001. DOTYK DUCHÓW

738 38 6
                                    


DOTYK DUCHÓW
rozdział pierwszy


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


                – Gdzie się wybierasz tak późno, dzieciaku? – zapytała pani Daniels, składając czarną koszulkę. Zamarłam na dźwięk jej głosu i się odwróciłam, posyłając kobiecie blady uśmiech. Dlaczego ona składała pranie o dwudziestej trzeciej?

– Skończyło mi się parę rzeczy. Skoczę do sklepu i niedługo wrócę.

Posłała mi zmartwione spojrzenie. Zerknęła na swój lewy nadgarstek, aby sprawdzić godzinę.

– Na pewno chcesz wychodzić tak późno, skarbie?

– Nic mi nie będzie, pani D. – Uniosłam kąciki ust. Jeszcze przez kilka chwil lustrowała mnie wzrokiem, podczas gdy ja starałam się wyglądać, jakby wszystko było dobrze. W końcu westchnęła zrezygnowana.

– Uważaj na siebie.

Mruknęłam pod nosem i do niej pomachałam, a ona odpowiedziała mi tym samym, zanim w końcu pozwoliła mi odejść. Miła kobieta. Będę za nią tęsknić.

Głęboko odetchnęłam, po czym poprawiłam pasek torby na ramieniu oraz naciągnęłam na głowę kaptur bluzy. Otwierając bramę, która tak naprawdę nie miała żadnego użytku, gdyż wiecznie była zepsuta, wzdrygnęłam się przez głośny skrzyp wywołany rdzą.

Prześlizgnęłam się na drugą stronę i rozejrzałam dookoła, mrużąc oczy, aby widzieć dokładniej. Miejsce było oświetlone wyłącznie lampą uliczną, która co jakiś czas migała. Idąc środkiem głównej drogi, nie podnosiłam głowy. Nie szłam chodnikiem, ponieważ nie chciałam nikomu przeszkadzać. W końcu skręciłam w lewo.

Dwie przecznice.

Dwie postacie zostały oświetlone przez lampę. Trochę przyspieszyłam, nie odrywając wzroku od ulicy przede mną. Nie patrzcie na mnie. Nie patrzcie na mnie. Zajmuję się własnymi sprawami. Nie patrzcie na mnie.

Kątem oka spostrzegłam, że jeden z nich podniósł głowę i zwrócił się w moją stronę, przez co moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Cholera. Poprawiając torbę, przyspieszyłam kroku, w końcu zaczynając biec. Skręciłam w prawo. Ta ulica była bardziej oświetlona, dzięki czemu mniej osób mogło chować się w ciemnych kątach.

Jedna przecznica.

Zerknęłam przez ramię i zwolniłam, ponieważ nikt za mną nie szedł. Z moich ust wydobyło się westchnienie pełne ulgi. Płyn zachlupał w mojej torbie, więc po raz kolejny ją poprawiłam, chcąc unieruchomić butelkę. Moje usta wygięły się w delikatnym uśmiechu, gdy po raz ostatni skręciłam.

Na ulicy było jasno za sprawą rażących świateł i tłumów ludzi, choć zbliżała się północ. Hollywood nigdy nie przestawało tętnić życiem. Ściągnęłam kaptur, napawając się tym widokiem. Co jakiś czas posyłałam uśmiech mijanym ludziom, choć oni w ogóle nie zwracali na mnie uwagi. To jednak mi nie przeszkadzało. Mój żołądek zaczął zaciskać się ze stresu pomieszanego z podekscytowaniem.

KILL MY TIME ━ LUKE PATTERSONWhere stories live. Discover now