„Pewnie wykrwawia się na podłodze, a mnie tam nie ma, żeby go ochronić!"

370 50 18
                                    

Hej, hur är laget? – rzuciłem, chwaląc się Vi jedynym zdaniem, jakie zapamiętałem ze słowniczka jej ojczystego języka. Pochwaliła moje starania, uśmiechając się szeroko i unosząc w górę kciuk przez kamerkę.

– Uczysz się języka, żeby wreszcie odwiedzić mnie z Jankiem? Uroczo, doceniam. To kiedy przylatujecie?

– To nie takie proste, ale kiedyś skorzystamy z zaproszenia.

– To brzmi trochę jak „wybierz opcję mniej prawdopodobną między: a wyznaniem sobie z Jankiem uczuć, b: przylotem do Vi". Co wybierasz, Aleksandrze?

– Nie mów tak na mnie – poprosiłem. – I hej, próbowałaś kiedyś żyć w Polsce? Synonimem tego kraju jest brak tolerancji.

– Byłam, przeżyłam. I nie polecam. Właśnie dlatego powinniście wpaść.

– Trochę się tu pokomplikowało ostatnio, ale kiedyś serio wpadniemy – obiecałem, bo wiedziałem, że od naszego ostatniego spotkania minęło naprawdę wiele, a ona tęskniła chociażby za swoim bratem. – Moja siostra co chwilę pyta kiedy znowu nas odwiedzisz. Chyba zaczęła żałować, że mam kutasa, a dopóki się nie pojawiłaś, byłem jej ulubionym bratem.

– Bo jedynym. Nie miała innego wyjścia.

– Ranisz mnie.

– Wybacz – poprosiła, chociaż oboje wiedzieliśmy, że nie miała tego na myśli. – Co tam u Janka?

– To ta część z komplikacjami – wyjawiłem niechętnie, bo jakoś nie chciałem wracać do tamtych wydarzeń. – Pomieszkiwał u mnie ostatnio, ale wasz ojciec pogroził matce Janka i po naszym wyjściu do knajpy wezwała za nim gliny. A to przykre, bo chyba przywykłem do budzenia się obok niego.

– Byliście na randce? Takiej prawdziwej randce?

– Zapytał mnie o to, ale milczał, jak rzuciłem, czy chciałby, żeby to była randka. Więc sam w sumie nie wiem.

– Czyli byliście na randce. Brawo. Czy mogę nazywać cię już moim brother-in-law, czy to jednak za wcześnie?

Westchnąłem, nie mając nawet siły na jakiekolwiek żarty. Ostatnio coraz mniej było mi do śmiechu, a czułem, że dzięki Jankowi powoli wychodziłem na prostą... dopóki jego ojciec nie odwalił maniany, siłą zmuszając go do powrotu do znienawidzonego domu. A przecież domem powinno być nazywane miejsce, w którym czujemy się bezpieczni i kochani...

– Muszę lecieć, wiesz? Jesteśmy w kontakcie, Vi.

– Czegoś mi nie mówisz, kochasiu – bardziej stwierdziła, niż zapytała. – Coś z Jankiem?

Poprosiłem o to, aby nie drążyła tematu, bo nie chciałem i jej dokładać zmartwień. Rozłączyłem się, obiecując, że jeżeli coś się będzie działo to na pewno dam jej znać. Od razu jednak dotarło do mnie, jak niektóre rzeczy wcale się nie zmieniają, ludzie też.

A ja nadal kłamałem w żywe oczy, łamiąc jej tym serce oraz obracając zaufanie w proch, bo w obecnej sytuacji miała przecież tylko i wyłącznie mnie oraz informacje, które to ja jej przekazywałem.

Godziny mijały tak, jakby sam diabeł zesłał mnie do prywatnego piekła na ziemi. I okej, niczym nie było to w porównaniu do śmierci ojca oraz całego okresu "po wypadku". Wielokrotnie jednak raniłem bliskich, bezpośrednio przyczyniłem się też do utraty największego wzoru do naśladowania oraz przyjaciela. Teraz to wszystko przybrało na niesłychanie wielką skalę, a błędy, które popełniliśmy oboje, zbyt łatwo zdołały nas prześcignąć.

Nie potrafiłem wstać z łóżka: psychiczny ból oraz poczucie winy tak wielkie, że miałem ochotę wyć, dawały mi ból głowy i ponowne pragnienie śmierci. A przecież po wypadku ojca zacząłem przez jakiś czas doceniać to, jakim byłem szczęściarzem. No właśnie: byłem.

Stuck in love | original storyWo Geschichten leben. Entdecke jetzt