August znowu przeczesał palcami brązowawe kosmyki.

— Te kryminalne powieści które lubi Mea nie mogą się przecież aż tak różnić od książek o patomorfologii. Same trupy i domyślania się, co spowodowało te trupy. Tak to wygląda, prawda?

— Jeny, tato. Widać, że dawno żadnej nie czytałeś.

— Co…?

— Wiesz co, to może ja Ci wszystko wyjaśnię, jak pójdziemy do biblioteki. Hersylka, a Ty nie chciałaś przypadkiem iść do Celiny?

Rzeczona Hersylka zmarszczyła brwi w zdumieniu, ale po chwili dotarło do niej, że tamta dawała jej po prostu do zrozumienia, że ma wyjść z jej komnaty. I w sumie, to właśnie uczyniła, niecałe kilka sekund po zniknięciu swojego ojca i siostry. No, może przy okazji przełożyła zakładkę w książce Aleksandry na stronę wcześniej, niż była, ale poza tym zachowała się niezwykle z klasą i dorośle. Tak, zdecydowanie trzymała poziom jak na swoje lata.

Sprężystym, dosyć szybkim krokiem przeszła do swojej komnaty, znajdującej się notabene jeszcze w tym samym korytarzu. Co z dumą podkreślała, pomieszczenie prezentowało się tak samo schludnie, a może nawet nieco bardziej, niż to, w którym rezydowała Aleksandra. Zdecydowaną przewagę w tej kwestii dawał brak wszechobecnych książek i fakt, że młodsza z panien Bècu spędzała zdecydowaną większość czasu na dworze. Teraz też zresztą nie miało być inaczej. Podeszła do garderoby i ściągnęła lekko brwi w skupieniu, analizując na co może zamienić jedną z nielicznych, pałacowych sukienek. Werdykt zapadł dosyć szybko i już po chwili, w luźnawej koszuli, dopasowanych spodniach i zimowych butach zajęła się układaniem włosów w praktyczny węzeł na karku. Wychodząc, ubierała się już w biegu w płaszcz, szalik i parę skórzanych rękawiczek; może i pierwszy śnieg pojawiał się zawsze w samą Długonoc, jednak nie znaczyło to że początek grudnia był jednym z cieplejszych okresów roku. Śmiała twierdzić, że wręcz przeciwnie. Miała więc już pomysł na to, czym może się zająć. Parys musiał się przecież wybiegać, prawda?

Zanim jednak wyszła z pałacu, w pobliżu głównego holu rzuciły jej się w oczy znajome ciemnorude pasma falujących włosów splecione w misterny warkocz. Uśmiechnęła się tylko szelmowsko i zbliżyła do ich właścicielki, naprawdę poważnie zastanawiając się przy tym, czy nie zmienić fryzury. Może jakoś wybada teren.

— No cześć, jak się miewasz? Też idziesz zaznać trochę świeżego powietrza?

Celina podskoczyła prawie niezauważalnie, skierowała wzrok i zielonej, i brązowej tęczówki na damę dworu, po czym, kilka sekund później, przerwała kontakt wzrokowy. Hersylia z pewną satysfakcją zanotowała, że policzki Szymanowskiej nabrały subtelnie ciemniejszej barwy, niż przedtem. Pomocnica medyka pochyliła lekko głowę i uniosła kąciki ust, nadal patrząc wszędzie poza oczami drugiej dziewczyny.

— Tak, właściwie to chyba tak, Panienko Bècu. Doktor Towiański prosił mnie, żebym skoczyła do miasta po parę składników do jego syropów, wiesz, gwardziści zaraz zaczną z sezonem katarowo—kaszlowym na poważnie.

— Czy Ty tak na poważnie z tym panienkowaniem?

— Nie wiem o czym Panienka mówi, Panienko Bècu.

— Celina, no! Weź się!

— Jak sobie Panienka życzy, Panienko Bècu.

Tutaj Celina nie chciała się już powstrzymywać i zaśmiała się cicho na widok zmarszczonych w geście niedowierzania i żartobliwego zawodu brwi Bècu. Żeby chociaż trochę zrekompensować jej to droczenie się, położyła jej dłoń na policzku, delikatnie głaszcząc kciukiem okolicę między jednym ciemnoorzechowym okiem a zarysowaną ładnie kością policzkową. Doskonale wiedziała, co mogło sprawić, że jej partnerka zapomni o wszelkich takich drobnych prztykach w jej stronę.

𝐀𝐑𝐈𝐒𝐓𝐎𝐂𝐑𝐀𝐓𝐈𝐀. 𝐬𝐥𝐨𝐰𝐚𝐜𝐤𝐢𝐞𝐰𝐢𝐜𝐳 𝐟𝐚𝐧𝐟𝐢𝐜𝐭𝐢𝐨𝐧Место, где живут истории. Откройте их для себя