Rozdział 27

239 14 43
                                    

Ivy

- Mogę wiedzieć, gdzie jedziemy?

- Nie.- zaśmiał się.- Zamknij te słodkie usteczka i obserwuj widoki.

- Grady, no!- zacisnęłam palce na jego bicepsie.

Najpierw spojrzał na moją dłoń, potem na twarz, i wrócił spojrzeniem do przedniej szyby. Skupiał się na drodze. Teraz to mnie jawnie ignorował. Zapewne chciał milczeć całą drogę, a jeśli chodziło o mnie, to się cholernie niecierpliwiłam. Jak jeszcze nigdy. W ogóle nic mi nie mówił, co mnie wkurzało. Nie znosiłam niewiedzy. A Grady zachowywał się niezwykle tajemniczo, od momentu gdy wyszliśmy z New Hope. Powiedział, że chciałby mnie gdzieś zabrać, ale nie zamierzał powiedzieć gdzie konkretnie. Nie było sensu się z nim spierać, ponieważ i tak nie uzyskałabym żadnych informacji.

Cały wczorajszy dzień czułam się paskudnie, ledwo stałam na nogach. Jednak dzisiaj obudziłam się z nową energią, wszystko było ze mną w jak najlepszym porządku. Mdłości zniknęły i czułam się jak nowo narodzona. Na pewno dużo weselsza niż minionego dnia. Grady zapewne też to zauważył.
Może jechaliśmy na randkę-niespodziankę? W końcu nie byliśmy na żadnej. A powiem szczerze. Bardzo bym tego chciała. Jeśli z tego powodu nie chciał mi powiedzieć, to nie miałam nic przeciwko. Nawet jeśli już nie byłam w stanie wytrzymać panującej ciszy.

Westchnęłam głośno. Grady na mnie spojrzał kątek oka. Potem westchnęłam drugi raz, bardziej teatralnie. Mężczyzna zachichotał, ale nawet się nie odezwał. To mnie jeszcze bardziej zirytowało. Jednak postanowiłam się odezwać.

- Czy robisz mi niespodziankę na urodziny?

Grady spojrzał na mnie zaskoczony.

- Masz urodziny?

- Jutro.- przyznałam.

- Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś?

Aha. Czyli się tego nie dowiedział, nawet nie sprawdził w moich papierach, które przecież miał. Więc tu chodziło o coś innego.

- Myślałam, że sam już to sobie sprawdziłeś.

- Jak widzisz, nie zrobiłem tego. Teraz będę musiał na szybko coś przygotować na jutro.

- Nie, nie musisz.

- Hej! Dwudzieste piąte urodziny, to przecież nie są przelewki.

- Tak, owszem.- wywróciłam oczami.- To ta świadomość, że jakimś cudem udało mi się tyle przeżyć.

- Ivy, proszę cię.

Położył ciepłą dłoń na moim kolanie, a ja odruchowo ułożyłam swoją dłoń na jego. Niepotrzebnie psułam atmosferę, ale jakoś nie potrafiłam się powstrzymać.

- Przepraszam.- wymruczałam.

- W porządku, skarbie, ale nie mów tak więcej. Jesteś tutaj, i właśnie to się liczy.

- Jesteś taki słodki.- uśmiechnęłam się.

Nachyliłam się odrobinę w stronę Grady’ego i złożyłam lekki pocałunek na jego policzku. Zobaczyłam jak uśmiecha się leniwie. Wtedy zwolnił, chwilę później skręcił, aż w końcu zatrzymał się na parkingu. Na parkingu przed klubek sportowym, tym samym, w którym pracował Aaron, jego najlepszy przyjaciel.

- Co my tutaj robimy?

- Zaraz się przekonasz.- poklepał mnie po nodze.- Wysiadaj.

Zrobiłam to, tylko dlatego, że nie miałam ochoty się teraz spierać. Grady zamknął samochód, potem splótł nasze palce i pociągnął mnie za sobą. Byłam teraz jak szmaciana lalka, więc pozwoliłam mu się prowadzić.

Save our tomorrowWhere stories live. Discover now