Rozdział 34

225 11 38
                                    

Ivy

Pierwszy raz byłam w sądzie, ale to miejsce wywoływało dreszcze na mojej skórze. W ogóle się nie odzywałam. Za chwilę miałam zobaczyć Milo. Miałam stanąć naprzeciwko niego i zrobić wszystko by wpakować go za kratki. A potem będę naprawdę wolna. Przestanę o nim stale myśleć, przestanę żyć w strachu. A przynajmniej taką miałam nadzieję.

Siedziałam na tym niewygodnym krześle między Gradym a panią adwokat. W dłoniach ściskałam torebkę, patrzyłam pusto w ścianę. Grady trzymał dłoń na moim kolanie, ale nic nie mówił. Panowała ciężka cisza, ale widmo czegoś złego wisiało w powietrzu. A ja tylko czekałam aż coś na mnie spadnie albo wybuchnie bomba.

A potem go zobaczyłam. Gardło mi się ścisnęło. Był skuty kajdankami, prowadzili go policjanci. Wtedy jego wzrok się na mnie zatrzymał. Wyrażał złość i nienawiść. A mój? Ja czułem strach, otępienie. Odruchowo zacisnęłam dłoń na rąbku koszuli Grady’ego.
Milo uśmiechnął się kpiąco. A kiedy stanął kilka kroków ode mnie, z jego gardła wydobył się głos, którego od dawna nie słyszałam. Zachrypnięty.

- Mogłabyś już skończyć te cyrki? Za wszelką cenę chcesz zwrócić na siebie uwagę, prawda?

- Wiesz...- odchrząknęłam.- Wiesz dlaczego tutaj jesteśmy.

- Bo składasz fałszywe zeznania i świetnie się ucharakteryzowałaś?

- Jak możesz.- wysyczałam.- Nadal zamierzasz grać? Nadal trzymasz się wersji, że nic nie zrobiłeś? Każdy kto mnie zobaczy, od razu stwierdzi, że te obrażenia są prawdziwe. Ty mi to zrobiłeś. A ja chcę wreszcie sprawiedliwości. Już mnie nie zastraszysz, już się ciebie nie boję.

Teraz stałam, a Grady objął mnie delikatnie od tyłu. Przyciągnął nieznacznie do siebie, na co mu pozwoliłam. Nie chciałam płakać, ale gorące łzy pchały mi się do oczu. A jednak nad sobą panowałam.

Milo zeskanował nas nienawistnym wzrokiem, potem nieco złagodniał i zaśmiał się. To ten śmiech, który przyprawiał mnie o dreszcze.

- To jest twój gach? Ty mała kurwo.- wysyczał.- Od jak dawna się z nim puszczałaś?

- Żebym ci zaraz kurwa...- zaczął Grady, ale mu przerwałam.

- Przestań.- zerknęłam na chłopaka przez ramię.- Obiecałeś.

Zamilknął, potaknął niepewnie, ale widziałam jak bardzo był zły. Nie dziwiłam mu się. Ja sobie radziłam tylko dlatego, że byłam już przyzwyczajona do obraźliwych słów z ust byłego faceta. W pewnym momencie już ignorowałam wszystko co do mnie mówił. Na początku to było jak policzek, ale potem stało się moją codziennością, więc już nie reagowałam. Ostrzegałam Grady’ego, ponieważ wiedziałam co będzie. Wiedziałam, że Milo nie będzie się kajał i zacznie od obrażania. To było aż nazbyt oczywiste. Ale dzisiaj się nie dam. Może mi naskoczyć. Już się go nie boje, do cholery.

- Tylko to potrafisz, prawda?- zaśmiałam się cicho.- Boisz się, Milo.

- Słucham?

- Boisz się.- powtórzyłam.- I co myślałeś? Miałeś nadzieję, że przemocą sobie mnie podporządkujesz? Tylko to umiałeś robić. Wyżywać się na mnie i chlać na umór. Ale nigdy więcej mnie nie dotkniesz, i dostaniesz to na co zasługujesz. Trafisz do więzienia. I wiesz czego żałuję? Że wcześniej na ciebie nie doniosłam. A bałeś się tego, że jeśli mnie nie zastraszysz, to od ciebie odejdę. Ale gdybyś traktował mnie tak jak na to zasługiwałam, może byśmy nadal byli razem.

Nie byłam pewna swych słów, ale teraz mówiłam wszystko co mi ślina na język przyniesie.

- Właśnie w tym rzecz, Ivy. Traktowałem cię tak jak na to zasługiwałaś. Tak jak każda suka powinna być traktowana.

Save our tomorrowWhere stories live. Discover now