jedynie uśmiechnął na jego słowa. Naprawdę podziwiał tę kobietę, że tyle z nim wytrzymuje.

- Jutro może pan wyjść. Żona pana odbierze?

- Oczywiście – wysyczał przez zaciśnięte zęby. Ten facet ranił jego dumę mężczyzny. Czy on chciał z niego zrobić rogacza? Niedoczekanie.

- Niech wejdzie do mojego gabinetu. Podam jej wszystkie potrzebne dokumenty. Jest pan takim szczęściarzem mając taką żonę... a tak bardzo pan jej nie docenia – dodał i wyszedł z pomieszczenia zostawiając wkurzonego Malfoya.

Dupek, pomyślał wściekły spoglądając na zegarek. Granger już powinna przyjść. Spóźniała się już trzy minuty. Gdzie jesteś Granger? Zapytał sam siebie kiedy dziewczyna miała już dziesięć minut spóźnienia. Czy ta dziewczyna kiedykolwiek się na coś spóźniła? Nie, raczej nie. Zapamiętałby to.

Złapał za telefon kiedy minęła godzina, a on był coraz bardziej zirytowany... i głodny. Tak, głód zdecydowanie dawał mu się we znaki. Tak bardzo, że kątem oka zerkał na talerz ze szpitalnym jedzeniem, ale nie... Będzie silny. Ślizgoni są silni.

- A tylko spróbuj nie odebrać, Granger, a słowo daję... Popamiętasz mnie – mówił cicho kiedy wybrał numer do dziewczyny. Sygnał był, ale brak odpowiedzi. Tu Hermiona Granger. Najwyraźniej nie mogę odebrać. Napisz smsa lub zadzwoń później. Omal nie warknął wściekły kiedy usłyszał jej skrzynkę pocztową. I po raz drugi i trzeci. Minęła już ponad godzina. Gdzie ona była?

Minęło już półtora godziny, a Granger dalej nie było. Czyżby o nim zapomniała? Nie, niemożliwe... Przecież miała mu przynieść jedzenie. A może spotkała tego cholernego lekarza? Może teraz sobie pili kawkę w kawiarni w centrum Londynu. Nie, Draco. Zachowujesz się jak zazdrosny małżonek, pomyślał wściekły. Był głodny, nawet bardzo głodny. Jeśli teraz głoduje przez to, że Granger randkuje z jakimś lekarzem to będzie naprawdę wściekły.

- Koniec tego dobrego, Granger – wysyczał przykładając telefon do ucha. Ona go popamięta...

- No cześć, Draco – usłyszał po drugiej stronie słuchawki jak zwykle zadowolonego, Blaise'a. – Co się stało, że dzwonisz do swojego najlepszego przyjaciela?

Jest u was Granger? Ugryzł się w język w odpowiednim momencie. Jeszcze trochę i zadałby to pytanie. Co on by sobie pomyślał... Że jest za nią stęskniony czy co? Nie, on po prostu chciał dostać znowu dobre żarcie, ale Blaise by tego nie zrozumiał. Sam miał paskudny gust do kobiet, więc zapewne chętnie by go zeswatał z Granger.

- Napiłbym się Ognistej, Blaise... - wyszeptał na poczekaniu co było zgodne z prawdą. Już nie pamiętał kiedy ostatnio ją pił. Miał pić w ten weekend, ale nie sądził, że spędzi go w szpitalu.

- Słyszałem od Granger, że jutro wychodzisz. Może się wtedy napijemy...

- Granger u was była? – przerwał mu zszokowany. Czy ona go wystawiła dla Blaise'a?

- Dokładniej to u Ginny i Victorii. Wyszła kilka minut temu, a co? – Blaise nawet nie próbował ukryć swojego zdziwienia. Od kiedy Draco się interesował Granger? Zakochał się? Może coś mu podali w tym mugolskim szpitalu?... Zaczął się martwić o przyjaciela. Będzie musiał go upić i wypytać o wszystko co go łączy z Granger.

- Nic. Tak pytam – no racja. Przecież dzisiaj niedziela. Pewnie wpadła w odwiedziny na kawę. Wystawiła go... Więc jedno było pewne. Granger go popamięta.

Minęło kolejne pół godziny, aż w końcu była gryfonka weszła do jego sali z wielką torbą jedzenia. Poczuł ulgę kiedy ją zobaczył. Nie potrącił ją żaden mugolski samochód, nikt po drodze jej nie zabił. Dotarła bezpiecznie do niego... z torbą pełną jedzenia.

- Smakował obiad? – nie powstrzymał się jednak od nuty ironii.

- Nawet nie wiesz jak bardzo, Malfoy. Ginny jest coraz lepsza w gotowaniu, coraz bardziej przypomina panią Weasley, ale... Myślę, że i tak nie dorówna swojej matce. Pyszne mięso dziś zrobiła i sałatkę. Będę musiała wziąć od niej przepis...

Draco wykrzywił usta co miało pewnie oznaczać uśmiech.

- Fascynujące, Granger. Dasz mi w końcu to jedzenie?

Hermiona westchnęła.

- To ja pójdę pogadać z lekarzem...

- Nie! Granger!

- Czemu? – zapytała zdziwiona będąc już w połowie drogi do wyjścia.

- Chcę porozmawiać z Tobą o tych dzieciach. Wpadłaś na coś czy beze mnie praca Ci nie idzie? – wymyślił na poczekaniu, ale Granger na szczęście w to uwierzyła, bo wyciągnęła ze swojej małej torebki wielką teczkę. Zaklęcie pomniejszające-powiększające, pomyślał z uznaniem. Słyszał już o tej jej słynnej torebce. Westchnął kiedy brunetka usiadła na krześle przy jego łóżku i zaczęła czytać co zrobiła bez niego i musiał przyznać, że dość sporo. Musi koniecznie jutro wyjść, bo jeszcze będzie dla niej zbędny... Ale przynajmniej dostał dobre jedzenie.

_____

Hejka, i jak wrażenia?

Lonely I | Dramione | ZakończoneWhere stories live. Discover now