„Ciebie nie ma, no i chyba się martwię"

475 61 8
                                    

Bolała mnie głowa, przez co mimochodem słyszałem co drugie słowo wypowiadane przez dyrektora. Mama była wyraźnie przejęta, czemu nie mogłem się dziwić. W końcu znowu mistrzowsko zjebałem, łamiąc dane obietnice nie tylko jej, ale też mężczyźnie, który miał podkładkę, żeby całkowicie mnie udupić. Siedziałem jak na szpilach i autentycznie chciało mi się płakać. Zrzucałem to na promieniowanie w skroni, rozsadzające mi czaszkę, jednak podświadomie wiedziałem, że powód był inny. Jeżeli powrót do Warszawy z rodzinnego domku za miastem dał mi nadzieję i chwilę wewnętrznego spokoju, teraz wszystko wróciło ze zdwojoną siłą, a ja znowu miałem ochotę umrzeć.

– Aleks? Chcesz iść do pielęgniarki? Nie wyglądasz najlepiej. – Mama spojrzała na mnie z przerażeniem, wciskając się dyrektorowi w zdanie, gdy dalej pierdolił o mojej nieodpowiedzialności oraz o tym, że miałem się przecież trzymać z dala od kłopotów. Zanim zdążył dolać oliwy do ognia i rzucić zdaniem, od którego chciało mi się rzygać, wkroczyła do akcji, mając gdzieś wszystko inne niż moje samopoczucie. Kochałem ją najbardziej na świecie i właśnie dlatego nienawidziłem siebie coraz mocniej. Jednocześnie nie podjąłbym innej decyzji, bo chowanie głowy w piasek to nie jest coś, co robią członkowie rodziny Zając. Tata nigdy nie żałował czegokolwiek w swoim życiu. Popełnianych błędów używał jako lekcji, na każdym kroku ucząc mnie i Domi, abyśmy stali na swoim oraz bronili najbliższych, a ja właśnie to zrobiłem w tej sytuacji. Wiedziałem więc, że gdyby miał szansę przyglądać się tej sytuacji, byłby ze mnie chociaż w małym stopniu dumny. 

A przynajmniej taką miałem nadzieję.

– Chcesz wody? 

– Nie, jest okej. Trochę mnie głowa boli, tyle. 

– Powiesz cokolwiek na swoją obronę, czy dalej będziesz liczył na taryfę ulgową? – Dyrektor spojrzał na mnie z czymś, co bez najmniejszych wątpliwości zinterpretowałem jako niecierpliwość oraz coś w rodzaju zirytowania. I okej, miał do tego całkowite prawo. W końcu wiele razy obiecałem poprawę, ostatecznie wszystko psując. 

– Proszę pana... – Oburzona mama spojrzała na mężczyznę z niedowierzaniem, przyjmując postawę obronną. 

– Z całym szacunkiem, pani Zając, ale rozmawialiśmy już o tym. – Westchnął głęboko, poprawiając się na zajmowanym fotelu. – Zgaduję, że sesje z psychologiem na niewiele się zdały? 

– Jeżeli miał pan nadzieję na progres przez spotkania z facetem, który tylko liczy czas i mówi, że w sumie mogę wypierdalać, jeśli na nikogo nie wpadnę, to nie w tym wypadku – wytłumaczyłem, chociaż sam się sobie dziwiłem, bo nie lubiłem poruszać tego tematu.

– Widziałeś się z nim tylko raz.

– I wystarczyło, żebym znowu czuł się jak gówno, które raz poprosiło o pomoc, a dostało pomruki i żale, bo w ogóle się zjawiłem. Powinien pan sprawdzić kompetencje osób, które pan zatrudnia.

– Aleksandrze, proszę cię. – Mama spojrzała na mnie błagalnie, jakby wewnętrznie licząc, że uda jej się udobruchać dyrektora na tyle, aby jednak nie wywalił mnie ze szkoły. Groził mi tym już ostatnio, a ja obiecałem poprawę zachowania, co nastąpiło tylko częściowo.

– I tak mam już bilet w jedną stronę, a teraz obrywa mi się za chronienie przed docinkami osób, na których mi zależy. Nie będę przepraszał, bo w tym wypadku nie mam za co. Tylko pomyślcie, co by się stało, gdyby mnie tam jednak nie było, a takie docinki i przepychanki dosięgnęłyby kogoś, kto zamiast pięści na innych, wolałby skrzywdzić siebie.

Cisza wypełniła pomieszczenie, a ja wziąłem ją za swego rodzaju zwycięstwo. Jednak czy w takiej sytuacji w ogóle mogłem się tak określać, skoro ostatnie kilkanaście miesięcy mojej edukacji wisiało teraz pod znakiem zapytania? Znajdowałem się na totalnej łasce tego łysego kolesia i czułem, że chętnie zakończyłby temat już teraz, definitywnie mnie dobijając. Z jakiegoś powodu nie mógł tego zrobić.

Stuck in love | original storyWhere stories live. Discover now