Rozdział 4

293 22 33
                                    

Grady

Poszedłem do pracy, ale nie czułem się najlepiej. Powinienem być rześki, a tymczasem przypominałem kawał… nie powiem czego. A to wszystko z winy Aarona. Na dwóch piwach od łebka, wcale się nie skończyło. On oczywiście też był przygotowany. Tak się bawiliśmy na całego, dopóki nie przyszła Vivian i nie ukróciła imprezki. Miałem teraz kaca, ale udawałem, że wcale nie mam ochoty puścić pawia.

Molly i Cassie wodziły za mną podejrzliwym wzrokiem, kiedy obok nich przechodziłem. Nawet mój zwyczajowy uśmiech nie podziałał. Kiedy tak mi się przyglądały, jedynie machnąłem dłonią, pokręciłem przecząco głową, co miało oznaczać: Bez komentarza.

Potem wtrąciłem coś o tym, jak to powinny zająć się pracą, zamiast obkrajać mnie wzrokiem. Od razu stwierdziły, iż mają masę zajęć, tylko musiały się naradzić. Skwitowałem to krótkim śmiechem, a potem poszedłem do siebie. Robiłem to co zwykle. Wchodziłem w interakcje z dzieciakami, co oczywiście uwielbiałem.

Jednak dzisiaj, większość dnia, przesiedziałem u siebie. Dostałem dokumenty z uniwersytetu Ivy, co pod koniec praktyk powinienem podpisać. Dlatego też, wiedziałem o której kończyła zajęcia. Po tej godzinie zamierzałem przejść do drugiej części budynku, gdzie mieściła się klinika. Tam powinniśmy się spotkać. Normalnie powierzyłbym to zadanie oprowadzenia Ivy, największej plotkarze (Molly), dużemu dziecku (Rogerowi) lub nieco leniwej, jednak bardzo kontaktowej osóbce (Cassie). A po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że sam się tym zajmę. Nawet jeśli czułem się tak kurewsko fatalnie, mogłem się do tego zmusić.

Grady, ona teraz dla ciebie pasuje. Wstrzymaj konie, kowboju.

Dobra. Ivy wcale mi się nie podoba. To znaczy jest bardzo ładna, ale… no właśnie. Nie wiem jaki jest dalszy ciąg tej wypowiedzi, więc może tu zakończę. Muszę ją oprowadzić, wszystko wyjaśnić, ponieważ ja jestem szefem a ona praktykantką. Czysto zawodowa relacja. Przez te trzy miesiące, co najmniej. Gorzej, jeśli sprawi się tak dobrze, że zaproponuję jej stałą pracę. Wtedy dalej będzie dla mnie pracować, a ja nawet nie mógłbym pomyśleć o żadnym zbliżeniu.
Bo tak dla uściślenia. Na razie nie szukam związku, mam dużo innych rzeczy na głowie. Cała masa pracy. Nie tylko tutaj, ale również ogarnianie papirologii u rodziców, bardzo często. Nie żebym tego nie lubił. Moi rodzice, Paige i James Prestonowie, zawsze dużo ode mnie wymagali. Dlatego właśnie jestem obecnie takim człowiekiem.
Zawsze byli dobrymi rodzicami, niczego mi nie brakowało. Naprawdę nie miałem powodów do narzekać. Nie mam rodzeństwa, więc skupiali się tylko na mnie. Po tym jak mama trzy razy poroniła, zdecydowali się na adopcję, za co jestem wdzięczny. Kto wie, gdzie bym teraz był gdyby nie oni.

Zerknąłem na zegar przywieszony na ścianie. Powoli podniosłem się z fotela, zacisnąłem zęby kiedy poczułem pulsowanie w skroniach. Jednak zmusiłem stopy do przemieszczania się. Ruszyłem do kliniki, ponieważ Ivy już tam mogła czekać. No i rzeczywiście. Nie myliłem się. Stała w holu, zaraz przy recepcji, i rozmawiała z Mabel. Dłonie kurczowo zaciskała na torbie, co jakiś czas przestępowała z nogi na nogę. Uśmiechnąłem się na ten widok. Gdyby nie nieco przydługa, dżinsowa kurtka, mógłbym zobaczyć jej pośladki. Ale wcale tego nie chciałem. Wcale a wcale. Jedna rzecz mnie zastanawiała, a wczoraj nawet tego nie skomentowałem. Nosiła dziwnie workowate ciuchy, ukrywała wszystkie swoje atuty. A na pewno nie miała się czego wstydzić, bo była przecież taka drobna. W takim razie… dlaczego? Ta kobieta wydawała się niemałą zagadką, którą ktoś powinien rozwiązać.

To nie będziesz ty, panie Dobre Nastawienie Do Świata. Relacja, szef-praktykantka, nie zapominaj o tym.

- O, no i proszę!- odezwała się Mabel donośnym głosem. Machnęła dłonią w moim kierunku.- Szef już jest.

Save our tomorrowWhere stories live. Discover now