| afektowność

410 33 69
                                    

Mniej od tego, czego dowiedział się przed chwilą, Wincenty Krasiński spodziewał się chyba tylko zaręczyn swojego syna. Ten stał przed nim właśnie, nerwowo zacierając dłonie i próbując najwyraźniej szukać argumentów popierających swoją decyzję na wszelki wypadek. Za nim znajdował się zatrudniony przez niego do wykonania królewskich portretów malarz, czując się prawdopodobnie najniezręczniej z całego towarzystwa. Ale, zanim poznamy reakcję Seniora Wielkiego Księstwa Blincorvum, zacznijmy może od początku; jak do tego doszło?

Zygmuntowi ten dzień mijał całkiem zwyczajnie, aż do obiadu. Miał parę lekcji, spotkanie z przedstawicielami handlowymi Lellive, potem godzinę na studiowanie sytuacji politycznej państwa, a następnie godzinę na obiad i odpoczynek po nim. I pech chciał, niestety, że postanowił odprężyć się w nieco mniej konwencjonalny sposób niż zwykła drzemka (dzisiejszej nocy przespał aż pięć i pół godziny, więc był względnie wypoczęty), a mianowicie, przechadzając się po korytarzach. Pamiętając nadal, że po tej chwili spokoju ma zaplanowaną reprezentacyjną rozmowę z kilkoma baronami, przemierzał kolejne korytarze skrzydła, w którym znajdowało się najwięcej jadalni konferencyjnych, żeby nie musieć pędzić na kolejne zajęcie w ciągu dnia na złamanie karku. Przemyślane działanie, ojciec prawdopodobnie by je pochwalił. Sięgnął dłonią do klapy surduta w zamyśle chcąc go nieco przygładzić, ale zorientował się, że ma coś w kieszeni. No tak, tamten kawałek płótna od Cypriana. Wykrochmalił go, żeby pozbyć się śladów szminki Potockiej — znaczy, nie on, tylko służba — i miał zamiar oddać go właścicielowi. Licho wie, czego artyści potrzebują do pracy poza farbami i sztalugą.

I wtedy, chyba po raz ostatni tego dnia jak na razie, uznał, że najwyraźniej miał szczęście. Kiedy tak dumał nad tym, co należy do obowiązkowego wyposażenia nadwornego malarza, sam nadworny malarz pojawił się w drugim końcu pustego, długiego korytarza, kierując się w stronę z której szedł Krasiński. Zauważając jego patykowatą sylwetkę, arystokrata przybrał na twarz swój Uśmiech Dobrotliwego Aczkolwiek Poważnego Władcy numer dwanaście i zawiesił spojrzenie piwnych tęczówek na Norwidzie, któremu nie mogło to umknąć. Kiedy znajdowali się już około dwóch metrów od siebie, Cyprian skłonił się w pas i wyprostował z lekkim trzaskiem kręgów, nie zmieniwszy przy tym wyrazu twarzy ani na jotę. Jedynie w jego oczach zagościł nieuchwytny prawie wyraz uprzejmej nieco ciekawości.

— Cyprian. Mam dla Ciebie, znaczy, Twoją chustkę. Oddaję, wykrochmaloną i wysuszoną.

Teraz uprzejma ciekawość przybrała na sile, przechodząc niemalże w podejrzliwość. Artysta nieznacznie ściągnął brwi, tak, że powstała między nimi ulotna zmarszczka mimiczna. Dopiero teraz Zygmunt zauważył, jak niewielkie piętno na jego twarzy odciskał wiek, więcej było zdecydowanie symptomów zmęczenia i dojrzałości psychicznej. Chłopak nie mógł być starszy od niego, a co za tym idzie, nie miał nawet dwudziestu lat. Patrząc na to, że już był w miarę rozpoznawany i zatrudniony przez samego króla, musiał być już w wieku młodzieńczym, czyli od szesnastu lat wzwyż. Co prawda pełnię praw młodzi ludzie w Blincorvum (i Lellive, ale to chyba logiczne, patrząc na wspólną w głównej mierze kulturę i obyczaje) otrzymywali w dniu dwudziestych urodzin, ale już szesnastolatkowie z orzeczoną przez wyspecjalizowanych medyków dorosłością duchową mogli pracować, przywiązkować, czy choćby samotnie podróżować. Czyli miał od szesnastu do dwudziestu lat. Postać Cypriana stała się dla niego jakimś cudem odrobinę bardziej intrygująca, zachęcająca wręcz do bliższego poznania. A w kwestiach prywatnych, szczególnie dotyczących relacji z innymi osobami, król rzadko kiedy opierał się takim impulsom, co nieraz sprowadzało mu na głowę kłopoty.

Kiedy odbierał od niego kawałek płótna, przez pajęcze palce malarza przeszedł delikatny dreszcz, tak jak zawsze dzieje się przy aż nazbyt delikatnym i powolnym dotyku. Impuls przebiegł po jego dłoni, owijając się naokoło pojedynczych kostek i tracąc na intensywności w okolicach nadgarstka, żeby zniknąć w jednej trzeciej szczupłego przedramienia skrytego w wygniecionym, bufiastym rękawie koszuli. Specyficzne uczucie.

𝐀𝐑𝐈𝐒𝐓𝐎𝐂𝐑𝐀𝐓𝐈𝐀. 𝐬𝐥𝐨𝐰𝐚𝐜𝐤𝐢𝐞𝐰𝐢𝐜𝐳 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧Where stories live. Discover now